Wojciech Strzałkowski: łączymy różnych ludzi. To jest niesamowite [WYWIAD]
Tajemnica sukcesów Jagiellonii jest bardzo prosta: to wsparcie otoczenia i kontynuacja pracy – mówi nam Wojciech Strzałkowski, który sam pracuje w klubie już od niemal 22 lat i pamięta marsz z trzeciej ligi aż do tytułu mistrza Polski.
Łukasz Majchrzyk, SportMarketing.pl: Dawno nie było tak głośno i pozytywnie o Jagiellonii. Ten szum jest odczuwalny w Białymstoku?
Wojciech Strzałkowski, przewodniczący rady nadzorczej Jagiellonii Białystok: – Takiej serii, chyba już 17 meczów bez porażki, dawno nie mieliśmy. Punktujemy w PKO BP Ekstraklasie, ale najbardziej cieszą nas wyniki pucharowe. W pierwszym meczu w Kopenhadze byliśmy skazywani na porażkę i cieszylibyśmy się z remisu, a tymczasem w 97. minucie Darko Czurlinow strzelił zwycięską bramkę. Mecz z Molde był być może najlepszy w całej historii Jagiellonii. Wygraliśmy 3:0, a przecież jeszcze rok wcześniej ta drużyna wygrywała z Legią 3:0. Ostatni mecz pucharowy też dostarczył wielu emocji, bo długo goniliśmy wynik, wyszliśmy na prowadzenie, żeby koniec końców zremisować. Kiedy się spojrzy na tabelę Ligi Konferencji Europy po czterech meczach, to można poczuć dumę. Chelsea jest pierwsza, za nią Legia, a potem Jagiellonia. Za nami choćby Fiorentina, drużyny z Niemiec i Portugalii. Chciałoby się powiedzieć: chwilo trwaj.
Trochę na tę chwilę czekaliście.
– To jest efekt długiej pracy. Szczególne podziękowania należą się trenerowi Adrianowi Siemieńcowi, dyrektorowi sportowemu Łukaszowi Masłowskiemu i prezesowi Wojciechowi Pertkiewiczowi, który z końcem roku kończy swoją pracę. Te sukcesy nie byłyby też możliwe bez wsparcia kibiców, co sam odczuwam. Łączymy różnych ludzi. Są z nami politycy różnych opcji, radni miasta, województwa, prezydent Białegostoku, wojewoda. To jest niesamowite.
Przebijacie sukcesami kluby z większych miast: Poznania, Szczecina, Gdańska, Krakowa.
– Pytałem kolegów z Bodo/Glimt, a później Molde, jakie czynniki powodują, że takie małe miejscowości mają tak świetne drużyny. Dlaczego nie zbudowano tego w Oslo, przecież Molde jest wielkości Bielska Podlaskiego. Przedstawiciele obu klubów wymienili podobne czynniki: ciągłość pracy i bardzo silne wsparcie otoczenia. Takie są zresztą, źródła sukcesu hiszpańskiego Villarreal, gdzie też nikt nie rzuca kłód pod nogi. Wydaje mi się, że podobną sytuację mamy w Białymstoku. To jest rzecz, którą łatwo pominąć, przeoczyć, a jest kluczowa. Drugim składnikiem przepisu na sukces jest kontynuacja pracy.
Pan jest tego najlepszym przykładem.
– W czerwcu miną mi 22 lata pracy w Jagiellonii. Trenerów również nie zmieniamy co pół roku. Adrianowi Siemieńcowi życzyłem, żeby jak Arsene Wenger w Arsenalu albo sir Alex Ferguson w Manchesterze United pracował u nas 25 lat. On się z tego śmieje, ale tego nie wyklucza.
Zaczynaliście swój marsz z trzeciej ligi.
– Po awansie do drugiej ligi powiedziałem, że chciałbym, żeby Jagiellonia grała kiedyś w Ekstraklasie, a nawet w Lidze Europejskiej. Wiele osób pukało się w czoło, bo kasa klubu była pusta, brakowało na wynagrodzenia, a pod stadionem funkcjonował mało estetyczny bazarek. Dzisiaj jesteśmy mistrzami Polski i z sukcesami gramy w pucharach. Wychodzi na to, że można osiągnąć sukces, startując z niskiego pułapu, tylko trzeba być cierpliwym i konsekwentnym.
