Wywiady 4 grudnia 2019

PashaBiceps: “Nie chce być choinką, która codziennie będzie wstawiać różne rzeczy”

Jarosław "PashaBiceps" Jarząbkowski został oficjalnie esportowym ambasadorem LVBET. Jak zapatruje się temat współpracy z bukmacherem?


Czołowy polski zawodowy gracz esportowy w grach serii Counter-Strike poruszył w rozmowie z Maciejem Akimowem z “Interplay” wiele ważnych spraw, które dotykają polski esport.

– LVBET-owi udało się nawiązać z tobą współpracę. Czy wcześniej któraś z firm bukmacherskich próbowała?
– Szczerze mówiąc, odzywało się wielu topowych bukmacherów z naszego kraju.

– I pewnie nie tylko, chociaż ze względu na ustawę o grach hazardowych zachodnie firmy miałyby problem.
– Rozmowy z polskimi bukmacherami przedłużały się do tego stopnia, że niektórzy rezygnowali. Nie widzieli sensu, a musieli działać. My szukaliśmy najbardziej odpowiedniej opcji. Nie było pośpiechu w naszych działaniach.

– Czy firma musiała przedstawić wam całą wizję współpracy, jak to dokładnie miało wyglądać? Mieliście możliwość wyboru?
– Przede wszystkim mam czuć się w tym dobrze. Nie chce być choinką, która codziennie będzie wstawiać różne rzeczy na zasadzie – macie, bawcie się tym. Chcę żeby to wyglądało autentycznie. Świadczenia oczywiście dyskutowaliśmy z bukmacherem, a także z moim menadżerem, by całość wypadła fajnie i naturalnie.

– Właśnie, wracając do tego co było powiedziane na początku twojego ogłoszenia jako ambasadora. Część firm zapewne zwołałaby konferencję prasową w garniturach, postawiło cię przed kamerami i nikt w tym wszystkim nie czułby się naturalnie. Biłoby sztucznością i wyciągnięciem z naturalnego środowiska. Branża marketingowa musi chyba zrozumieć, że esportowcy dla swoich odbiorców nie są tym samym, czym gwiazdy z telewizji. To bardziej koledzy.
– Bukmacherzy kojarzą się z krawatem. A esport to zupełnie inna strefa. To zabawa młodych ludzi, którzy szukają rozrywki.

– Czy firmy słuchają cię przy ustalaniu strategii? Pytam o to, czy sugerujesz pewne rozwiązania i dajesz feedback na ich pomysły – np. że tego twoi fani mogą nie zrozumieć lub mogą coś źle odebrać?
– Wiemy najlepiej, co nasi fani lubią w esporcie. Jaki kontent chcą dostawać i jeśli firma nie słucha nas, ma swoją wizję działania, to po prostu rezygnujemy.

– I wtedy żadna kasa nie ma znaczenia nie ma.
– Ja mam mieć fun, a nie zgarniać tylko brzydkie słówka od ludzi. Dwie strony muszą się w tym wszystkim rozumieć. Jesteśmy jednak otwarci na to co partner może nam zaproponować.

– Czy mógłbyś mi wytłumaczyć, jako osoba, która jest związana z esportem praktycznie od samego początku, na czym polega różnica miedzy esportowcami z twojego pokolenia, a tym nowym?
– Z perspektywy czasu dużo się zmieniło. Na początku drużyna zawsze była razem, składaliśmy się na różne rzeczy, spędzaliśmy ze sobą czas. To budowało więź.

– Bieda buduje.
– Tak! Bieda buduje, to dobre określenie. Teraz jak jeżdżę na turnieje to widzę to, że wielu graczy obrosło w piórka. Gwiazdorstwo niesamowite, którego nigdy nie będę szanował. Nikt nie ma mi się kłaniać w pół, ale trzeba się przywitać i zachować kulturę. Teraz niektórzy gracze zarabiają większe pieniądze i myślą, że są bogami świata. Myślą, że osiągnęli sukces, a tak naprawdę go nie osiągnęli. Pokora, bycie uprzejmym dla innych, to zawsze wraca i właśnie tak ktoś cię zapamięta.

