Wywiady 4 maja 2021

“Marzenie? Powtórzenie sukcesu Mariana Kasprzyka, który w Tokio w 1964 roku zdobył złoto”

W poprzednim miesiącu rozpoczęliśmy nowy cykl wywiadów "LOT do TOkio", który współtworzymy wraz z właścicielem marki LOTTO, Totalizatorem Sportowym. Jak sugeruje tytuł w ramach tej serii przeprowadzamy wywiady ze sportowcami, którzy będą lub walczą o to, by reprezentować nas latem na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. W drugim odcinku porozmawialiśmy z niezwykle utytułowaną i doświadczoną pięściarką, Karoliną Koszewską, która opowiedziała nam o tym, jak przygotowuje się do turnieju w Paryżu, na którym powalczy o bilet do Tokio. A to nie wszystko, ponieważ nie zabrakło również takich tematów jak: psychologia w boksie, trudy zawodowstwa, bycie matką i pięściarką, sponsorzy, potknięcia, zwycięstwa, czy po prostu życie. Zapraszamy do lektury.

*** 

Bartosz Burzyński (Sport Marketing): Na twoim Instagramie można przeczytać, że zgrupowanie w Asyżu przebiegło bardzo dobrze i jesteś w świetniej formie. Można powiedzieć, że to już optymalna dyspozycja przed najważniejszymi walkami w tym roku, czy jeszcze są rezerwy?

Karolina Koszewska (Pięściarska): Generalnie jestem bardzo zadowolona z treningów, które odbyłam w Asyżu. Szłyśmy tym samym tokiem przygotowań co reprezentantki Włoch. I nie chodzi tylko o sparingi, ale także o wszystkie zajęcia. Bardzo mi się podobał włoski system treningowy.

Z drugiej strony to nie jest ryzyko, że na turnieju trafisz na Włoszkę, która przez wiele dni obserwowała cię w treningu? W końcu ona i jej trener mogli podpatrzeć, jak zachowujesz się w konkretnych sytuacjach.

Oczywiście istnieje takie ryzyko, ale akurat w tym przypadku trenowałam z dwiema Włoszkami, z którymi już się wcześniej mierzyłam. Znają mnie dobrze, więc nie wydaje mi się, iż teraz dowiedzieli się znacznie więcej. Poza tym to działa w dwie strony, ponieważ sama także mogła obserwować, jak trenują, czy walczą.

W turnieju kwalifikacyjnym do IO w Paryżu, Włoszka znajduje się w drugiej drabince, więc jakbyśmy się spotkały, to dopiero w finale. Tym samym mogę być spokojna, ponieważ jeśli dojdę do finału, to i tak będę miała już pewną kwalifikację do Igrzysk Olimpijskich.

Wracając jeszcze na chwilę do Instagrama. Bardzo często podkreślasz, że bardzo ważny jest dla ciebie kontakt z rodziną, a wiadomo, iż nie masz go sporo ze względu na obozy i treningi. Jak sobie radzisz z rozłąką?

Obecnie koncentruję się już tylko na jednym celu, który jest krótkoterminowy. Kwalifikacje są w czerwcu, a chwilę później odbywają się Igrzyska Olimpijskie. Mam nadzieję, że zawalczę w Tokio, a wtedy zakończę karierę i będę miała dużo czasu dla dzieci i męża.

Dobrze się składa, ponieważ dzieci wchodzą w wiek, w którym potrzebują sporo uwagi.

Dokładnie. Syn ma Pierwszą Komunię Świętą 30 maja, a ja za bardzo nie mogę uczestniczyć w przygotowaniach. Na samej uroczystości jednak oczywiście będę, dlatego na obóz przygotowawczy do Francji nie mogę jechać. Dojadę właściwie na sam turniej kwalifikacyjny.

Trudno uprawiać zawodowo sport, wychowywać dzieci i być żoną. Przede wszystkim brak czasu, ale także duża presja. Pracujesz z psychologiem, czy sama sobie radzisz z tym wszystkim?

