Aktualności 12 stycznia 2024

Sylwester z… Granerudem. Polak pokazuje życie skoczków “od kuchni” [WYWIAD]

Antoni Cichy odpowiada za media społecznościowe w FIS. Na co dzień pracuje z najlepszymi skoczkami narciarskimi i stara się pokazać, jacy są od tej drugiej strony. – Najwięcej satysfakcji daje chyba jednak pokazywanie tych pięknych zdarzeń, których w skokach nie brakuje – powiedział w rozmowie ze SportMarketing.pl.

Jakub Kłyszejko, SportMarketing.pl: Od jakiegoś czasu odpowiadasz za media społecznościowe FIS. W jaki sposób chcecie budować zainteresowanie skokami narciarskimi w sieci?

Antoni Cichy, dziennikarz sportowy, content coordinator Pucharu Świata w skokach narciarskich: – Myślę, że kluczowych jest kilka warstw. Przede wszystkim musimy dotrzeć do grona młodych odbiorców, którzy już oglądają skoki i utrzymywać u nich zainteresowanie, oraz dotrzeć do tych, którzy skokami dotychczas się nie interesowali lub robili to sporadycznie. Podejrzewam, że wzorem dla wielu sportów jest Formuła 1, a konkretnie to, co stało się za sprawą “Drive to survive”. Obniżyła się średnia wieku odbiorców. To jednak wymaga działań właśnie na kilku płaszczyznach. Musimy łączyć pokazywanie skoków jako bądź co bądź ekstremalnego sportu z budowaniem zainteresowania głównymi bohaterami. W końcu to dlatego w Polsce ludzie zaczęli kiedyś oglądać skoki – bo chcieli zobaczyć, jak poradzi sobie, a wtedy to raczej, czy znowu wygra Adam Małysz. Kiedy osoby zaczną się w jakiś sposób utożsamiać z zawodnikami, kibicować im, będą później oglądać zawody, żeby przekonać się, czy ich faworyt wygrał. Tak naprawdę tych poziomów jest wiele. Mamy gwiazdy – nie tylko na skoczni. I chcemy to prezentować. Pokazać Ryoyu Kobayashiego i innych z drugiej strony, bez kasku.

Co należy do twoich głównych obowiązków?

– W skrócie, zarządzanie mediami społecznościowymi, przygotowywaniem treści, edycją oraz wycinaniem materiałów wideo z konkursów, ale też wyznaczaniem jakiejś drogi i podążanie nią. Oprócz klasycznych działań w mediach społecznościowych, przygotowujemy też trailery, czyli zapowiedzi poszczególnych zawodów tak, by odpowiadały temu, jak przedstawimy te konkursy. Przykład? Zakopane. To znakomity weekend, żeby promować znakomitą zabawę na skokach. Jeśli mowa o lotach narciarskich, wiadomo, że tutaj będziemy chcieli przypomnieć rekordowe loty. Do tego dochodzi planowanie różnych aktywności, wybieranie archiwalnych skoków, do których jest dostęp, szukanie ciekawostek jak rocznica debiutu Noriakiego Kasai.

W takiej pracy ciężko wszystko robić zdalnie. Obecnie w trakcie sezonu jesteś na wszystkich zawodach i pracujesz głównie z miejsca wydarzeń?

– Wbrew pozorom nie. Byłem w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, a następnie będę w Zakopanem i prawdopodobnie Raw Air oraz w Planicy, choć do końca sezonu wiele może się zmienić. Paradoksalnie, podczas klasycznego weekendu Pucharu Świata, czyli kwalifikacje w piątek, konkursy w sobotę i niedzielę, przestrzeń na większe projekty jest ograniczona. Stąd szukamy wydarzeń, na których albo zawodnicy mają dni wolne, co daje im trochę więcej swobody, albo takie, gdzie obecność na miejscu pomaga w budowaniu narracji, podgrzewaniu emocji. Na Turnieju Czterech Skoczni te emocje narastały, szybko wykrystalizowała się rywalizacja Ryoyu Kobayashiego z Andreasem Wellingerem. Wtedy można pokazywać ich przygotowania na miejscu, podgrzewać atmosferę, dodając odpowiednie relacje w mediach społecznościowych itd. Praca zdalna ma swoje atuty. Będąc pod skocznią trudniej na bieżąco wycinać skoki z transmisji, przygotowywać materiały, które ukażą się w social mediach tuż po zawodach. Tak naprawdę wiele też zależy od tego, co wydarzy się na skoczni. To jednak definiuje narrację pokonkursową. Wystarczy porównać końcówkę konkursu w Klingenthal, gdzie każdy lądował poza 140. metrem, i  zwycięstwo Piusa Paschke w Engelbergu, kiedy sam skok nie był tak istotny, jak cała historia.

