Artykuły 17 lipca 2022

Widzew wraca do Ekstraklasy. Dziewięć lat przerwy i wybrukowana droga powrotu

31 maja 2014 roku Widzew Łódź rozegrał ostatni, jak dotychczas, mecz w Ekstraklasie. Od tamtej pory przy Piłsudskiego wydarzyło się tyle, że można byłoby napisać książkę. Czas nieco podsumować okres nieobecności Widzewa, w dniu jego powrotu.

Wówczas Widzew zremisował w Lubinie 3:3 na murawie, ale spotkanie zweryfikowane zostało na korzyść łodzian jako walkower za zachowanie kibiców Zagłębia. Zresztą wówczas oba te kluby pożegnały się z Ekstraklasą. O ile Miedziowi szybko wrócili, o tyle RTS musiał czekać dziewięć lat. W międzyczasie przebył drogę od IV ligi, by wrócić. Czy wtedy można było się spodziewać tak długiej banicji? – Trudno powiedzieć, to była skomplikowana sytuacja. Klub leciał nieuchronnie w dół, kibice zasłużyli swój oddolny klub, TMRF, na wypadek, gdyby coś się stało. No i faktycznie się stało, rok później nastąpił upadek i reaktywacja od IV ligi. Wtedy chyba ludzie myśleli, że potrwa to trochę szybciej, ale powrót w siedem lat z perspektywy czasu trzeba i tak traktować jako błyskawiczny – mówi Kamil Pycio z serwisu WidzewToMy.net.

Już dzisiaj łodzianie zagrają swój pierwszy mecz sezonu. Niegdyś beniaminkowie swoje pierwsze mecze rozgrywali u siebie. Teraz jednak na przeszkodzie stanęła chociażby kwestia wymiany murawy. Widzew Łódź dopiero w trzeciej kolejce zagra w domu, gdy rywalem będzie Lechia Gdańsk. Na start nie dostali łatwego kalendarza – Pogoń, Jagiellonia i Lechia – czyli dwóch pucharowiczów na rozkładzie. Kwestia sportowa to jedno. Teraz czas przyjrzeć się kwestiom organizacyjnym, które wydarzyły się przez wiele lat nieobecności łodzian.

Opis sytuacji powrotu

Widzew przez lata nie miał szczęścia do ludzi nim zarządzających. W XXI wieku głównym grabarzem klubu został okrzyknięty Sylwester Cacek. To za jego kadencji działy się najgorsze rzeczy. RTS płynął finansowo w dół. Dodatkowo Cacek dokonał rzeczy niemożliwej, z dzisiejszego punktu widzenia. Sprawił, że na Piłsudskiego kibicom odechciało się chodzić. Frekwencja na poziomie trzech tysięcy widzów nie była wówczas niczym dziwnym. Dzisiaj raczej nie do pomyślenia, by takie pustki były na obiekcie. To jednak efekt ogromnego konfliktu, do którego doprowadził ówczesny właściciel.

W 2015 roku rozpoczął się proces odbudowy klubu. Grzegorz Waranecki, Władysław Puchalski, Piotr Pietrasik, Piotr Furmania i Marcin Ferdyn. To oni ruszyli z nowym projektem i ratunkiem. Chwilę wcześniej Sylwester Cacek ogłosił, że kończy wykładanie pieniędzy na klub. Początki nie były łatwe. Ówcześni włodarze klubu musieli błyskawicznie działać. Niecały tydzień na zebranie i złożenie papierów do związku, by w ogóle wystartować w IV lidze. Wspomniany kwintet był założycielem Stowarzyszenia RTS. W tym wypadku mowa o Reaktywacji Tradycji Sportowych, o którego końcu działalności powiedział Tomasz Stamirowski, czyli większościowy udziałowiec klubu. – Znów jest Robotnicze Towarzystwo Sportowe Widzew – stwierdził na majowej konferencji prasowej.

Stadion dźwignią

Jednym z elementów, który pomógł odbudować klub, był stadion. Pierwsze plany mówiły o koncepcji na… 33 tysiące widzów. Tak było na początku XXI wieku. Potem jednak to porzucono. Wygrała opcja znacznie bliższa realnym potrzebom. Jak się okazuje Widzew był i jest jedynym klubem w Polsce, gdzie nie… doszacowano potencjału frekwencyjnego. Wszędzie przeszacowano, a komplety są powodem do zachwytów, niż czymś naturalnym.

Widzew inaugurował stadion jeszcze w III lidze, na meczu z Motorem Lubawa. Wówczas wiele mówiło się o efekcie nowego stadionu przy zachwytach frekwencyjnych. To dość częsty obraz. Pierwsze mecze mnóstwo kibiców, a gdy opadnie efekt “wow”, wówczas przychodzi szara rzeczywistość, czytaj: powrót do normalnej frekwencji. Tymczasem Widzew od początku nowego obiektu przy Piłsudskiego… za normalną frekwencje uznaje komplety praktycznie, co mecz. To jest ewenement na skalę Polski od kilku lat. Nie miała znacznie klasa rozgrywkowa, nie miała znaczenia renoma i jakość rywala. Po prostu kibice chodzili na Widzew. Społeczność RTS-u zrobiła pospolite ruszenie, którego efekty widzimy do dzisiaj.

I pomógł, i trochę przeszkodził. Gdyby nie ten stadion, to mało, który klub tak mocno spinałby się tak mocno na Widzew, a spinał się praktycznie każdy, więc grało się trudniej. Ale oczywiście ta pomoc, również finansowa, była nieoceniona – podkreśla z innej strony nasz ekspert.