Na początku mieliśmy psychologa kadrowego, Marcina Kwiatkowskiego, z którym współpracowały wszystkie reprezentantki. Następnie zdecydowałam się jeszcze na indywidualną pracę z psychologiem w Warszawie. Później przerzuciłam się z psychologa na trenera mentalnego, Piotra Matulkę. A teraz pracuję z motywatorem, Rafałem Mazurem, który prowadzi stronę Zenjaskiniowca.pl. Bardzo dobrze słucha mi się jego podcastów.

Wygląda jakbyś chciała przetestować wszystkie możliwe środki tego typu.  

Szczerze mówiąc przez całą karierę szukałam odpowiedniego sposobu do motywacji. Wydaje mi się, że każdy z nas jest inny i trafia do niego inny środek przekazu. Ważne, by pracę z psychologiem, czy innym fachowcem zaczynać jak najwcześniej. Często proste metody pomagają później znosić porażki, a także cieszyć się w odpowiedni sposób z wygranych. Uważam również, że idealnym psychologiem dla zawodnika może być trener, który posiada odpowiednie umiejętności mentorskie.

Dlaczego?

Przyczyna jest bardzo prosta, ponieważ psychologowie, czy trenerzy mentalni nigdy nie byli bokserami. Nie wiedzą więc jak to jest dostać mocno w głowę, czy czekać na gong, który pozwoli zaczerpnąć trochę oddechu. Z kolei trener doskonale zna takie stany, a jeśli posiada cechy motywatora, to lepiej być nie może. On doskonale wówczas wie co krzyknąć do swojego zawodnika, jak go zmotywować. Niestety nie każdy trener posiada takie cechy.

W sporcie jesteś od bardzo dawna, ponieważ mistrzynią Europy w boksie amatorskim byłaś już w 2005 roku. Dostrzegasz zmianę świadomości wśród zawodników, jeśli chodzi o pracę z psychologiem?

Zmiana jest bardzo duża, ponieważ kiedyś było przeświadczenie, że jak potrzebujesz psychologa, to znaczy, iż się boisz. A wówczas nie masz czego szukać w boksie. Teraz już jednak wiadomo, że nie chodzi tylko o strach. Niektórzy są przecież zbyt odważni i nad tym muszą pracować z psychologiem. Przyczyn może być naprawdę od groma.

Pandemia także sprawiła, że ludzie mają więcej problemów na głowie. Jak ty sobie z tym radzisz zarówno pod względem psychologicznym, jak i sportowym?

W marcu zeszłego roku z powodu pandemii miałyśmy przerwany turniej kwalifikacyjny w Londynie. Po powrocie musiałyśmy udać się na 14 dniową kwarantannę, a później jeszcze wprowadzono zakaz biegania. Tym samym byłam w pewnym sensie załamana, ponieważ marzyłam o tym, by ćwiczyć na świeżym powietrzu. Brakowało mi tego bardzo, ale to i tak pryszcz przy problemach, które mieli inni ludzie.

Warto dodać, że to był okres, w którym nie było wiadomo co dalej, ponieważ była opcja, iż turniej zaraz zostanie wznowiony. Musiałaś więc być w treningu w okresie kwarantanny. Jak sobie z tym radziłaś?

Robiłam co mogłam w domu. Czasami trenowałam sama, a czasami z trenerką poprzez wideokonferencję. Oczywiście wielu rzeczy nie mogłam zrobić, ponieważ w boksie potrzebna jest druga osoba do pełnego treningu, ale wiedziałam, że nie tylko ja byłam w takiej sytuacji.

Pocieszałam się trochę, że moja dyscyplina i tak nie jest najgorsza, ponieważ mogłam robić trening siłowy, czy walkę z cieniem, a gdybym trenowała np. pływanie, pole manewru byłoby zdecydowanie mniejsze.