Facebook, Instagram, Twitter, Tik-Tok. Na jaką platformę kładziecie największy nacisk i dlaczego?

– Staramy się docierać do jak największego grona odbiorców na każdej z tych platform. Wiadomo, że wszystkie mają swoją charakterystykę. Wśród skoczków najpopularniejszy jest Instagram, co daje większą możliwość interakcji, oni sami mogą udostępniać określone treści. Twitter pełni zatem rolę bardziej informacyjną, z kolei kanał na TikToku jest jeden, jeśli chodzi o FIS, więc pojawiają się tam nieco inne treści niż na kanałach związanych tylko ze skokami narciarskimi.

Skoczkowie chętnie chcą pokazać siebie “od kulis”?

– Myślę, że to zależy od zawodników. Zresztą, wystarczy spojrzeć na ich media społecznościowe. Jedni są bardzo aktywni, co chwilę coś dodają, relacjonują podróże na zawody, treningi, inni korzystają z nich raczej oszczędnie. Ale raczej są chętni do różnych aktywności medialnych, pomocni. Według mnie to też ważne, aby dopasować określone aktywności, pomysły do zawodników. Wiemy, że Alexandria Loutitt bardzo dobrze czuje się w świecie mediów społecznościowych, więc właśnie ją poprosiliśmy, żeby przejęła nasz kanał na Instagramie tuż przed inauguracją Pucharu Świata kobiet. I wyszło super. Gdybyśmy poprosili kogoś, kto nie czuje się za dobrze w tej roli, pewnie by się zgodził, tylko miałoby to mniejszy sens. Dlatego taka znajomość zawodników na pewno pomaga i podpowiada, z kim zrobić materiał bardziej lifestyle’owy.

W codziennej pracy spotykasz się z ich dużą życzliwością? Pod tym względem ze sportowcami bywa różnie.

– Szczerze mówiąc, mogę mówić o skoczkach w samych superlatywach. Są bardzo pomocni. Oczywiście, ja też staram się podchodzić nie tyle z ostrożnością, co szacunkiem do ich pracy, czasu. Wiem, że sport musi być na pierwszym miejscu i możemy coś zrobić w trakcie treningu, jeśli się zgodzą, po kwalifikacjach, a nie tuż przed konkursem, w czasie rozgrzewki. Ale nawet kiedy pilnie i na szybko potrzebowaliśmy filmów z życzeniami dla Anny Odine Stroem po tym, jak odniosła kontuzję kolana, odpowiedź była błyskawiczna. Już po kilkunastu minutach większość – w tym przypadku zawodniczek – przysłała nagrania. Takich przykładów jest więcej. Poprosiłem Ryoyu Kobayashiego o wysłanie listy ulubionych utworów. Odczytał wiadomość, chwilę nie odpisywał, po czym wysłał screeny ze Spotify. To miłe, że też się angażują. I myślę, że tutaj to będzie się wzajemnie napędzało. Kiedy zawodnicy zobaczą fajne treści, projekty, chętniej wezmą w nich udział, a to ośmieli kolejnych.

Spędzałeś Sylwestra m.in. z Halvorem Egnerem Granerudem. Jak wyglądał ten dzień wśród skoczków?