– Czy roszczeniowość młodych graczy jest przeszkodą w rozwoju polskiej sceny esportowej?
– W moim projekcie Pasha Gaming School, jak dojdzie do sytuacji, że zbuduję drużynę to będzie z góry ustalone, że ja narzucam zarobki względem wyników. Nie będzie tak, że ktoś oczekuje nie wiadomo czego. Najpierw trzeba dać coś od siebie, a później wymagać. W Polsce niestety działa to odwrotnie.

– Czy myślisz, że organizacje i takie inicjatywy jak twoja, powinny skupiać się też na wychowywaniu tych młodych ludzi, trochę na wzór akademii piłkarskich?
– Jestem jak najbardziej za takim rozwiązaniem. To jest coś wspaniałego, żeby nauczyć człowieka, jak iść przez scenę esportową, Nie może być tak, że młody gracz na start dostaje kilkanaście tysięcy euro, bo będzie czuł się panem świata. Takiego człowieka nic nie obchodzi, traci szacunek do innych ludzi. To jest niesamowite, jak pieniądze potrafią zmienić człowieka. Kiedyś esport był jedną wielką rodziną i każdy trzymał się razem. Czasami trzeba było wydać z własnych pieniędzy, żeby pojechać na turniej. Spało się w śpiworach, na stacjach, a teraz gracze muszą spać w 5-gwiazdkowych hotelach. My jeździliśmy samochodami, pociągami, potrafiliśmy na Ukrainie po 20 godzin jeździć, żeby zbyt dużo kasy nie wydawać. Ale wracając do tego wychowania, to jestem za tym, żeby brać przykład z tych szkółek piłkarskich, gdzie jest baza trenerów i każdy jest od czegoś innego, żeby uczyć też np. jak dysponować zarobionymi pieniędzmi.

– A ty miałeś kiedyś taki moment, że uderzyła ci sodówka?
– Miałem taką akcję, że kupiłem sobie bardzo dobry samochód i minęło 5-6 miesięcy, a ja dalej oglądałem w sieci inne auta. Przychodzi do mnie żona i pyta co robię – oglądam samochody. A czemu oglądasz samochody, bo może wymienimy – odpowiedziałem. I wtedy pomyślałem – mam fajny samochód, bezpieczny, w miarę szybki, pakowny, po co mi więcej? W tamtym momencie dotarło do mnie, że zaczynam przesadzać. Szybko zdałem sobie z tego sprawę. Miałem też epizody z jakimiś lepszymi ubraniami, ale to szybko przechodziło.

– Chyba każdy człowiek ma takie chwile w swoim życiu, że pierwsze większe zarobione pieniądze mieszają w głowie.
– Mi takie sytuacje pomagały zastanowić się nad sobą. Na szczęście żona szybko sprowadzała mnie na ziemię, ale kawalerowie którzy dobrze zarabiają i są w branży esportowej muszą szczególnie uważać, by nie zatracili się w tym wszystkim.

– Myślisz, że wsparcie bliskich miało duże znaczenie w tym, gdzie teraz jesteś?
– Bardzo mi pomagało, gdyż jak byłem jeszcze z ówczesną narzeczoną, moją obecną żoną, to ona mnie utrzymywała. Nie miałem pieniędzy, utrzymywaliśmy się z jednej pensji mieszkając w Warszawie. Później zacząłem na tym zarabiać i chciałem się odpłacić za to wszystko. Nie trwało to długo, może dwa lata, ale to było trudne, gdy żona idzie pracować, a ty siedzisz i grasz w grę. Rodzice mojej żony wtedy tego nie rozumieli, jak to możliwe, że chłop mając dwie sprawne ręce i nogi siedzi w domu, klika w myszkę i klawiaturę? Na każdym rodzinnym spotkaniu było mi wstyd. Za te wszystkie czasy już nie raz się odpłaciłem i wprowadziłem rodzinę na wyższy poziom. Jestem im wdzięczny za wszystko.