W trakcie kwarantanny z wagą nie było problemu?

Nie było problemu, ponieważ byłam chwilę po tym niedokończonym turnieju w Londynie i ciężkich przygotowaniach do niego. Właściwie takie lżejsze treningi, które wykonywałam wówczas na kwarantannie były wskazane.

Na wspomnianym przerwanym turnieju w Londynie jedno zwycięstwo dzieło cię od kwalifikacji do Igrzysk w Tokio. Co czułaś w pierwszej chwili, gdy dowiedziałaś się, że nie odbędziesz decydującej walki?

Z jednej strony byłam zdziwiona, ponieważ chyba można było dokończyć turniej. Chciałam to już też mieć za sobą. Z drugiej strony po namyśle doszłam do wniosku, że może dobrze się stało, ponieważ będę miała więcej czasu na przygotowanie się do tej walki.

Swoją drogą, gdybym w tamtym roku zakwalifikowała się na Igrzyska, które by się odbyły, to dzisiaj pewnie już byśmy nie rozmawiali, gdyż byłabym na sportowej emeryturze. Można więc powiedzieć, że przygoda ze sportem została mi o rok przedłużona. Inna sprawa, że w moim wieku czas nie działa na moją korzyść (śmiech).

W Londynie wówczas byłaś w wysokiej formie?

Wszystkie byłyśmy w dobrej formie, co pokazały pierwsze nasze walki. Wszystkie bowiem wygrałyśmy swoje pojedynki i to w dobrym stylu. Trudno mi jednak powiedzieć, czy była to niesamowicie wysoka forma. Mam nadzieję, że teraz będę jeszcze lepiej przygotowana.

Dokończenie europejskich eliminacji, z zachowaniem wyników i losowania, odbędzie się w dniach 4-8 czerwca w Paryżu. Twoim zdaniem to dobrze, czy jednak wolałabyś, żeby wszystko zaczęło się od początku?

Jestem zadowolona ze swojej drabinki, dlatego cieszę się, że wyniki i losowanie zostało zachowane. Poza tym, jak już wspomniałeś, jedna walka dzieli mnie od wywalczenia kwalifikacji, więc jestem naprawdę blisko.

Zapytałem o to, ponieważ urodziła się ciekawa sytuacja. Wiesz od roku, że zawalczysz z  Niemką, Nadine Apetz. Można więc powiedzieć, że mamy tutaj do czynienia z boksem zawodowym, a to daje możliwość przygotowywania się pod konkretną rywalkę. Dla ciebie to chyba dobrze, ponieważ masz w nim spore doświadczenie?

Z jednej strony tak, a z drugiej nie do końca. Boks zawodowy od olimpijskiego różni się znacznie, ponieważ w tym drugim jest strasznie szybkie tempo. Oczywiście mam z tyłu głowy, że będę z nią walczyć, ale po drodze odbyłam wiele innych walk. Teraz w Czechach przykładowo będę walczyła także z innymi rywalkami, więc nie mogę myśleć cały czas o tej Niemce.

Od roku walczę z różnymi przeciwniczkami – niskie, wysokie, kontrujące itd. W boksie zawodowym można się skupić na jednej przeciwniczce, ale tutaj pomimo tego, że wiem z kim zawalczę jest to trudne do realizacji w przygotowaniach.

W przeszłości walczyłaś już z Nadine Apetz. Jak wspominasz tamtą walkę?

Walczyłam z nią na turnieju w Niemczech i przegrałam 3:2, ale uważam, że ten wynik był niesprawiedliwy. Poza tym miałam z nią jeszcze kilka sparingów, które także były wyrównane. Szanse w Paryżu oceniam więc 50 na 50.

Łączy was na pewno to, że obie jesteście doświadczone, ponieważ Nadine Apetz ma 35 lat. Co więcej można o niej powiedzieć?

