Aktualności 28 kwietnia 2024

Za piękną akcją charytatywną stoi… kuriozalny gol w polskiej Ekstraklasie

Jan Jurek wyruszył ze stadionu Wisły Sandomierz i pokonał około 100 kilometrów, by dotrzeć na obiekt Radomiaka, gdzie w niedzielę drużyna z Radomia podejmowała Zagłębie Lubin. Ta nietypowa trasa to efekt zakładu. Zagorzały fan rodzimej Ekstraklasy zobowiązał się, że jeśli bramkarz w naszej lidze strzeli gola, to on zrobi coś szczególnego. Tak też się stało.

Drugi dzień świąt wielkanocnych i gol Gabriela Kobylaka, bramkarza Radomiaka, strzelony na stadionie Cracovii, gdzie domowe mecze rozgrywa Puszcza Niepołomice. Tamta zdumiewająca bramka sprawiła, że Jan Jurek postanowił podjąć wyzwanie i mu podołał.

Pomoc dla potrzebującego chłopca

Co istotne, pasjonat polskiej PKO BP Ekstraklasy wykorzystał ten challenge, by także pomóc dziecku, które potrzebuje wsparcia. Mowa o zbiórce na leczenie małego Krzysia.

Tutaj jest link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/chodzimydlakrzysia

Cały czas można dokonywać wpłat, o co prosi inicjator Jan Jurek: 

Kibic, który jest także dobrym człowiekiem, jak widać, wyjaśnił dokładnie, z czym boryka się chłopiec:

Krzyś urodził się z „połową” serduszka, czyli nieuleczalną, krytyczną wadą serca HLHS – zespołem niedorozwoju lewego serca. Pierwsza operację przeszedł po zaledwie 7 dniach życia. W walce z chorobą serduszka będzie wymagał także silnych leków, intensywnej rehabilitacji oraz zakupu specjalistycznych urządzeń medycznych monitorujących funkcje życiowe. Wszystko to jednak wiąże się z dużymi kosztami“.

Prezentujemy rozmowę z inicjatorem całej akcji:

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Co skłoniło pana, by przed sezonem zakładać się o to, że bramkarz w polskiej Ekstraklasie strzeli gola? Chociaż polski futbol zna przypadki takich kuriozalnych goli strzelanych naszym bramkarzom: Tomaszowi Kuszczakowi i Arturowi Borucowi, przecież prawdopodobieństwo było znikome…

Jan Jurek: – Cóż, pojawił się post na platformie X, czyli na dawnym Twitterze o punktacji bramkarzy w grze Lotto Fantasy Ekstraklasa i uznałem, że punkty, które bramkarze dostają za asysty i gole, są zbyt małe. Stąd w wyniku może lekkiej frustracji czy zawodu pojawił się taki komentarz z mojej strony.

Pewnie to był szok także dla pana, gdy w niepozornym meczu Puszczy Niepołomice z Radomiakiem taki gol padł? Nagle to spotkanie rozgrywane w świąteczny poniedziałek o 12:30, czyli “do rosołu” zaistniało w mediach społecznościowych nie tylko w naszym kraju.

– Muszę przyznać, że… spałem gdy ten mecz był rozgrywany. Natomiast gdy już się obudziłem i zobaczyłem powiadomienie z aplikacji Flashscore, że Gabriel Kobylak zdobył bramkę, to przecierałem oczy ze zdumienia. Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć i od razu sprawdzałem, czy to jest prawda, czy primaaprilisowy żart.

Najpierw było niedowierzanie, a później kupa śmiechu? Czy od razu pojawiła się myśl, by drogę pieszo na mecz do Radomia połączyć z realizacją szczytnego celu?

– Tak jak wspomniałem, byłem lekko zaspany, ale gdy już się okazało, że to się wydarzyło, to zacząłem z tego się śmiać razem ze znajomymi. Zbiórka charytatywna pojawiła się w mojej głowie, gdy mój post poszedł w mocny viral. Wtedy już wiedziałem, że taki rozgłos mogę wykorzystać w celu pomocy komuś potrzebującemu.

Jakie zainteresowanie wzbudziła ta akcja? Jak wygląda realizacja celu, który jest najważniejszy. Mowa tu oczywiście o pomocy dla chłopca będącego w potrzebie.

– Zainteresowanie jest bardzo duże, wiele osób jest chętnych do pomocy i z docelowych 10 000 złotych udało się zebrać ponad 13 000 (rozmawialiśmy o 10 w niedzielę, ta kwota cały czas rośnie – przyp. red.).

Jak przebiegała trasa do Radomia? Nie było momentów zwątpienia ani żadnych problemów? Udało się dotrzeć na miejsce z uśmiechem na ustach?

– Były momenty zwątpienia i były odcinki, gdzie miałem ochotę położyć się na drodze czy chodniku i nie wstawać… Gdy już dotarliśmy do Radomia, to była jedna z najlepszych chwil w moim życiu. Dodatkowo motywował nas szczytny cel.

Jest pan koneserem polskiej piłki ligowej? Wydaje się, że w gruncie rzeczy nie futbol tu jest najważniejszy, natomiast sceptyk powiedziałby, że mecz, na który pan maszerował (Radomiak-Zagłębie), nie zapowiadał się zbyt dobrze.

– Od około 3 lat intensywnie interesuję się polska piłka na najwyższym poziomie i wiem, że nie ma nudnych meczów w Ekstraklasie. Podam przykład: mecz Śląska Wrocław z warszawską Legią, spotkanie przy Łazienkowskiej zapowiadało się na hit mimo defensywnej postawy Śląska, a wiadomo, jak się skończyło… (bezbarwne 0:0 – przyp. red.) Za to poniedziałkowy mecz poznańskiej Warty ze Stalą Mielec sprzed tygodnia, rozgrywany w Grodzisku Wielkopolskim, zapowiadał się na kolejne 1:0 lub 0:0 a zobaczyliśmy niezwykły festiwal strzelecki, aż 7 goli.

No właśnie, przecież mecze Warty często są “spychane” na poniedziałek, na 19, bo zapowiadają się mało atrakcyjnie. Mimo że trener Zielonych, który po sezonie odchodzi, jest chwalony jako zdolny, młody przedstawiciel polskiej myśli szkoleniowej, poznaniacy rzadko oferują fajerwerki…

– Tymczasem drużyna Dawida Szulczka rozgromiła gości z Podkarpacia 5:2! Czasem trzeba mieć cierpliwość do naszej ligi, ale na końcu i tak zawsze jest o czym porozmawiać.

fot. materiały Jana Jurka