Aktualności 20 kwietnia 2021

Sportowa telewizja w dobie pandemii – jak w ostatnim roku zmieniły się warunki pracy dziennikarzy Canal +?

Pandemia koronawirusa przewróciła cały świat do góry nogami, także ten sportowy. W 2020 roku w Polsce na 82 dni rozgrywki zawiesiła PKO BP Ekstraklasa, z kolei PGE Ekstraliga wystartowała z 70 dniowym opóźnieniem. Jak wówczas wyglądała praca ludzi, którzy zarabiali na chleb relacjonowaniem wydarzeń z tych lig, a więc dziennikarzy Canal +? I jak warunki ich pracy zmieniły się już w nowej, pandemicznej rzeczywistości?

Programy na ratunek

Bramy stadiów piłkarskich i żużlowych zamknięte na cztery spusty. Brak pewności, czy rozgrywki Ekstraklasy i Ekstraligi w ogóle ruszą w najbliższym czasie. W telewizji zaś same powtórki meczów z czasów, gdy nikt nawet nie pomyślał, że sport w takiej formie, może nam zostać kiedykolwiek zabrany. Jaki był zakres obowiązków dziennikarzy Canal + w tym „martwym” sportowo okresie? – Sytuacja była całkowicie sparaliżowana, ponieważ nic się nie działo – wspomina okres pomiędzy marcem a majem, Bartosz Ignacik. – Z mojej strony wyglądało to jednak trochę inaczej, ponieważ miałem swój program i cały czas przy nim pracowałem. Natomiast co tu dużo mówić – bez meczów byliśmy pozbawieni naszej pracy i naszej miłości.

W podobnej sytuacji była również Karolina Wieszczycka: – Od kwietnia do czerwca pracowałam przy magazynie R1, który tworzył Tomasz Dryła z Mirosławem Jabłońskim. Raz w tygodniu był też program poświęcony żużlowi „Dobry Wieczór Sport”. Tak więc było co robić.

Maja Strzelczyk z kolei mogła sprawdzić się w roli tłumacza: – Zajmowałam się głównie tłumaczeniem tekstów do programów o La Lidze. Było to jednak bardziej męczące od wyjazdów na mecze, bo tłumaczenia były żmudne, a słownictwo przedziwne. Konsultowałam się czasem z Hiszpanami, którzy nie mieli jednak pojęcia o co chodzi. Musiałam zatem szukać ludzi, którzy „siedzą” w temacie piłkarskim, żeby mi pomogli. Etymologię słów stricte związanych z klubami wyjaśniał mi np. Jorge Felix.

Operacja: powrót

Nadzieja na powrót do normalności pojawiła się w kwietniu, kiedy Ekstraklasa SA opracowała, a następnie przekazała polskim władzom raport dotyczący warunków powrotu piłkarzy do gry. Zawierał on dziesiątki zaleceń i protokołów, które musieli przestrzegać członkowie każdego z ekstraklasowych klubów. A jak wyglądał proces przygotowań do pracy w nowych, pandemicznych warunkach reporterów Canal +?

Na zoomie raz na jakiś czas mieliśmy spotkania z szefem komisji medycznej PZPN, prof. Krzysztofem Pawlaczykiem, który instruował nas jak mamy się zachowywać i co robić – przyznaje Ignacik. – Otrzymaliśmy zatem wszystkie instrukcje sanitarne, które obowiązywały nas od wznowienia sezonu, tak aby ta ekstraklasa przetrwała i dokończyła swoje rozgrywki. Z kolei przed samym ich startem wszyscy musieliśmy być w 14-dniowej izolacji. Podobne spotkania mieli również dziennikarze zajmujący się żużlem. – Także zostaliśmy dokładne przeszkoleni, jak się zachowywać, co robić, co nam wolno, a co nie – dodaje Wieszczycka.