Co pół roku kolejne rekordy karnetowe

Karnetowe szaleństwo nie ustaje w Łodzi. Stadion pełny, ale o bilety trudno. Zresztą o karnety także. Zazwyczaj, gdy Widzew ogłasza sprzedaż abonamentów na kolejny sezon, scenariusz wygląda tak samo. Przez pierwsze 24h zostaje pobity poprzedni rekord sprzedaży na dzień otwarcia. Później w kolejnych dniach fani biją następne rekordy. Oczywiście wszystko w “zamkniętej sprzedaży” dla posiadaczy dotychczasowych stałych wejściówek. Gdy rozpoczyna się sprzedaż dla wszystkich, wówczas “na dzień dobry” padają serwery, bo żadna strona nie jest w stanie wytrzymać takiego zainteresowania. Chwila moment i jest po wszystkim. Kto ma szczęście, ten zgarnie karnet. Kto będzie szukał, ten znajdzie jeszcze nieopłacone abonamenty, które poszły do zwrotów. Jest jeszcze opcja zwalniania swoich miejsce na pojedyncze mecze. Reszta musi się obejść smakiem i liczyć na łut szczęścia za pół roku. Tak było w III lidze, tak było w II, tak było w I lidze jeszcze i również teraz.

Co Ekstraklasa zyska, dzięki Widzewowi?

Przede wszystkim pełne trybuny. Nie ma wątpliwości, że telewizyjne obrazki “lubią”, gdy trybuny są wypełnione. Tutaj sytuacja będzie taka, że klasa rywala nie będzie miała żadnego znaczenia. Czy to będzie pierwszy mecz z Lechia, klasyk z Legią, czy spotkanie ze Stalą Mielec. Po prostu wszystkie możliwe miejsca przy Piłsudskiego będą wypełnione. Widzew sprzedał wszystkie karnety, niewiele pozostawił biletów dla kibiców. Ponadto jest opcja udostępniania abonamentów przy ewentualnej nieobecności. To duży plus, bowiem oczekujących na karnet jest wielu.

Ponadto obecność Widzewa, bez względu na poziom sportowy, wyzwala emocje w wielu miastach. Jedni kochają RTS, inni go nienawidzą. Można Widzew lubić, można go nie lubić, ale emocje wywołuje w wielu miastach w Polsce. Klasyki z Legią czy Górnikiem Zabrze. Spotkania ważne dla zagorzałych kibiców, jak choćby przy okazji spotkania czwartej kolejki Śląsk – Widzew. To będzie budziło emocje, a co za tym idzie napędzi ludzi i zainteresowanie.

Co Widzew zyska, dzięki Ekstraklasie?

Przede wszystkim lepszą ekspozycje telewizyjną. Tym razem już każdy mecz tego klubu będzie transmitowany w telewizji. Nie ma co się oszukiwać poziom pokazywania Ekstraklasy a I ligi to są dwa światy. Oprawa, grafika, komentatorzy i podejście telewizji robi różnicę. Zresztą to też pewien paradoks. Kibice Widzewa mocno narzekali po awansie do I ligi na kwestie telewizyjne, o czym pisaliśmy zresztą.

Promocja do wyższej ligi kojarzy się tylko z pozytywami. Był jednak jeden minus w przypadku Widzewa. Awans do I ligi wymusił zakończenie tej roli pracy klubowej telewizji. Wszystko bowiem przejął Polsat. Czy była szansa na kontynuowanie transmisji? – Próbowaliśmy. Stanowisko Polsatu było jasne. Nie było żadnego pola do rozmów nawet w zakresie odkupienia sublicencji. Jednak w trakcie sezonu doszło raz do sytuacji, gdy na mecz z Koroną Kielce, zaplanowany pod koniec zeszłego roku, uzyskaliśmy od Polsatu zgodę na to, aby zrealizować transmisję własnymi środkami z naszym komentarzem i powtórkami, ale na antenę Ipla. Ostatecznie jednak do tego nie doszło z uwagi na przełożenie tamtego meczu na wiosnę – opowiedziała redakcja WidzewTV, która wcześniej transmitowała mecze łodzian w II i III lidze.

Dla najmłodszego grona kibiców to będzie pierwsza styczność z Ekstraklasą. Starsi żyją wspomnieniami największych sukcesów, niektórzy może pamiętają europejskie puchary. Jednak ci, którzy swoją przygodę rozpoczęli kilka lat temu, nie znają tej rzeczywistości. Dla nich zatem mecze z Legią, Lechem czy Górnikiem Zabrze to… coś nowego, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi. To może tylko napędzić ruch i modę na klub, która od kilku lat utrzymuje się na dobrym poziomie. – Możliwość gry z najlepszymi w kraju, ciekawe wyjazdy dla kibiców – na to, na co czekali wszyscy od 8 lat – uzupełnia nasze słowa Kamil Pycio.

***

Dziwnie wyglądała Ekstraklasa bez Widzewa. To jednak przeszłość. W tym momencie celem numer jeden dla łodzian jest zrobienie wszystkiego, by do całej otoczki dojechała warstwa sportowa. Dla beniaminka, jakkolwiek to zabrzmi, to najtrudniejsze zadanie. Nazwa robi swoje, ale na tym poziomie nikt się nie przestraszy. Nikt nie klęknie przed pełnym stadionem, wszak każdy już się z tym zmierzył na tym poziomie.