Łatwo rozpieścić kibiców. Fani w Białymstoku zaczynają sobie wybierać mecze, na które kupią bilet?
– Jest kilka kategorii kibiców. Są ci najbardziej zagorzali, którzy nie odpuszczają żadnego meczu i dopingują na meczach wyjazdowych. Adrian Siemieniec był pełen podziwu dla ludzi, którzy muszą brać wolne, poświęcają swój czas rodzinny i pieniądze, żeby pojechać za drużyną. Przy kilkunastu wyjazdach w roku stać by ich było na bardzo ekskluzywne wakacje za granicą, a tymczasem oni tłuką się pociągami po nocach. Jestem im za to wdzięczny. Sam im sporo zawdzięczam, bo kiedyś, gdy przeżywałem trudny moment, to kibice przyszli do mnie i udzielili mi poważnego wsparcia.
Kibice to nie jest społeczność, która tylko wymaga? To nie są anonimowi ludzie?
– Jak powiedziałem: jest wiele kategorii kibicowania. Są tacy, którzy nie opuszczą żadnego meczu, tacy, którzy przychodzą na stadion często, ale też tacy, którzy pojawili się na trybunach na fali sukcesów, bo skoro tak się dużo mówi o Jagiellonii, to warto pójść na mecz. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kiedy wygrywamy coraz więcej meczów, to się do takiej sytuacji przyzwyczajamy. Chciałoby się, żeby sukcesów było jeszcze więcej i, żeby były bardziej spektakularne. Na wszystko przyjdzie czas.
Sukces ma twarz Adriana Siemieńca?
– To, co robi Adrian Siemieniec, jest niesamowite. Piłkarze rozwijają się indywidualnie, a to się składa na sukces całej drużyny. Nasz trener ma 32 lata, więc nie waham się użyć w tym przypadku określenia „geniusz trenerski”. Kiedyś powiedziałem, że prezesem 100-lecia klubu jest Cezary Kulesza, a trenerem – Michał Probierz i trzymam się tej wersji. Tylko, że rozpoczęliśmy już drugi wiek istnienia i z przymrużeniem oka można powiedzieć, że na razie trenerem drugiego stulecia jest Adrian Siemieniec, a prezesem Wojciech Pertkiewicz. To jest z kolei, wyzwanie dla nowego prezesa Ziemowita Deptuły. Nie chcę jednak obu panów porównywać. Ważne, żeby nowy prezes wspierał dział sportowy, uskrzydlał drużynę. Obaj jesteśmy takimi ludźmi. Ja chcę motywować jego, a on będzie dobrze pilnował spraw administracyjno-prawnych.
Mówi pan o różnych kategoriach kibiców. A jak na stadionie Jagiellonii wygląda dbanie o klientów biznesowych, strefa hospitality?
– Od początku istnienia stadionu sky boksy sprzedawane są przez właściciela stadionu, czyli spółkę miejską i to nie jest normalna sytuacja. Po dość głębokim kryzysie, który mieliśmy w poprzednim sezonie, w lecie 2023 roku dogadaliśmy się z zarządcą stadionu i władzami miasta. Dzisiaj jest pełne zrozumienie, chociaż sytuacja dalej nie wygląda tak, jak powinna, bo inny podmiot sprzedaje sky boksy na wydarzenie, które organizuje klub piłkarski. Może do tego tematu kiedyś wrócimy. Hospitality w każdym klubie i każdej federacji piłkarskiej jest odrębnym departamentem do zarządzania. Taki klient wymaga zupełnie innego traktowania, ale też jest gotowy zapłacić dużo większe pieniądze za miejsce na stadionie. Zwracamy na to uwagę i będziemy współpracowali ze stadionem miejskim w Białymstoku, żeby tę sytuację poprawiać.