Na pewno Nadine jest zawodniczką dobrze ustawioną taktycznie. Jest dość wysoka i boksuje klasycznie. Generalnie wszystkie elementy, o których wspomniałam, pasują mi u moich rywalek. Lubię jak ktoś boksuje klasycznie, ponieważ teoretycznie mogę taką osobę łatwiej odczytać.

Co więcej Nadine jest twarda i nieustępliwa, gdyż potrafi przyjąć mocne ciosy, ale za chwile oddać.

Wspomniałaś, że na Międzynarodowym Turnieju w Czechach czekają na ciebie inne rywalki, niż Niemka. Zawody te są tylko kolejnym etapem przygotowań, czy chcesz tam zrobić dobry wynik?

Na pewno walka z Niemką jest dla mnie obecnie najważniejsza. Nie wyjdę jednak w Czechach do ringu bez wiary w zwycięstwo. Jestem taka, że zawsze chcę wygrywać, więc nie ma mowy, żebym się oszczędzała.

Parę razy już padło w naszej rozmowie, że jesteś bardzo doświadczoną zawodniczką, a co więcej twoja kariera jest bardzo ciekawa, ponieważ jako dziecko zaczynałaś od trenowania pływania i gimnastyki artystycznej. Następnie był kick boxing z dużymi sukcesami, bo medalami mistrzostw świata. Dalej boks amatorski, a od 2006 roku boks zawodowy, w którym zdobyłaś pas mistrzyni świata i łącznie stoczyłaś w nim 13 walk (bilans 12-1). A na koniec znowu wróciłaś do boksu amatorskiego. Skąd taka decyzja?

Do 2008 roku boksowałam zawodowo, a później zaszłam w ciążę. Po pierwszej ciąży myślałam o powrocie, ale w Polsce nie zostały mi stworzone odpowiednie warunki na tyle, żebym zdecydowała się zostawić małe dziecko i poświęcić się dla boksu. Po prostu nie opłacało mi się to pod żadnym względem.

Następnie była druga ciąża i próby powrotu, ale ponownie nie było ciekawych ofert w boksie zawodowym. Z kolei do boksu olimpijskiego wówczas nie miałam powrotu, gdyż regulamin mówił, że zawodowcy nie mogą wrócić do boksu amatorskiego.

Twój przypadek był dość specyficzny, ponieważ miałaś wieloletnią przerwę w boksie. Próbowałaś zwracać się do federacji, żeby potraktowali cię inaczej?

Oczywiście, nawet prezes Jerzy Rybicki jako mistrz olimpijski, trener kadry, zwracał się do władz IBA, żeby mnie przywrócili, ponieważ nie walczyłam wiele lat, urodziłam dwójkę dzieci, ale nic to nie pomogło.

Pod koniec 2016 roku zmienili przepisy, że zawodowcy mogą wrócić do boksu amatorskiego, a na dodatek zmienili przedział wiekowy z 34 do 40 lat, dlatego załapałam się na powrót od 2017 roku, po tym jak dopełniłam wszelkich formalności.

W Przeglądzie Sportowym powiedziałaś, że boks zawodowy wygląda ładnie w Internecie i na zdjęciach.

No tak, szczególnie u nas w Polsce. Sama mam dobre porównanie, ponieważ przez blisko trzy lata boksowałam w niemieckiej grupie Universum, w której swego czasu był Dariusz Michalczewski. Wiem doskonale, jak się tam można przygotować do walki, a także jakie pieniądze zarobić. Z boksem zawodowym skończyłam w 2008 roku i do dziś nie ma u nas takich warunków, jakie miałam w Universum.

W Polsce w zawodowstwie stoczyłam trzy walki. Jedną pod grupą KnockOut Promotions, a dwie pod Tymex Boxing Promotion. Próbowałam też u innych promotorów, ale wszędzie warunki finansowe były kiepskie. Walk z kolei bardzo mało. Co więcej trzeba było dbać o sprzedaż biletów i inne aspekty, dlatego trudno było się skupić na przygotowaniach do walk.

