Wywiady 28 kwietnia 2019

“Ciężko mówić o opłacalności biznesu wydawniczego związanego ze sportem”

Krzysztof Baranowski, gdy tworzył projekt Sportowa Książka Roku sam nie spodziewał się, że rozwinie się on tak bardzo.


Czy wynika to ze wzrostu zainteresowania książkami? Jak wygląda ten rynek w Polsce? Na te i inne pytania znajdziecie w naszej krótkiej rozmowie.

– Skąd narodził się pomysł na projekt Sportowa Książka Roku?
Krzysztof Baranowski: – Gdy zaczął się boom na rynku, to było w okolicach 2012-2013 roku, pisałem dla kilku serwisów internetowych i prowadziłem prywatny blog o piłce nożnej, bardziej w ramach zabawy, niż zarobkowo. W związku z tym, że jestem z Krakowa udało się wtedy nawiązać współpracę z przejmującym rynek Wydawnictwem SQN z mojego miasta. Jako że tych tytułów pojawiało się coraz więcej powstał pomysł oceniania książek sportowych. Jak ocena, to jakieś nagrody. Jak nagrody, to plebiscyt. Jednocześnie, przy plebiscycie powstała strona internetowa, która jest teraz jedynym miejscem w polskiej sieci, która kompleksowo zajmuje się rynkiem polskiej literatury sportowej. Przebyliśmy długą i wyboistą drogę, koncepcja i formuła głosowania kilkukrotnie się zmieniała. Z roku na rok Sportową Książkę Roku odwiedzalność się powiększa, więc chyba obieramy właściwą ścieżkę.

– Jak to się rozwija? Jakie jest podejście wydawnictw? To chyba nie jest zbyt lekki kawałek chleba.
– Większość wydawców rozumie, że istnienie takiej strony to przede wszystkim promocja ich działalności i współpraca z nami da obopólne korzyści. Podchodzimy, czy ja, czy recenzenci, z którymi współpracuję, do swoich zadań rzetelnie i z pełną powagą, jeśli mogę tak powiedzieć. W sytuacji, w której jakaś książka nie przypadnie do gustu jednemu z redaktorów, dajemy ją do weryfikacji również innej osobie, aby potwierdzić taką opinię. W większości wydawcy czy autorzy rozumieją krytykę, aczkolwiek zdarzały się sytuacje, że nieprzychylny tekst doprowadził do zakończenia jakichkolwiek rozmów. Jeden z wydawców nawet dodał naszą domenę do spamu, o czym poinformowała mnie zwrotka po wysłaniu wiadomości mailowej po jakimś czasie. To dziecinada, prawda? Zdarza się tak w przypadku tych, którzy wydają tych książek mało, bo nie mają odniesienia do rynku i wydaje im się, że trafili hitowy tytuł i musi on odpalić.

– Jaki masz plan na rozwój projektu?
– Jak sam pewnie wiesz prowadzenie serwisu internetowego to stałe eksperymenty. Regularnie staram się dodawać pewne funkcjonalności lub wygaszać te, które się nie sprawdziły. W połowie zeszłego roku uruchomiłem kanał na YouTube, który rozwija się swoim tempem, ale dzięki współpracy z twórcami zewnętrznymi powoli chcemy wejść na rynek wideo. Chcielibyśmy stworzyć coś ciekawego w tej formie dla czytelników książek sportowych, ale jeszcze jest za wcześnie, by mówić o szczegółach.

– Jesteś blisko, więc możesz ocenić opłacalność biznesu wydawniczego związanego ze sportem?
– Ciężko mówić o opłacalności biznesu wydawniczego związanego ze sportem w kraju, w którym według raportów czytamy bardzo mało w ogóle. Nawet największe wydawnictwo sportowe, jakim jest krakowskie Sine Qua Non traktuje sport jako jeden z segmentów swojej działalności, wydając również fantastykę, czy literaturę faktu związaną ze światem muzycznym. Większość wydawców traktuje literaturę sportową jako dodatek, publikując kilka, czasem jedną, czasem dwie książki sportowe w roku. Na rynku widoczne są wydawnictwa typowo sportowe, ale są to wydawcy niszowi, liczący nakład swoich książek raczej w setkach, niż tysiącach.

Na rynek próbuje wejść nowy gracz w postaci Wydawnictwa Arena, ale wciąż nie mówimy w jego przypadku o dziesiątkach książek wydanych w ciągu roku kalendarzowego. Duże wydawnictwa, pokroju Agory, SQN, Zysku, czy Znaku mogą sobie pozwolić na to, by książka sportowa nie zwróciła się, bo odbiją sobie to na innych publikacjach i w dłuższej perspektywie nie zaburzy to ich planów wydawniczych. W ten sposób pojawiają się w Polsce bardzo dobre książki o mniejszym potencjale sprzedażowym (np. o dyscyplinie, która nie cieszy się u nas dużą popularnością). Mniejsi gracze nie mają tego komfortu psychicznego, więc zmuszeni są kalkulować i weryfikować każdy planowany tytuł oraz to, ile uda się na nim zarobić. Wydaje mi się, że ciężko wejść z marszu na ten rynek. Standardowa sprzedaż książek sportowych, z których wydawcy są wstępnie zadowoleni to 5-7 tysięcy egzemplarzy. To wciąż mało w porównaniu z innymi segmentami rynku wydawniczego.

– Co się sprzedaje najlepiej?
– To żadne zaskoczenie, że piłka nożna, a zwłaszcza biografie. Pierwsze wydanie “Nienasyconego”, czyli biografii Roberta Lewandowskiego rozeszło się do zeszłego roku w ok. 40 tysiącach egzemplarzy, pierwsza wersja “Dekalogu Nawałki” – w 30 tysiącach. Podobne liczby osiągnęły życiorysy Kuby Błaszczykowskiego, Andrzeja Iwana, czy Grzegorza Szamotulskiego. Świetny “Wielki Widzew” Marka Wawrzynowskiego to niecałe 10 tysięcy – połowa z tego, co zanotowały publikacje spisane z nieżyjącym już Januszem Wójcikiem.

Chociaż żużel w Polsce jest popularny i mamy silną ligę, “Pół wieku na czarno” Marka Cieślaka i Wojciecha Koerbera w też długo dobijała do bariery dwucyfrowej. Trzeba jednak przyznać, że na rynku pojawia się coraz więcej tytułów ambitnych, które co prawda nie sprzedają się w takich ilościach jak te wspomniane wyżej, ale merytorycznie są często na niedoścignionym poziomie.

– Jaką poleciłbyś książkę z obszaru marketingu lub biznesu sportowego?
– W 2017 roku na rynku pojawiła się ciekawa publikacja o Realu Madryt (Steven G. Mandis, “Strategia sukcesu”), analizująca sposób funkcjonowania tego klubu. Autor będący pracownikiem Columbia Business School kwestionuje w niej typowe dla dzisiejszych czasów podejście ekonomiczne do prowadzenia instytucji sportowej, stawiając tezę, że ścieżka rozwoju “Królewskich” opiera się na dostosowaniu strategii do kultury i wartości reprezentowanych przez fanów.

Kolejną obowiązkową lekturą dla osób związanych z rynkiem jest ceniona na całym świecie książka Simona Kupera i Stefana Szymanskiego, czyli “Soccernomics”, znana u nas jako “Futbonomia”, pełna analiz statystycznych, psychologicznych i ekonomicznych. “Piłkomatyka” Davida Sumptera to z kolei próba syntezy piłki nożnej z matematyką – wszak współczesny futbol to głównie liczby, określające statystyki strzałów, kartek, czy innych składowych meczów.