10.12.2025 08:13

Alberto Bertolotto: zainteresowała mnie „Solidarność” [WYWIAD]

Alberto Bertolotto jest włoskim dziennikarzem, który pokochał Polskę i od dłuższego czasu wykazuje się sporą aktywnością w naszych mediach w ramach współpracy z Przeglądem Sportowym. W rozmowie ze SportMarketing.pl mówi o początkach tej fascynacji, tajnikach calcio czy językowych różnicach między Polską a Italią.

Alberto Bertolotto: zainteresowała mnie „Solidarność” [WYWIAD]
Autor zdjęcia: Alberto Bertolotto

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Twój związek z Polską wynika z fascynacji nie tylko krajem, ale też całym regionem?

Alberto Bertolotto, korespondent „Przeglądu Sportowego” we Włoszech: – Jak najbardziej. Zawsze interesowałem się Europą Środkową oraz Bałkanami, ponieważ mieszkam blisko Słowenii, tylko godzinę samochodem. Dlatego ta część Europy jest mi bliska, zacząłem podróżować po Europie Środkowo-Wschodniej już dawno. Co do Polski, wszystko zaczęło się prawie 13 lat temu, bo w moim mieście poznałem polską dziewczynę, Dlatego potem zwiedziłem z nią Łódź. Wówczas czytałem już dużo o historii Solidarności, bo interesuję się tymi rzeczami, szczególnie prawami robotników i pracowników. I tak to wszystko się zaczęło, ponieważ w Polsce czułem się naprawdę bardzo dobrze. Doceniam gościnność Polaków. 

Nie da się ukryć, że na przestrzeni lat Polska zmieniła się w dużym stopniu, ale cenię sobie to, że zwiedziłem naprawdę wiele miast i napisałem dwie książki o polskiej piłce nożnej, o kadrach, które potrafiły zdobyć brązowe medale w mistrzostwach świata. Z czasem zacząłem uczyć się języka polskiego. Wtedy już miałem kontakt z redakcją Przeglądu Sportowego. Jej ówcześni dziennikarze czasami dzwonili do mnie, by poznać moją opinię na temat Polaków występujących wtedy w Serie A. Kiedy mój poziom językowy znacznie się poprawił, redakcja zaproponowała mi stałą współpracę z Włoch.

Jeszcze a propos historii, bo wspominałeś o Solidarności, ale też o tej historii piłkarskiej. Jestem ciekaw, jak to się stało właśnie, że zaciekawiły się dzieje reprezentacji Polski, piłkarze tacy jak Deyna, Lato czy Tomaszewski. To wynikało z fascynacji historią mundialu i przy okazji ta Polska się pojawiła, ponieważ wtedy odnosiła sukcesy, czy po prostu w związku z tym zainteresowaniem krajem zwróciłeś uwagę również na to, że Polacy w tym okresie brylowali w futbolu?

– Powiem szczerze, że już wtedy miałem na koncie jedną napisaną książkę, chciałem napisać kolejną i skoro podróżowałem po Polsce (miałem i mam też do tej pory znajomych w Polsce, w tamtym czasie przede wszystkim Włochów, którzy bardzo dobrze znali i znają język polski), a we Włoszech nikt o tych reprezentacjach nie napisał książki, to zdecydowałem się to zrobić. To jest powód, dla którego postanowiłem napisać te książki.

Różnica polega na tym, że naprawdę miałem kontakt z tym krajem. Chciałem po prostu, jak to się mówi we Włoszech, pokryć dziurę na rynku wydawniczym i ci koledzy pomagali mi w tłumaczeniach ówczesnych numerów „Przeglądu Sportowego”, materiałów wideo i tak dalej. To było 8 lat temu, gdy jeszcze nie mówiłem po polsku, więc zgromadziłem materiały zarówno w języku włoskim i polskim. To są powody, które potem doprowadziły mnie do napisania tych książek.

To rzeczywiście był przełom, poruszyłeś temat nieznany we Włoszech, bo wydaje się, że w tamtym czasie wiedza przeciętnego Włocha o polskiej piłce sprowadzała się do tego, kim jest Boniek.