Strzelczyk podkreśla z kolei, jak dynamiczna była sytuacja przed wznowieniem rozgrywek. – Co chwilę coś się zmieniało. Początkowo na stadionach mieliśmy być w przyłbicach, później w maseczkach. Dla każdego to wszystko było nowe, więc początkowo panował duży chaos i nie wiadomo było jak to do końca ugryźć. Przykład jednak szedł z góry, z innych lig, więc postępowaliśmy zgodnie z tamtym schematem. Jak czegoś nie wiedzieliśmy, to po prostu to powielaliśmy– wspomina.

Niepewność zamiast strachu

W końcu nadeszła godzina “zero” i rozgrywki dwóch flagowych dyscyplin sportowych Canal + zostały wznowione. Na pierwszy ogień poszli piłkarze, którzy na boisku pojawili się w ostatni weekend maja. Czy reporterom towarzyszył strach przed pierwszymi spotkaniami? – Strach to jest złe słowo, raczej była to duża niepewność – mówi Ignacik. – To była niepewność rodzaju, jak to będzie wyglądało, jakie będą nasze możliwości i do czego w ogóle będziemy mieli dostęp.

Podobnego zdania jest Strzelczyk. – Absolutnie nie było żadnego strachu – mówi. – Zachowywaliśmy oczywiście reżim sanitarny, ale mając na uwadze, że nasz sprzęt był sterylny (zdezynfekowany mikrofon na tyczce oraz gąbki wymieniane w nim po każdej rozmowie), a my nie mieliśmy kontaktu z zawodnikami, to ryzyko było naprawdę minimalne. W związku z tym ja się bardziej cieszyłam, że możemy wrócić do tej pseudo zawodowej normalności, aniżeli bałam. Były testy, badania, mieliśmy pewność, że w aucie z drugą osobą jesteśmy całkowicie bezpieczni.

Żużlowcy na tory wrócili zaś 12 czerwca. Karolina Wieszczycka pierwszy miesiąc sezonu 2020 w PGE Ekstralidze spędziła jednak w studiu. Dopiero w lipcu mogła się przekonać, jak wygląda praca w terenie w zaostrzonych warunkach sanitarnych. – Był to mecz eWinner I ligi i studio miałam w pomieszczeniu. Jako prowadząca, jak i mój gość czuliśmy się bezpieczni, osoby pracujące wokół nas miały maseczki, rękawiczki, sprzęt był dezynfekowany, więc jakoś nie czułam obawy. Strach był jedynie przed robieniem testu (wtedy wykonywaliśmy go co dwa tygodnie). Bo chociaż przestrzegało się wszystkich zasad, to wiadomo, że zarazić można się wszędzie – opowiada.

Weekendowe pary

A co pandemia przede wszystkim zmieniła w pracy reporterów Canal +? – Podstawowa różnica to brak bezpośredniego kontaktu z trenerami czy zawodnikami. Poza tym, wielu rzeczy dowiadujemy się w ostatniej chwili. Wiadomo, że to duża operacja na żywym organizmie, a my tej wiedzy jesteśmy czasem pozbawieni. Sami też nie umawiamy się na wywiady, jak miało to miejsce wcześniej, a wszystko zostało scedowane na kierowników drużyn i rzeczników prasowych. I to oni, za naszą aprobatą przyprowadzają gości, którzy są wyznaczeni do rozmów – mówi Ignacik.

W ogóle można odnieść wrażenie, że cały ciężar relacjonowania spotkań PKO BP Ekstraklasy spadł teraz na reporterów. Komentatorzy tylko przez chwilę zawitali na stadiony, przez większość część ostatniego roku zmuszeni byli pracować w „dziuplach” komentatorskich w Warszawie. – Na mecze jeździmy we dwójkę, jesteśmy „parowani” na każdy weekend i te pary wówczas się nie zmieniają. Z mojego punktu widzenia dużym minusem jest fakt, że wszędzie jeździmy samochodami służbowymi, nie możemy korzystać z transportu publicznego. Co prawda ozdrowieńcy czy osoby zaszczepione są do tego upoważnione, to jednak przez to, że pracujemy we dwójkę, to bardzo ciężko to zorganizować. Zwykle bowiem w tej parze zawsze znajdzie się ktoś, kto jeszcze nie chorował albo nie był zaszczepiony.  A trasy są jakie są, czasem w jeden weekend można jechać z jednego końca Polski na drugi – przyznaje Strzelczyk.