Wydaje mi się, że więcej zawodniczki, które walczą w polskich grupach, zarabiają od swoich prywatnych sponsorów, niż od promotora.

Boks kobiecy amatorski dostarcza więcej stabilności finansowej, niż ten zawodowy?

Na pewno w boksie zawodowym można sporo zarobić, jak trafi się do dobrego promotora. Trzeba jednak pamiętać, że nawet jak dostanie się duże pieniądze za walkę, to takich pojedynków wiele w roku nie ma. W boksie olimpijskim z kolei mamy współpracę z Suzuki, które stworzyło Suzuki Top Team. Dostaliśmy samochody, stypendium. Dodatkowo mistrzowie świata i Europy otrzymują ministerialne pieniądze. A ja dodatkowo mam współpracę z Totalizatorem Sportowym, z którym współpracujemy półtora roku. Jestem bardzo wdzięczna za to wsparcie, ponieważ mogę skupić się tylko i wyłącznie na walkach.

Zanim Totalizator Sportowy zaczął mnie wspierać, pracowałam jako trener, żeby sobie dorobić. Teraz natomiast mogę się skupić już tylko na przygotowaniach, co bardzo doceniam.

Tak jak wspomniałaś do boksu amatorskiego wróciłaś w 2017 roku, a już w 2019 roku zdobyłaś złoty medal na Igrzyskach Europejskich, co generalnie było uznawane za niespodziankę. Dla ciebie także?

W 2018 roku na mistrzostwach Europy wygrałam pierwszą walkę, a drugą przegrałam, ale uważam, że nie powinnam jej przegrać. Później ta dziewczyna została jednak mistrzynią Europy, a tym samym wciągnęła mnie do pierwszej ósemki. Dzięki temu mogłam pojechać na Igrzyska Europejskie w Mińsku, które odbywały się rok później.

Niestety w tamtym okresie zmarła moja mama i nie wiedziałam, czy jechać na zawody, czy zostać na pogrzebie. Po wielu namysłach zdecydowałam jednak, że pojadę na Igrzyska Europejskie, ponieważ doszłam do wniosku, że tego chciałaby moja mama, która mnie wspierała przez całą karierę.

Jak wspominasz tamte zawody w Mińsku?

W pierwszej rundzie trafiłam na Białorusinkę, o której wiedziałam, że nie jest zbyt dobra, ale walczyła u siebie. Obawiałam się więc trochę sędziowania, ale ostatecznie wygrałam. W drugiej rundzie pokonałam Rosjankę, z którą przegrałam kilka miesięcy wcześniej na mistrzostwach świata. Wówczas miałam już pewny medal, co już stanowiło dla mnie spory sukces.

W kolejnej walce pokonałam Irlandkę, która wygrała z mistrzynią Europy z 2018 roku, o której wspomniałam wcześniej. W finale natomiast spotkałam się z Włoszką, z którą teraz sparowałam w Asyżu na zgrupowaniu.

Tamte zawody w Mińsku były dla mnie naprawdę fantastyczne, ponieważ w drodze po złoto pokonałam cztery bardzo dobre zawodniczki.

Czy to był moment, w którym uwierzyłaś, że powrót do boksu amatorskiego był bardzo dobrą decyzją, ponieważ jeszcze wiele możesz zdziałać na ringu?

Zdecydowanie, ponieważ to też był taki moment, że chciałam kończyć karierę. Przed Igrzyskami Europejskimi był turniej w Czechach, na którym jedną walkę wygrałam, a drugą przegrałam. I szczerze mówiąc byłam trochę załamana, myślałam, że mój czas już minął. Postanowiłam wtedy jednak, że dociągnę do tych Igrzysk i sprawdzę się jeszcze ten ostatni raz.

Gdybyś przegrała tam pierwszą lub drugą walkę, to myślisz, że zakończyłabyś karierę?