– Tak, chociaż mówiąc szczerze, osoby, które teraz mają mniej więcej 60-65 lat, kojarzyły Polskę przede wszystkim z Deyną, Tomaszewskim, Latą i wszystkimi piłkarzami występującymi na tych mistrzostwach świata.

Dlaczego?

– Ponieważ te osoby wtedy miały 10-15 lat, więc ten mundial był ich pierwszym w życiu i Polska rzeczywiście grała kapitalnie. Dlatego np. zawsze wspominam tatę mojego przyjaciela, który od kilku lat, kiedy się spotykamy przypadkowo, opowiada mi o Deynie czy Lacie, bo w 1974 roku miał 10 lub 11 lat. Polska rzeczywiście wtedy pokonała Włochów w efektownym stylu. Potem oczywiście Boniek stał się najbardziej rozpoznawalnym polskim piłkarzem we Włoszech. Wiadomo, grał w Juventusie i zdobył wszystkie możliwe trofea w barwach „Bianconerich”. Jest sympatyczny i przede wszystkim już wtedy mówił po włosku.

Przejdźmy do współpracy z „Przeglądem Sportowym”, bo zastanawiałem się, czy cały czas to jest dla ciebie wyzwanie, by napisać tekst w obcym języku. Wiadomo, że nawet mając talent językowy, trudno zawsze uwzględnić detale, które osoba pochodząca z tego kraju, tak jak tu w przypadku Polski, może łatwiej przyswoić.

– Zdecydowanie. Oczywiście wysiłek jest ogromny. Przede wszystkim, gdy jestem zmęczony, ponieważ widzę, że kiedy piszę w języku włoskim, mogę to zrobić spokojnie, będąc zmęczony, natomiast praca w obcym języku, kiedy człowiekowi brakuje sił, to rzeczywiście wyzwanie. Praca jest czasochłonna, chociaż od zawsze naprawdę inwestowałem w to dużo energii. Dlaczego? Ponieważ chciałem pracować z polskimi mediami i byłem przekonany o tym, że Polacy docenią Włocha, który stara się mówić po polsku i przede wszystkim pisać w ich języku. Ten temat jest dla mnie bardzo ważny, gdyż moje zawodowe marzenia są związane z Polską.

Mam świadomość, że język trzeba szlifować, dlatego cyklicznie jeżdżę do Polski, by doskonalić te umiejętności, co sprawia, że potem, kiedy piszę po polsku, czuję większą swobodę itd. Współpracuję od prawie siedmiu lat z nauczycielką, Polką, która jest filologiem i razem z nią w większości przypadków sprawdzam moje artykuły, ponieważ oczywiście popełniam błędy. To jest nieuchronne, choć dostrzegam postępy. Uważam, że cały czas robię kroki do przodu i to naprawdę motywuje mnie, by nadal udzielać się w polskich mediach – w których chciałbym powiększyć swoją obecność.

rozmowa z Patrykiem Pedą, fot. archiwum Alberto Bertolotto

Pisanie jest z mojego punktu widzenia trudniejszym ćwiczeniem niż mówienie, bo podczas występów w telewizji albo w radiu nie zwraca się aż tak dużej uwagi na błędy językowe. Pisanie sprawia mi więcej trudności, ale ono jest moją pierwszą miłością. Do dziś oczywiście pracuję we Włoszech jako dziennikarz dla papierowych mediów. Cały czas mam motywację, by współpracować z polskimi mediami i dla mnie to jest powód do dumy, tym bardziej że każdy z artykułów piszę sam i są one potem tylko sprawdzane. Potem pomagały mi różne osoby, w tym przypadku chciałbym podziękować redakcji „Przeglądu Sportowego” i przede wszystkim Marcinowi Doboszowi, który dał mi cztery lata temu tę szansę.

Twoja aktywność w „Przeglądzie Sportowym” jest o tyle godna doceniania, że wydaje mi się, że w Polsce jest mniej miejsc pracy dla dziennikarzy sportowych niż we Włoszech.

