Wywiady 18 grudnia 2019

“Wciąż nie traktujemy organizacji sportowych jako firm”

- Idealne dla sportu byłoby, gdyby zarządzały nim osoby, które się z niego wywodzą, ale po przejściu określonej ścieżki samorozwoju – mówi dr Łukasz Panfil.


To rektor Wyższej Szkoły Zarządzania i Coachingu we Wrocławiu, która już od dekady kształci studentów w zakresie zarządzania instytucjami sportowymi, gotowych do zarządzania najważniejszymi instytucjami sportowymi w naszym kraju.

– W dyskusji o słabym poziomie polskiej piłki nożnej klubowej coraz częściej słyszymy, że jednym z głównych problemów są słabe kwalifikacje działaczy i kadry menadżerskiej. To prawda?
– Od kilku lat coraz więcej się dzieje, jeśli chodzi o edukację trenerów. To zasługa z jednej strony PZPN-u, Ministerstwa Sportu i Turystyki, ale też rynku. Jeśli natomiast chodzi o kwalifikacje osób zarządzających – w tym m.in. działaczy – robimy w tym względzie zdecydowanie za mało. Wciąż nie traktujemy klubów sportowych jako firm, które powinny działać efektywnie. Sport to produkt, który powinien dostarczać jak największą wartość odbiorcom – w tym wypadku kibicom i sponsorom. To, że te wartości często są dużo głębsze, często niekomercyjne, nie oznacza, że nie powinno się tym efektywnie zarządzać. Sport amatorski i rekreacyjny również potrzebują wykwalifikowanych kadr.

– Czy obecna oferta kursów i studiów dla menadżerów sportu jest wystarczająca?
– Trzeba budować w środowisku sportowym świadomość na temat takiego postrzegania sportu, jak wcześniej wspomniałem. Po drugie, stwarzać jak najlepsze możliwości podnoszenia kompetencji i nabywania kwalifikacji. Dodatkowo zapraszać osoby doświadczone w zarządzaniu w innych obszarach, żeby były mentorami albo doradcami dla osób ze sportu, które są lub będą przyszłymi menadżerami. Niestety obecna oferta jest zdecydowanie niewystarczająca i trzeba ją poszerzać. Trzeba też pamiętać o tym, że sport ma swoją specyfikę. Nie można więc przenosić rozwiązań z innych branż na zasadzie “1 do 1”. Uważam, że osoby ze świata sportu powinny szukać możliwości dokształcania się w ramach edukacji powiązanej ze sportem, a nie uniwersalnych dla wszystkich obszarów.

– Menadżerami sportu bardzo często zostają byli sportowcy. Wydaje się jednak, że samo doświadczenie ze stadionu nie wystarczy. Zdają sobie z tego sprawę na zachodzie. W Holandii CEO Ajaksu Amsterdam Edwin van der Saar do swojej roli przygotowywał się przez kilka lat dzięki klubowi, który zainwestował w jego rozwój pod tym kątem.
– Faktycznie, ciągle funkcjonuje przeświadczenie, że wystarczy “być długo w sporcie”, żeby nadawać się do bycia prezesem, dyrektorem lub menadżerem. Dotyczy to zwłaszcza byłych sportowców. A tak to nie działa. Efektywne zarządzanie, którego potrzeba, wymaga zupełnie innych kompetencji. Zarządzanie ludźmi, finansami, wiedzą, infrastrukturą to tylko bardzo ogólne działy. Każdy z nich można by jeszcze bardziej rozbić na czynniki pierwsze. Do tego dochodzą działania z zakresu marketingu. Samorozwój w tym zakresie powinien iść w dwóch kierunkach: edukacja + praktyka. Zawsze powtarzałem, że idealne dla sportu byłoby, gdyby zarządzały nim osoby, które się z niego wywodzą, ale po przejściu określonej ścieżki samorozwoju w tym zakresie.

– Zarządzana przez Pana uczelnia, Wyższa Szkoła Zarządzania i Coachingu we Wrocławiu, już od 10 lat kształci menadżerów sportu. Prace w tym kierunku rozpoczął tata, prof. Ryszard Panfil, a teraz Pan kontynuuje jego dzieło. Jak najkrócej scharakteryzować działalność edukacyjną WSZiC-u?
– Nie da się ukryć, że to „firma” rodzinna. Mój tata był profesorem, uznanym w grach. Założył naszą uczelnię, która do dzisiaj w dużej mierze bazuje na programie, który ułożył i wizji, którą nakreślił. Dotyczy ona dokładnie tego, o czym wspominałem wcześniej – edukacji ludzi sportu w zakresie organizacji i zarządzania oraz pracy nad świadomością. Od samego początku obaj dbaliśmy o rozwój WSZiC-u. Tata jako mentor, ja jako organizator. Najpierw ja pomagałem jemu, a kilka lat temu całkowicie przejąłem zarządzanie. Pozostając przy wyznaczonych wspólnie ścieżkach, zwłaszcza tych programowych, wprowadziłem do niej ducha nowatorskiego rozwoju, bazującego na najnowszych trendach w edukacji.