Myślę, że tak właśnie by się stało. Nauczyłam się jednak, że zawsze trzeba walczyć do końca i nie przejmować się potknięciami. Dziś pada deszcz, ale jutro może zaświecić słońce.

Może historia się powtórzy i jak z Tokio przywieziesz medal, zostaniesz w boksie jeszcze na rok, ponieważ regulaminowo będzie to możliwe?

Mój tata mówi, że ja to będę walczyć do pięćdziesiątki. W 2022 w boksie amatorskim, a później znowu przejdę na zawodowstwo (śmiech). A tak serio, to raczej tak nie będzie, ponieważ mam dwóch synów, którzy mają 9 i 12 lat. Chciałabym poświęcić im więcej czasu, a także wspierać ich w wielu wyzwaniach, które przed nimi.

Ciągnie chłopaków do sportu?

Na razie grają w unihokeja. Starszy syn chodzi do klasy o profilu sportowym, ale na razie jest to wszystko w obrębie szkoły. Trochę dzieje się tak ze względu na pandemię, a także z powodu, że nie ma mnie w domu cały czas. Nie ma kto się tym zająć, żeby zapisać i wozić ich na dodatkowe zajęcia.

Chciałabyś, żeby poszli twoją ścieżką?

Nie chciałabym, żeby byli bokserami, ale żeby umieli walczyć. Może jakieś zajęcia MMA, ale nie jako profesjonalny sport.

Ciebie ciągnęło kiedyś do MMA?

Do MMA nigdy mnie nie ciągnęło. Nie widzę siebie nawet w tym sporcie. Po urodzeniu dzieci próbowałam trochę grapplingu, ale nie mam warunków fizycznych, by walczyć profesjonalnie w tej dyscyplinie. Same zajęcia jednak bardzo mi się podobały.

Wygrana Igrzysk Europejskich w Mińsku była tym pozytywnym bodźcem po powrocie, ale wcześniej był też negatywny, ponieważ od 20 grudnia 2017 roku do 20 lutego 2018 roku byłaś zawieszona za stosowanie niedozwolonej substancji – higenaminy. Jak do tego doszło i jak wspominasz tamtą wpadkę?

Nie wiedziałam, że nie można brać odżywki Show Time. Kupiłam to w zwykłym sklepie z odżywkami i zaczęłam stosować. Okazało się, że ta odżywka zawiera higenaminę, która od pół roku była zakazana.

Nie miałam żadnej świadomości, że to jest zakazane. Sama nawet wpisywałam tę odżywkę w protokole antydopingowym. Groziło mi za to jednak od zera do dwóch lat zawieszenia. Po wyjaśnieniach na panelu komisja mi jednak uwierzyła. Na pewno pomogło to, że złapano mnie z tym na zgrupowaniu, a nie na zawodach. Ostatecznie zawiesili mnie na dwa miesiące, co pozwoliło mi pojechać na mistrzostwa Polski, które wygrałam. A później udałam się na mistrzostwa Europy, na których zakwalifikowałam się właśnie na Igrzyska Europejskie.

Mogło dojść do efektu motyla.

Zdecydowanie, ponieważ  gdyby mnie zawiesili na nieco dłużej, to nie wystąpiłabym na mistrzostwach Polski, a wtedy trener nie wziąłby mnie na mistrzostwa Europy, gdzie wywalczyłam bilet na Igrzyska Europejskie w Mińsku, które wygrałam, a to przecież dało mi bodziec, żeby walczyć do dziś. Jak tak patrzę na to z perspektywy czasu, to niesamowita historia.

Stresowałaś się wtedy, gdy czekałaś na decyzję?

Z jednej strony tak, a z drugiej nie, ponieważ wiedziałam, że to żaden steryd. Do tego sama wpisywałam tę odżywkę do protokołu, więc liczyłam na niską karę. Co prawda teraz bardzo uważam na wszystko, co biorę, ale gdy przyjeżdżają na kontrolę na zgrupowania kadry, to bardzo się boję, że znowu przez jakąś głupotę wpadnę ze środkiem, który zażyłam w odżywce albo tabletkach przeciwbólowych.