– Włosi żyją piłką nożną i dlatego w Italii szanse mogą być większe niż w Polsce, chociaż widzę, że także Polacy miłują futbol i w przeciwieństwie do przeciętnego Włocha zwracają uwagę na piłkę zagraniczną. Sam jestem osobą, która przez wiele lat interesowała się wyłącznie calcio. Z tym że mam taką naturę, iż zawsze utożsamiam piłkę ze społeczeństwem, więc jeśli nie znam społeczeństwa, nie ciągnie mnie do tego, aby zainteresować się tamtejszą piłką.

Lubię polski futbol, ponieważ znam tutejsze społeczeństwo. Na przykład byłem w Zabrzu, na Górnym Śląsku, na Dolnym Śląsku, w różnych miejscach w Polsce, dlatego wiem, jaką marką w Zabrzu jest Górnik albo w Warszawie Legia etc. Dla mnie te rzeczy idą w parze, więc skoro nigdy nie byłem na przykład w Dortmundzie, uznałem, że nie ma sensu interesować się Borussią Dortmund.

Podsumowując ten wątek, uważam, że szanse na angaż we włoskich mediach są większe, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że rynek medialny w Polsce jest dynamiczny i dana osoba może zabłysnąć, jeśli dobrze zna dane środowisko, na przykład w moim przypadku włoską piłkę. Trzeba codziennie pracować, gdyż ta praca jest wymagająca i zrezygnować z wielu rzeczy, by potem realizować się na wysokim poziomie. Ja sam nie znam i nie lubię dróg na skróty, wierzę, że sukces można osiągnąć wyłącznie dzięki nauce i ciężkiej pracy. Prędzej czy później, to wszystko zaowocuje wynikami.

A propos znajomości calcio i rozmów ze znanymi postaciami, czy mógłbyś wskazać rozmówcę, który cię zaskoczył pozytywnie i może ta rozmowa była lepsza, niż się spodziewałeś?

– Przeprowadziłem różne wywiady na przestrzeni lat. Pamiętam bardzo dobrze, że spośród byłych polskich piłkarzy naprawdę miło rozmawiało mi się już 7 lat temu z Andrzejem Iwanem, który był wspaniałym człowiekiem. Pomógł mi włoski kolega, mieszkający w Krakowie, Stefano Deflorian, gdyż wtedy nie mówiłem po polsku, natomiast co do włoskich zawodników, za wielki zaszczyt poczytuję to, że miałem okazję porozmawiać z Giancarlo Antonionim, mistrzem świata z 1982 roku, który co prawda nie uczestniczył w finale, ale odegrał ważną rolę w zdobyciu tego medalu. Przeprowadziłem wywiad z nim dla „Przeglądu Sportowego” przy okazji 40-letniej rocznicy tamtego wydarzenia.

Muszę wspomnieć też rozmowę, którą przeprowadziłem z Dino Zoffem. Ten legendarny bramkarz, tak jak ja, pochodzi z Friuli-Wenecji Julijskiej, więc jest mi bliski z tego powodu. Chociaż od dłuższego czasu mieszka w Rzymie, sam fakt, że pochodzimy z tego samego regionu, sprawia, że lepiej się rozumiemy. Z Bogdanem Lobontem porozmawiałem o Łukaszu Skorupskim oraz Wojciechu Szczęsnym, ponieważ współpracował z nimi, kiedy byli młodzi i przenieśli się do Romy, a Bogdan tam grał. Wywiad był naprawdę super i pamiętam, że Bogdan naprawdę się ucieszył, że wpadłem na pomysł, by z nim porozmawiać.

Masz jakieś preferencje?

– Generalnie wspominam bardzo chętnie rozmowy z bramkarzami, gdyż ich rolę postrzegam jako najtrudniejszą w futbolu. Muszą wszak dbać o mnóstwo detali i mam poczucie, że bramkarze są bardzo otwarci w rozmowie. Warto dodać, że przeprowadziłem wywiad z Guglielmo Vicario dla „Przeglądu Sportowego„, kiedy on grał w Empoli. Powiedziałem redakcji, że mam tę okazję, ponieważ Vicario jest Friulijczykiem i ja miałem kontakt z jego klubem. Obserwowałem go, gdy grał w czwartej lidze włoskiej, bo występował w drużynie znajdującej się blisko Pordenone, o której pisałem dla tutejszej gazety.

