Z kraju 17 lutego 2012

Bukmacherka a sprawa polska

Choć polskie kluby nie operują kwotami rzędu setek milionów euro, to także mają problemy ze zbilansowaniem swoich wydatków. Gdzie szukać pieniędzy?

Rok 2012 będzie dla piłki nożnej w Europie okresem, w którym zarządzanie większością czołowych klubów będzie musiało ulec większej, bądź mniejszej metamorfozie. Finansowe Fair Play, jakie uchwaliła swego czasu UEFA, narzuci klubom możliwość wydatków podobnych do zarobków pod groźbą wykluczenia z rozgrywek organizowanych pod egidą tej piłkarskiej organizacji.

Choć polskie kluby nie są potentatami w wydawaniu pieniędzy, to i tak nie zawsze są w stanie związać koniec z końcem bez pomocy możnych sponsorów. Brak spektakularnych sukcesów na arenie międzynarodowej (wyjście dwóch drużyn z fazy grupowej Ligi Europy to wyjątek potwierdzający regułę) nie jest interesującą przynętą na potencjalnych inwestorów.

Jedną z grup przedsiębiorców, która chętnie wspierała futbol – bo w końcu na nim zarabiała – byli bukmacherzy. Choć przedstawiciele hazardu nadal mogą to robić, to jest to pomoc "nieoficjalna" bo bez możliwości ekspozycji swojego logo. Nie od dziś wiadomo, że za takie reklamy płaci się najwięcej, co oznacza spore straty w kontekście sportu w Polsce.

Wszystkiemu winna jest ustawa hazardowa, którą po politycznej aferze ówczesny rząd wprowadził w 2010 roku. Obecnie sprawę bada Parlament Europejski, który na wniosek samych bukmacherów bada jej zgodność z prawem wspólnotowym, m.in. w kwestii wolności świadczenia usług na terenie Unii Europejskiej.

– Ministerstwo Finansów podtrzymuje swe dotychczasowe stanowisko, że ustawa nie narusza prawa europejskiego i jest gotowe udzielić Komisji Europejskiej dalszych dodatkowych wyjaśnień, jeśli będzie to konieczne – mówi nam pracownik Wydziału Prasowego Ministerstwa Finansów, Aleksandra Adamczyk.

– Jednym z podstawowych celów ustawy o grach hazardowych było zapewnienie większej ochrony społeczeństwa przed uzależnieniem od hazardu oraz zmniejszenie dostępności gier hazardowych. W tej sytuacji brak jest uzasadnienia do tego, aby sponsorami klubów sportowych oraz reklamodawcami na imprezach sportowych były podmioty prowadzące działalność w zakresie gier hazardowych a zwłaszcza te, które nielegalnie oferują zakłady bukmacherskie w sieci Internet i wobec których w związku z powyższym zostały wszczęte postępowania karne skarbowe – dodaje.

Z podobnym problemem zmaga się aktualnie Portugalia, która szukając pieniędzy na zniwelowanie skutków kryzysu gospodarczego przychyliła się do wniosku lokalnych właścicieli kasyn, aby zakazać reklamowania swoich usług firmom niezarejestrowanym w tym kraju i niepodlegającym lokalnym prawom podatkowym. Choć powszechnie uważa się to za dyskryminację, to rząd Wiktora Orbana na Węgrzech udowadnia, że można wyjść obronną ręką z identycznych oskarżeń w podobnych sprawach.

W związku z wprowadzeniem ustawy hazardowej w Polsce najbardziej ucierpiały kluby piłkarskie – w tym Lech Poznań i Wisła Kraków, które musiały zrezygnować ze współpracy ze swoimi głównymi sponsorami – BetClick i bet-at-home. Swojego niezadowolenia z takiego obrotu sprawy nie ukrywał w rozmowie ze SportMarketing.pl Jochen Dickinger, prezes bet-at-home.com.

– W Polsce mówimy o sytuacji prawnej, która nie powinna obowiązywać ze względu na to, że jest wyraźnie sprzeczna z postanowieniami prawa obowiązującego w Unii Europejskiej. Niezmiennie i stanowczo będziemy przypominać polskiemu rządowi o normach dotyczących swobody oferowania usług, które obowiązują na terenie całej UE. Polska nowelizacja ustawy hazardowej w bezpośredni i pośredni sposób dyskryminuje zagraniczne podmioty, działające legalnie na rynku europejskim. Przepisy ustawy łamią m.in. zapisy Traktatu o funkcjonowaniu UE. Wedle ustawy faworyzowane są przede wszystkim podmioty krajowe, co zaburza konkurencję na rynku – nie tylko polskim, ale i europejskim. Od początku prac nad nowelizacją ustawy, zwracaliśmy uwagę na popełniane tam błędy. Po podpisaniu nowelizacji przez Prezydenta RP razem z międzynarodowym stowarzyszeniem European Gaming and Betting Association wnieśliśmy skargę do Komisji Europejskiej – twierdzi Dickinger.

Dochodzi w tym momencie do dwóch sprzecznych tez, jakie wysnuwają strony zainteresowane w tym "konflikcie". – Kluby sportowe mają możliwość pozyskiwania dodatkowych środków na finansowanie swej działalności z różnych źródeł, niekoniecznie od „firm bukmacherskich” i w praktyce to czynią – uważa przedstawiciel Ministerstwa Finansów.

Jak odpiera te zarzuty przedstawiciel bukmacherów? – W Polsce obecnie kluby sportowe mają problemy ze znalezieniem zasobnych sponsorów. Z kolei bez optymalnego finansowania ciężko jest rywalizować na stopniu międzynarodowym. Natomiast wpieranie sportu jest dla bet-at-home.com strategicznym działaniem. W 2010 r. wydaliśmy na ten cel ponad 36 mln euro, uczestnicząc w wielu najważniejszych wydarzeniach sportowych w Europie. Najdziwniejsze jest to, że Polacy pomimo ustawy mogą obserwować logotypy bukmacherów podczas transmisji sportowych, jak np. w niedawno zakończonym Turnieju Czterech Skoczni. Ale polska gospodarka nie może czerpać z tego żadnych korzyści – oburza się Dickinger.

Jak rozwiązać ten problem? – Wzorem innych państw, największą korzyść mogłaby przynieść liberalizacja rynku hazardowego. Wielkim beneficjentem takich zmian byłby polski sport. W rezultacie, otwarcie rynku byłoby korzystne dla wszystkich – m.in. dla użytkownika, który mógłby wybierać spośród większej ilości ofert. Z kolei państwo polskie zyskałoby na tych zmianach, w związku z odprowadzaniem opłat i podatków z gier, a przede wszystkim z wygranych. Tymczasem mamy do czynienia z festiwalem zakazów. Mając to wszystko na uwadze dążymy do dostosowania polskich przepisów do obowiązującego w prawa wspólnotowego i liberalizacji przepisów w Polsce. Nasze zdanie jest spójne z oczekiwaniami operatorów i graczy z innych państw członkowskich. Nie bierzemy pod uwagę tego, że przepisy w UE mogłyby zmieniać się w kierunku proponowanym przez Polskę. – ironizuje prezes firmy bet-at-home.com.