– Czym wyróżnia się oferta edukacyjna Wydziału Sportu WSZiC?
– Jest unikalna, co wynika z połączenia kilku różnych kluczowych w edukacji elementów, które w nowatorski sposób dostosowaliśmy do grupy docelowej, jaką są ludzie sportu. Prowadzimy studia na kierunku „Sport+”, jako jedna z nielicznych uczelni w naszym kraju. Nasz program jest bardzo interdyscyplinarny i łączy w sobie przedmioty z obszaru sportu, ale też ekonomii, psychologii czy zarządzania. To wszystko jest zorganizowane i podane w takiej formie, żeby ludzie sportu mogli bez barier z tego korzystać. Chodzi tutaj głównie o organizację studiów dostosowaną do rytmu treningów i współzawodnictwa w sporcie. Zajęcia odbywają się w poniedziałki zamiast w weekendy oraz w formie 5-dniowych zjazdów w styczniu i czerwcu. Do tego dochodzi dużo e-learningu (webinary wieczorami – po „treningu i kolacji”) oraz praktyki i warsztatów w instytucjach sportowych.

– Jak porównałby Pan udział w zajęciach na studiach z uczęszczaniem na kursy?
– Istnieją trzy kluczowe różnice. Studia wymagają wejścia w 3- lub 5-letni proces dydaktyczny. Oznacza to, że uczestnik studiów ma dużo większą możliwość nabycia i utrwalenia efektów kształcenia. Ponadto kursy kończą się certyfikatami, mogą też dawać różnego rodzaju uprawnienia, wpływają też na podnoszenie kompetencji. Studia natomiast nie tylko wpływają na podniesienie kompetencji, ale też uzyskanie określonego poziomu wykształcenia. W przypadku studiów, jako że zapewniają wyższe wykształcenie, dają możliwość zaspokojenia najwyższych potrzeb związanych z samorozwojem. Bardziej też wpływają na zmiany w postawach, samoświadomości oraz światopoglądzie. Pamiętajmy jednak, że są to dwie różne formy edukacji, każda ma swoją wartość, dlatego trzeba korzystać z jednych i drugich.

– Jak władze uczelni widzą rozwój kierunków na Wydziale Sportu? Czy pojawią się kolejne?
– Jeśli chodzi o studia licencjackie, nie zamierzamy nic zmieniać. Kierunek „Sport+” jest dla nas najważniejszy i to jego chcemy rozwijać. Na pewno jednak będziemy poszerzać ofertę studiów podyplomowych. Niedawno ruszyła 6. edycja „Analityka Gry Sportowej”, a także pierwsze edycje studiów „Prawo w Sporcie” oraz „Trener-Taktyk”. Mamy już plany na kolejny rok, ale na razie nie możemy ich zdradzać.

– Czego dowie się student uczęszczający na Wasze zajęcia? Jakie praktyczne umiejętności wyniesie z uczelni?
– Sylwetka absolwenta studiów licencjackich na kierunku „Sport+” zależy od wybranej specjalności. Jeśli chodzi o praktyczne umiejętności, to „Kompletny Rozwój Młodego Sportowca” zapewnia kompetencje związane z motywowaniem i inspirowaniem dzieci do rozwoju. „Marketingowe Zarządzanie Sportem” związane jest z efektywnym zarządzaniem firmami sportowymi, a „Coaching Zespołu Sportowego” buduje kompetencje związane coachingiem i zarządzaniem graczami. Oprócz tego wszyscy studenci nabywają kompetencje związane z modelowaniem biznesu, a także te społeczne – asertywność, empatię, zdolności komunikacyjne.

– Czy z perspektywy wykładowcy widać różnicę między studentem, który jest aktywnym sportowcem a amatorem?
– Wszystko zależy od człowieka – jego potrzeb związanych z samorozwojem oraz zaangażowania. Spotkałem na swojej drodze zarówno sportowców profesjonalnych, jak i amatorów, którzy mogliby posłużyć jako wzór dla innych. Aktywni profesjonalni sportowcy mają dużo więcej barier związanych z realizacją studiów. Jako że sport uczy wytrwałości, systematyczności i radzenia sobie z takimi barierami, to jeśli już zaangażują się w proces, to najczęściej są bardzo zorganizowani. To, co mogę powiedzieć na pewno, to że po tych kilku latach, od kiedy wyszliśmy na rynek z ofertą studiów zaprojektowanych dla ludzi sportu, jestem bardzo pozytywnie zbudowany rosnącą świadomością na temat potrzeby podnoszenia nie tylko kompetencji, ale też wykształcenia.