To można rozmawiać bez maseczek?!

Pytamy też naszych rozmówców czy przyzwyczaili się już do obostrzeń, obowiązujących na stadionach piłkarskich oraz żużlowych. – Nadal musimy wykonywać testy przed każdym meczem, a w parku maszyn obowiązują rękawiczki i maseczki. Te pierwsze dokuczają przy robieniu wywiadów, musimy także uważać, aby maseczka nie zjechała nam z nosa. Generalnie to każdy z nas jest już do tego przyzwyczajony, ale z utęsknieniem czeka na powrót kibiców na stadiony. Bo to ich obecnie brakuje nam najbardziej – opowiada Wieszczycka.

Początek był faktycznie dziwny, ale wiemy już z czym to się je, wiemy jak mamy się zachowywać. No i niestety trzeba się było do tego przyzwyczaić. Przy okazji poszukiwań materiałów do programów, mam jednak czasem taki odruch, że mnie „odrzuca”, gdy widzę siebie rozmawiającego z zawodnikiem czy trenerem normalnie, bez maseczki – dodaje Ignacik.

Cały czas nie mogę się do tego wszystkiego przyzwyczaić, zarówno w pracy, jak i w życiu – mówi z kolei Strzelczyk. – Najgorszy jest brak bezpośredniego kontaktu z piłkarzami i trenerami. Przez maseczki i dystans, bardzo często nie słychać, co mówię. Bardzo utrudnia to płynność rozmowy. Staramy się jak najlepiej to organizować, ale cały czas jest to duże utrudnienie. Reżim to reżim i trzeba go przestrzegać, niemniej przez to, że to zawsze była praca kontaktowa, bardzo zmieniła ona swoją formę.  

Zdany egzamin

Jednym z argumentów przeciw wznowieniu rozgrywek sportowych, były wątpliwości czy kluby będą w stanie podołać organizacyjnie w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa ich uczestnikom. Jak po prawie roku od funkcjonowania w zaostrzonym rygorze na stadionach, widzą to reporterzy Canal +? Czy organizatorzy podołali zadaniu? – Myślę, że tak. Ja przynajmniej na meczach czuję się bezpieczna – nie ma wątpliwości Wieszczycka.

Podobne spostrzeżenia ma Ignacik: – Kluby egzamin zdały w 100%. Gdyby tak nie było, pewnie byłyby problemy z dokończeniem rozgrywek. A tak wszystko odbyło się bezboleśnie. Zdaje sobie oczywiście sprawę, że niektóre spotkania były przekładane, ale taka była konieczność, jeśli ktoś w ostatniej chwili dowiadywał się o zarażeniach. A takim podsumowaniem działań klubów ekstraklasy czy też naszej stacji jest fakt, że karawana jedzie dalej. Oczywiście w trudniejszych warunkach, bez kibiców, z dużymi obostrzeniami, ale to się odbywa, więc wydaje mi się, że wszyscy stają na wysokości zadania. I marzy mi się, aby już więcej nikt nie musiał na tej wysokości zadania stawać i żeby to wszystko jak najszybciej wróciło do normy.

Ze swoim kolegą zgadza się również Strzelczyk: – Nie odstajemy od innych lig, przede wszystkim od Bundesligi, która jest dla nas najlepszym przykładem. Kluby przestrzegały przepisów, w momencie gdy pojawiało się jakiekolwiek zagrożenie, niepewność, taka informacja od razu szła wyżej, a dana osoba była izolowana. Pod względem rzetelności i skrupulatności z pewnością jesteśmy w czołówce.