Zdaniem eksperta 17 stycznia 2013

Crowdfunding po polsku

Polski rząd zabrał już klubom sportowym jedno z podstawowych źródeł dochodu, wprowadzając ustawę antyhazardową. Chciał również uciąć kolejną gałąź gospodarki.

\"\"
Choć słowo „crowdfunding”, oznaczające w telegraficznym skrócie finansowanie społecznościowe, rzadko pada w kontekście sponsoringu sportowego, taki sposób inwestowania w kluby i organizacje aktywności fizycznej rozwija się w galopującym tempie. Idea sama w sobie jest świetna, dzięki swojej prostocie – kibic za swoją drużyną skoczy w ogień, a nawet na obiad do teściowej, więc większość z nich zdecyduje się również na wsparcie finansowe. Zwłaszcza wtedy, kiedy dostanie w swoje ręce możliwość decydowania o losie klubu.

Real Oviedo – hiszpański klub, który przeżywał lata swojej świetności do czasów dyktatury generała Franco – po spadku z Primera Division miał wyłącznie pod górę. Karne degradacje i wyprzedaż najlepszych zawodników doprowadziły drużynę do narastającej pętli zadłużenia, która postraszyła klub upadkiem w finansową przepaść i widmem bankructwa.

Normalność miała nastać, dzięki inicjatywie fanów, przekazanej światu za pośrednictwem serwisu internetowego, umożliwiającego kupno udziałów tej ekipy, za kwotę 11,5 euro sztuka. Pomoc mediów i byłych zawodników (m.in. Santi Cazorli z Arsenalu FC) umożliwiły sukces i zapewniły klubowi byt.

W grudniu 2012 roku informowaliśmy o projekcie Akademii Piłki Nożnej GKS Tychy, która stara się o dofinansowanie swoich działań,  ale nie jest to pierwszy projekt crowdfundingowy w polskim sporcie. Szlak przetarła Szkoła Brydża Sportowego, która poprzez wsparcie od fanów gier karcianych zorganizowała eventy szkoleniowe dla początkujących amatorów tego sportu. Wspomniana organizacja jest w zasadzie pierwszą instytucją w kraju, która na idei finansowania społecznościowego opiera swoją działalność. Pozwala to na pewne inwestycje, bowiem realizacji doczekają się wyłącznie te projekty, które znajdą potencjalnych nabywców. Brak tutaj możliwości przeinwestowania.

Na fundusze pozyskiwane w ten sposób łaszą się również politycy, ale – ku zadowoleniu ekspertów – projekty kolejnych poprawek regulujących crowdfunding są regularnie odrzucane. Powstałe za rządów Donalda Tuska Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji dało się przekonać do zaniechania prac nad pomysłem, więc do boju wkroczyło Ministerstwo Finansów. Na szczęście protesty organizacji pozarządowych, które argumentowały, że regulacja tego zjawiska oznacza realne zagrożenie jego unicestwienia w Polsce, doprowadziły do zaniechania dalszych prac.

Jak jest za granicą? Poza Polską stosunkowo łatwo zostać współwłaścicielem klubu sportowego. Hiszpańscy potentaci – FC Barcelona i Real Madryt – leżą w rękach socios, a w publicznej sprzedaży dostępne są m.in. papiery wartościowe emitowane przez francuski Olympique Lyon. Crowdfunding jest doskonałym narzędziem do „wywrócenia” działalności klubów sportowych do góry nogami, bowiem kibice, którzy generują przychody, mają coraz większy wpływ na decyzje podejmowane przez klubowe władze. Po sprzedaży Polonii Warszawa przez Józefa Wojciechowskiego, taki właśnie sposób inwestowania rozważany był przy ratowaniu budżetu „Czarnych Koszul”.

Chociaż drużyna ze stolicy pokazała na boisku, że do jej upadku daleka droga, to w razie niepowodzenia istniałoby wiele możliwości do „chwytania się każdej brzytwy”. Przykładowym modelem ratunkowym może być tutaj szeroka akcja promocyjna , finansowanie poprzez sprzedaż biletów okresowych na dłużej niż jeden sezon, dobrowolne wpłaty, sprzedaż akcji, sprzedaż praw do nazwy klubu, społecznościowy wybór władz, czy założenie klubu członkowskiego, w ramach którego pobierany jest abonament. Jak widać, wachlarz możliwości jest szeroki i zależy od sytuacji, w jakiej dany podmiot się znajduje. Nie zawsze istnieje np. możliwość sprzedaży praw do nazwy stadionu, kiedy operatorem obiektu jest miasto. Na piłkarskiej mapie Polski znajduje się wiele drużyn, które mogą skorzystać z takich możliwości, a pierwszy w kolejce zdaje się łódzki ŁKS.

Wbrew obiegowej opinii, stowarzyszenia i organizacje zrzeszające kibiców są doskonale zorganizowane, a podejmowane przez nie inicjatywy są nierzadko bardziej profesjonalne, niż akcje promowane przez kluby. Choć na poziomie ekstraklasowym może to być trudne lub wręcz niewykonalne, to pierwsza, bądź druga liga jest doskonałym placem manewrowym na tego typu pomysł.

Czy to się gdzieś udało? Oczywiście! Swego czasu w angielskiej Premier League występował zespół Portsmouth FC, który popadł w pętlę zadłużenia i został relegowany do niższych klas rozgrywkowych. Powstał wówczas fundusz kibiców – Pompey Supporters Trust – w ramach którego zbierano darowizny oraz sprzedawano abonament członkowski. Całość dochodu przeznaczono na pomoc drużynie, nad którą kontrolę objął zarząd komisaryczny. Obecnie ekipa prowadzona przez Guya Whittinghama występuje w League One, czyli trzecim stopniu piłkarskich rozgrywek na Wyspach.

Anglia jest zresztą doskonałym przykładem na postawienie tezy, że crowdfunding w sporcie jest mile widziany. Próba ratowania Darlington 1883 FC – drużyny ze 129-letnią tradycją – przyniosła swego czasu blisko 785 tysięcy złotych za pośrednictwem serwisu SaveDarlo.org. W 2008 roku społeczność dwudziestu tysięcy fanów Ebbsfleet United FC przejęła większościowy pakiet akcji i zarządza klubem.

Reasumując, sukces finansowania społecznościowego opiera się głównie na zaangażowaniu i ambicji wspierających. Ważne jest nie tylko wsparcie samo w sobie, ale również odpowiedni PR i marketing, aby zaangażować fanów danej dyscypliny na takich portalach, jak Facebook i Twitter, w myśl zasady „nieważne, jak o Tobie mówią – ważne byle mówili”. Nie bez znaczenia pozostaje lokalny charakter danej inwestycji, co przekłada się na wsparcie klubów bliskich sercu danej społeczności.

Szczególnie ciekawym kierunkiem, jaki obiera crowdfunding sportowy, jest finansowanie społecznościowe związane ze sprzedażą udziałów. Wielu kibiców marzy o byciu częścią swojej ukochanej drużyny grając w Football Managera, a tutaj dostają realną szansę na poczucie władzy. Polskie prawo pozwala na pozyskiwanie pieniędzy przez sprzedaż akcji do 100 tysięcy euro. Czas najwyższy?