Aktualności 22 grudnia 2022

1/8 finału nie wystarczyła. Dlaczego Czesław Michniewicz pożegna się z posadą?

autor: Mateusz Mazur
To już pewne. 31 grudnia końca dobiegnie nie tylko 2022 rok, ale również kadencja Czesława Michniewicza na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. Pomimo awansu na mundial, uniknięcia spadku z dywizji A Ligi Narodów oraz awansu do fazy pucharowej mistrzostw świata, PZPN nie zdecydował się na kontynuowanie współpracy z 51-letnim szkoleniowcem. Przypadek Michniewicza pokazał tym samym, jak ważną rolę odgrywa publiczny wizerunek selekcjonera reprezentacji Polski. 

Ciężkie życie selekcjonera

Ostatnie lata są dla kibiców reprezentacji Polski dość trudne. Z jednej strony możemy bowiem pochwalić się światowej klasy piłkarzami, którzy w swoich klubach odnoszą niemałe sukcesy. Z drugiej jednak to, co dzieje się w ostatnich latach wokół kadry narodowej na pewno nie jest czymś czym można się zbyt głośno chwalić.

Jerzy Brzęczek awansował na mundial, ale pożegnał się z reprezentacją, bo od oglądania meczów jego kadry bolały oczy. Paulo Sousa zdawał się mieć pomysł na grę, a jego wizerunek przez długi czas pozostawał niemal nieskazitelny i nawet przegrane Euro 2020 nie skłoniło Cezarego Kuleszy do zwolnienia Portugalczyka. Sousa zwolnił się sam więc, bo otrzymał bardziej lukratywną ofertę z Brazylii. W styczniu prezes PZPN postawił na bezpieczną opcję. Wybór Czesława Michniewicza miał być głosem rozsądku, a okazał się bombą z opóźnionym zapłonem.

O tym, że jest źle wiedzieliśmy już od samego początku. Już na swojej pierwszej konferencji prasowej Czesław Michniewicz pokazał, że zdecydowanie nie trzyma ciśnienia. Pierwsze pytanie o jego rzekome powiązania z szefem mafii piłkarskiej Ryszardem Forbrichem skłoniły nowego selekcjonera do wytoczenia ciężkich dział. Michniewicz nie zamierzał się bawić w zbędną dyplomację i Szymonowi Jadczakowi, który poruszyły ten temat,… zagroził pozwem.

Wizerunkowa katastrofa

Swój wizerunek Michniewicz budował z gracją słonia w składzie porcelany. Szczególnie wymowny był moment, w którym reprezentacja Polski wygrała ze Szwecją i zapewniła sobie awans na mundial. Część kibiców gotowa była puścić selekcjonerowi dawne grzechy w niepamięć, a ostatnie o czym w tamtym momencie chcieli rozmawiać dziennikarze była przeszłość Czesława Michniewicza. Selekcjoner wykorzystał jednak swoje pięć minut chwały na to, by odgryźć się wszystkim, którzy kiedykolwiek odważyli się z nim nie zgodzić. Oberwało się nawet Jackowi Kurowskiemu, który w rzekomej wojnie dziennikarzy z Michniewiczem nie był nawet blisko linii frontu.

Przez jakiś czas wydawało się, że Czesław Michniewicz zrozumiał, że taka postawa nie zaprowadzi go donikąd i starał się ponownie zjednać sobie dziennikarzy. Potknął się jednak przy pierwszej lepszej okazji i pokazał, że akurat wysuwane wobec niego oskarżenia o niesłowność można włożyć między bajki. Tak jak zapowiedział na pierwszej konferencji prasowej, po artykule Szymona Jadczaka na temat niejasnych powiązań Michniewicza z Fryzjerem, zdecydował się pozwać dziennikarza. Jeśli taki obrót spraw nazwać można wizerunkową katastrofą, to jak określić to, że na swojego pełnomocnika selekcjoner wybrał Piotra Kruszyńskiego, który przed laty starał się dowieść niewinności… Ryszarda Forbricha,

Kolejna absurdalna PR-owo decyzja tylko skróciła drogę do rozstania Michniewicza z kadrą. W kolejnych miesiącach przepychanki z dziennikarzami nie ustały i w grudniu grono tych, którzy gotowi byli bronić selekcjonera okazało się wyjątkowo nieliczne.

Czesław Michniewicz nie przegrał sportowo. Z postawionych przed nim celów wywiązał się przecież w stu procentach. Selekcjoner przegrał wizerunkowo, gdyż ostatnie 12 miesięcy dobitnie pokazały, że po prostu nie był gotów na objęcie tak medialnego stanowiska. Przebywanie na świeczniku ewidentnie Michniewiczowi nie służyło, a zwieńczeniem tego były masowe “bany” na Twitterze. Pozostaje jednak pytanie, którego adresatem bynajmniej nie jest 51-letni szkoleniowiec. Dlaczego, po trwającej cały styczeń procedurze analizy kandydatów na selekcjonera, wybór padł akurat na Czesława Michniewicza?

Miejmy nadzieję, że Cezary Kulesza potrafi uczyć się na błędach, bo takim była niewątpliwie nominacja Czesława Michniewicza na selekcjonera. Jego przykład pokazuje, że wyniki sportowe nie wystarczą. Jeśli selekcjoner nie budzi sympatii kibiców i nie ma odpowiednich relacji zawodowych z dziennikarzami, schodzą one na dalszy plan. Prezes PZPN dobitnie się o tym przekonał i wierzymy, że weźmie pod uwagę to kryterium przy wyborze nowego sternika naszej kadry.