Aktualności 23 kwietnia 2024

Jan Winkiel zostaje w PZN. Mówi o ambitnych planach związku [WYWIAD]

autor: Miłosz Marek
Trzęsienie ziemi w PZN zostało opanowane. Jan Winkiel zostaje w związku i będzie odpowiadał za marketing oraz sponsoring. Mówi o ambitnych planach na kolejne miesiące oraz programie, na który związek przeznaczy 8,5 mln złotych.

Miłosz Marek, SportMarketing.pl: Pierwsze pytanie nie może być inne niż o nagłówki z panem w roli, które ostatnio informowały o trzęsieniu ziemi w Polskim Związku Narciarskim. Co z tego trzęsienia wynika, bo słyszałem chyba, że ziemia ustała.

Jan Winkiel, Polski Związek Narciarski: – Zostaję przy związku. Wyjeżdżam, by wracać, jak mówi klasyk. Trzęsienie ziemi? Potrzebujemy go trochę w naszym sporcie, jeśli chodzi o wyniki. Nie było dramatu, ale nie dojechaliśmy. 

Czyli nie będzie pan już sekretarzem, ale pozostanie w związku?

– Zostanę przy sponsoringu i marketingu. 

W rozmowie z Polsatem Sport mówił o powodach osobistych tej decyzji. Praca w marketingu sportowym i związku sportowym wypala? Często postrzega się taką pracę jako spełnienie marzeń.

– Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Pozmieniało się u mnie, kiedy urodził się syn. Mieszkam z rodziną 100 kilometrów od biura. Praca w sporcie wymaga, żeby być pod telefonem rano i wieczorem. W pracy jest się w weekendy. Taka charakterystyka. Gdybym zajmował się samą kwestią sponsoringowo-marketingową, pewnie byłoby mi łatwiej. Musiałem jednak dzielić tydzień na kwestie administracyjne, prawne, księgowe i rozbudowę części komercyjnej. Trochę sam na siebie wziąłem za dużo. Zosie Samosie tak kończą. 

Nie powiedziałbym, że praca w sporcie wypala. Praca w sporcie jest spełnieniem marzeń dla wielu z nas. Podczas panelu na Sport Biznes Polska rozmawialiśmy z kolegami o tym, że nie każdy będzie mistrzem świata. Powinniśmy promować rozwój kariery sportowej, ale też trenerski i menedżerski. Widać, że trochę się ludzi w Polsce sportem zajmuje, więc są możliwości, a im więcej świeżej krwi, tym lepiej. Czasy postkomunistycznego sportu chyba odchodzą w zapomnienie.

Jak można pana teraz tytułować?

– Będę zajmował się marketingiem i sponsoringiem w Polskim Związku Narciarskim. Nazwa stanowiska jest drugorzędna. Będę zajmował się tym tematem całkowicie.

Wspomniał pan o wynikach sportowych, a jak wyglądało to właśnie ze strony sponsoringu i marketingu? Jak podsumowałby pan pracę PZN w tym aspekcie w minionym sezonie?

– Sprzedaliśmy bilety na zawody Pucharu Świata w skokach najszybciej w historii, co jest i nie jest dobre. Z jednej strony ubolewamy, że ceny biletów są wysokie i chcielibyśmy je obniżać, ale z drugiej strony ciężko przekonać do tego zarząd, skoro się wyprzedają… Mamy system i delegujemy organizację samych zawodów na Okręgowe Związki Narciarskie, aby one mogły się napędzać, zarabiać i finansować kluby. 

Zawsze mówiłem, że chciałbym, żeby związek stał na trzech nogach sponsoringowych. Jedna z nich to Spółki Skarbu Państwa, bo nie oszukujmy się – tak to funkcjonuje także na całym świecie. Ważne, żeby współprace były rzetelne, wiarygodne i nakreślone od początku do końca w sposób transparentny. Obecnie z Orlenem, a wcześniej Lotosem, współpracujemy 20 lat, z Grupą Azoty 12. Pieniądze z tych umów nie szły wyłącznie na sport wyczynowy. Drugą nogą są duże polskie firmy – takie jak 4F, Blachotrapez. Trzecią międzynarodowe korporacje – Milka, realme. Mogę powiedzieć, że jestem zadowolony, bo to zostało zachowane. Zobaczymy, jak wszystko ułoży się dalej. Mimo słabszego sezonu dalej udaje się nam utrzymać wiarygodność na rynku, ale musimy zacząć dowozić wyniki sportowe. Możemy budować wszystko dookoła, ale jeśli zabraknie wyniku, to nikt nie będzie się interesował. 

Chcemy uruchomić wiele programów z upowszechnianiem sportu. Pokazać, że skoki narciarskie są dla wszystkich. 

Ale to chyba będzie trudne.

– Wbrew pozorom nie aż tak. Mamy pomysł promocyjny, który może być atrakcyjny dla dużych samorządów. Chcemy w miastach pokazać sztukę latania. Z jednym z partnerów mieliśmy kampanię reklamową, w której mówiliśmy, że „powiedz Polakowi, że coś jest niemożliwe, a on to zaraz zrobi”. Dedalowi i Ikarowi się nie udało, nam się udaje. Chcemy dać możliwość spróbowania tego ludziom. 

Bardzo cieszymy się, że Ministerstwo Sportu i Turystyki pomoże w dofinansowaniu mniejszych tras do biegów narciarskich. Chcemy też upowszechniać biegi. Chcielibyśmy, żeby dało się więcej jeździć na nartach, ale zimy są, jakie są. 

Rozpoczęliśmy też bardzo duży projekt wspierania okręgów, klubów i zawodników. Przeznaczymy na to 8,5 mln złotych, co stanowi 15% budżetu związku. Te środki pozwolą opłacić trenerów, czasem prąd. Kluby sportowe w większych miastach jak Krakowie, Wrocławiu, Warszawie mają łatwiej niż np. w Szczyrku. Premiujemy za wyniki sportowe seniorów, ale też dzieci. 

Przemodelowaliśmy związek. Mamy trochę sukcesów. Teraz czas na sport…

Jest pan zadowolony z ostatnich 12 miesięcy?

– Organizacyjnie tak, sportowo nie, chociaż 12 miesięcy temu kończyliśmy sezon, który był najlepszy w historii sportów zimowych. 

Czy za wcześnie, żeby mówić o planach na kolejne miesiące? Tym bardziej, że zmienia się pana rola w PZN?

– PZN będzie nastawiony na igrzyska w 2026 roku. Wyciągamy lekcję i wierzymy, że słabsze wyniki przyszły w dobrym momencie, żeby wykrzesać ze sportowców więcej. Z igrzysk chcemy przywieźć 3 medale – dwa w skokach i jeden w snowboardzie. 

Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, to utrzymanie stabilnego rozwoju. Mój prywatny cel to pozyskiwanie większych środków od lokalnych sponsorów. Przebudowaliśmy trochę system współpracy sponsorskiej. Zawsze chcemy zachowywać jedno miejsce dla lokalnego sponsora z okolicy. Tak, żeby sport zimowy miał kontakt z lokalnym biznesem, który potem pomaga. Czy to młodym zawodnikom, czy klubom sportowym. Chcemy mieć przygotowane mniejsze pakiety, ale gwarantujące ekspozycję telewizyjną.