Największe sportowe marzenie?

Powtórzenie sukcesu pana Mariana Kasprzyka, który w Tokio w 1964 roku zdobył złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich. Bez wątpienia to byłoby kolejne koło, które zatoczyłoby się w mojej karierze.

Na koniec chciałbym, żebyś wcieliła się w rolę trenerki, co nie będzie trudne, ponieważ już nie raz nią bywałaś. Czy twoim zdaniem kobieca reprezentacja w polskim boksie amatorskim faktycznie może się teraz pochwalić wieloma naprawdę znakomitymi pięściarkami, które stać na wielkie sukcesy?

Uważam, że wszystkie dziewczyny w kadrze stoją na bardzo wysokim poziomie. Ogólnie jednak boks kobiet stoi na wysokim poziomie. Tym samym każda z nas może z każdym przegrać i wygrać. To już nie jest tak, że wychodzimy do walki i wiemy od razu, że jesteśmy faworytkami albo stoimy na straconej pozycji. Wiele zależy od dyspozycji dnia i detali, ponieważ tak jak wspomniałam – ogólnoświatowy poziom bosku amatorskiego kobiet bardzo się wyrównał.

Ostatnio w Kielcach odbyły się mistrzostwa świata juniorek. Nasza reprezentacja kobiet zdobyła na nich siedem krążków – pięć brązowych i dwa srebrne. Widać, że te młode dziewczyny już teraz reprezentują wysoki poziom i niebawem wejdą do grupy seniorskiej. Czuć oddech na plecach, co cieszy.

Boks się zmienił, co wpłynęło na jego poziom, ponieważ jak ty zaczynałaś nie było nawet podziału na kategorie wiekowe?

Dokładnie, gdy zaczynałam boksować w boksie amatorskim nie było nawet podziału na kadetki, juniorki, młodziczki, czy seniorki. Było nas tak mało, że wszystkie rywalizowałyśmy razem. Podział wynikał tylko ze względu na kategorie wagowe. Teraz jest zdecydowanie lepiej, ponieważ ze względu na kategorie wagowe są organizowane mistrzostwa świata, puchary świata, mistrzostwa Europy, czy turnieje międzynarodowe. Młode dziewczyny przed pandemią były w stanie stoczyć około 20 walk. I to właśnie wpływa na poziom, gdyż im więcej walk, tym większe umiejętności zawodniczek.

Która zawodniczka z naszej reprezentacji ma największe szanse na medal olimpijski?

Odpowiem trochę inaczej. Na zakwalifikowanie się do Tokio największe szanse daję Sandrze Drabik (kategoria wagowa 51 kg), ponieważ od kwalifikacji dzieli ją jedna walka z Angielką, którą myślę, że spokojnie wygra.

A jakbyśmy wzięli pod uwagę, że wszystkie się zakwalifikujemy do Tokio, to największe szansę na medal daję Eli Wójcik (kategoria wagowa 75 kg).

Mówi się o tym, że w boksie kobiet w Tokio mamy spore szanse na przynajmniej jeden medal. Czy to trochę na wyrost życzenia, czy zgadzasz się z tym?

Uważam, że nie jest to na wyrost, ponieważ cała nasza piątka naprawdę jest w formie i posiada spore umiejętności. Cieszymy się również, że na tym turnieju w Paryżu sędziowie będą spoza Europy, więc nie będzie żadnych układów, które niestety występują w tym sporcie. Co najważniejsze w Tokio arbitrzy także nie będą z Europy.

Już na tym przerwanym turnieju w Londynie byłyśmy zadowolone, ponieważ nie było sędziów z Europy, co skończyło się tym, że nie było żadnego przekrętu, a to niestety rzadkość na turniejach europejskich.