– Pewnie nie zaskoczę, to profesjonaliści, więc bardzo spokojnie. Byliśmy na uroczystej kolacji, w której wzięli udział także skoczkowie trenujący z reprezentacją Norwegii, czyli Estończyk Artti Aigro, i Amerykanie. Każda z osób biorących udział pierwszy raz w tej tradycyjnej kolacji oraz obchodzący 10. jubileusz Daniel Andre Tande miała przemowę, później było trochę więcej luzu, prywatne rozmowy, śmieszne zdjęcia, wspólne oglądanie fajerwerków i do spania. A sam Halvor Egner Granerud już wcześniej położył się do łóżka. Kilkanaście minut po północy skoczkowie byli już w pokojach. Ale mieliśmy znakomitą okazję, żeby pokazać ich z całkiem innej strony, ubranych na galowo, wesołych, robiących sobie śmieszne zdjęcia. Marius Lindvik, który świetnie radzi sobie za konsolą DJa, zaproponował utwory na imprezę sylwestrową. To właśnie element otwierania się skoków i skoczków na kibiców. Chcemy pokazać, że za tymi chłopakami, ale też dziewczynami, którzy latają czasem ponad 200 metrów, kryją się młodzi, fajni ludzie z ciekawymi pasjami.

Co jest najtrudniejsze w tego typu pracy?

– Na pewno to, co generalnie wiąże się z pracą w mediach, dziennikarstwie – presja czasu oraz nieomylność. Nie możemy ogłosić, że Ryoyu Kobayashi wygrał Turniej Czterech Skoczni godzinę po konkursie, kiedy wszyscy już o tym wiedzą, albo podać złą informację. W końcu to kanał Pucharu Świata traktowany także jako źródło. Co więcej, często trzeba działać szybko, bo zawody są organizowane np. w sobotę wieczorem, a to sprawia, że aktywność w mediach społecznościowych może spadać. Należy szukać treści, które mimo tego wzbudzą emocje, zainteresowanie.

Co sprawia najwięcej frajdy?

– Na pewno dużo radości daje kontakt z zawodnikami, tworzenie treści ze skoczkami, których kiedyś oglądało się jeszcze w telewizji. Z Simonem Ammannem zrobiłem pierwszy wywiad w życiu, kiedy miałem 17 lat, a teraz usiedliśmy porozmawiać o jego 25. występie w Turnieju Czterech Skoczni. Wiadomo, przyjemnie jest także robić materiały luźniejsze, zabawne, kiedy sami skoczkowie dobrze się przy tym bawią. Najwięcej satysfakcji daje chyba jednak pokazywanie tych pięknych zdarzeń, których w skokach nie brakuje. I to nie tylko gest Anze Laniska, bo to nawet trudno opisać słowami. Piękna sprawa. Ale też kiedyś ktoś po wielu latach staje na podium, wygrywa, dokonuje czegoś historycznego. Wtedy ma się szansę szerzyć tę historię, ludzie losy. To coś, co również warto pokazywać, bo kibice lubią utożsamiać się z zawodnikami, którzy wiele przeszli, czasem już byli wyrzucani, a nagle znajdują się na szczycie.

Ciężko było ci się przestawić z roli dziennikarza na tę “drugą stronę”? Dodatkowo prowadzisz też media społecznościowe żużlowcowi Bartłomiejowi Kowalskiemu.

– Właściwie to nie. Może dlatego, że nawet jako dziennikarz starałem się szukać ciekawych historii i je pokazywać, więc tu niewiele się zmieniło. Podejrzewam, że w drugą stronę, czyli z mediów, PR do dziennikarstwa zmiana jest większa i trudniejsza. Lubię tę pracę i odnajduję się w niej, także jeśli chodzi o Bartka. Daje często możliwość do działania na wielu obszarach, wykorzystywanie real time marketing, robienie ciekawych filmów. Choć w skokach też jest wiele pracy takiej jak typowa dziennikarska, bo trzeba śledzić zawody, szybko publikować wyniki – tylko w bardziej graficznej formie. Różnice pojawiają się raczej później, bo siłą rzeczy w dziennikarstwie w Polsce skoncentrujemy się na wynikach naszych skoczków, przyczynach słabszych występów, a tutaj szukamy tego, co jest najciekawsze, najbardziej widowiskowe dla fanów w różnych krajach. Na pewno praca w dziennikarstwie dała dużo doświadczenia i pomogła się rozwinąć.