Byłem przekonany, że w przyszłości zdoła wyrobić sobie markę na wysokim poziomie, a wiemy, że z czasem trafił do Tottenhamu i reprezentacji. Miałem tę pewność, gdyż Vicario jest naprawdę szalenie inteligentną osobą z niesamowitymi warunkami fizycznymi. Z kolei gdy Ivan Provedel grał w Spezji, przeprowadziłem z nim wywiad, potem został podstawowym brakarzem Lazio, więc lubię też odkrywać talenty.

Wróćmy może do społeczeństwa w takim sensie, czy we Włoszech na północy i na południu ludzie w inny sposób odbierają futbol, jest dużo różnic?

– Rzeczywiście, na północy ludzie żyją piłką w inny sposób w porównaniu do ludzi mieszkających w południowej części kraju. Wiem, że ten temat bardzo interesuje polskich kibiców. Zapytałem o to Thiago Cionka, ponieważ Thiago, który jest moim dobrym znajomym, grał zarówno w północnej części kraju, jak i południowej. A teraz broni barw Cavese. Powiedział mi, że na południu ludzie dużo wymagają od piłkarzy, ale też dużo im dają. To są po prostu kwestie związane z charakterem ludzi, tym, jak pochodzą do różnych spraw w życiu i tak dalej.

Zawsze podkreślam w rozmowach z Polakami, że to nie oznacza, że ludzie z północy nie kochają futbolu. W Udine pasja też jest naprawdę wielka, po prostu może być wyrażana w inny sposób w porównaniu do Rzymu czy Neapolu albo innych południowych miast. Jednak pamiętam, że kiedy Udinese grało z Empoli i mecz był najważniejszym spotkaniem w związku z walką o utrzymanie Serie A, to przed rozpoczęciem rywalizacji kibice Udinese wspierali piłkarzy, by po prostu wygrać ten mecz.

We Włoszech kilka klubów z jednego miasta gra na tym samym stadionie, jednocześnie w derbach pojawiają się negatywne emocje, z czego to wynika?

– Przypuszczam, że drużyny z tego samego miasta grają na jednym stadionie, gdyż nie mają osobnych obiektów, które spełniałyby wymogi Serie A. Odniosę się do Werony, gdzie już kilka lat temu były derby i Chievo oraz Werona grały w Serie A, a tam jest tylko stadion Bentegodi, który jest zgodny z regulaminem rozgrywek.

Relacje między kibicami derbowych rywali są różne. To zależy od osoby. Kibice nie są zadowoleni, jeśli piłkarz, który grał w Sampdorii, dołączył do Genoi. To jest naturalne. Hakan Calhanoglu wypowiadał się nieładnie o Interze, a z czasem dołączył do tej drużyny, co rozsierdziło fanów Milanu.

Chciałbym wrócić jeszcze do języka, a konkretnie do frazeologii, ponieważ Włosi określają różne rzeczy w specyficzny sposób. Najlepszym przypadkiem jest walka o utrzymanie w lidze. Po włosku mówimy o walce o… zbawienie. Trzeba dużo czytać i rozmawiać z Polakami, by mieć orientację w tych kwestiach.

Włosi nie mają nowoczesnych stadionów, mogą chyba nawet zazdrościć Polsce. Dlaczego tak się dzieje?

– Co do ośrodków treningowych, we Włoszech zrobiono ostatnio postęp. Como i Lecce mają tego typu nowe obiekty. Jeśli chodzi o stadiony, problem polega na tym, że w większości przypadków władze miast są właścicielami obiektów i kluby je wynajmują. To jest główny problem. Widzę to też w przypadku we Florencji, bo miasto jest właścicielem, chociaż Artemio Franci to też obiekt dziedzictwa historycznego, którego nie można zrównać z ziemią. W moim mieście, czyli Pordenone wokół stadionu jest tyle punktów spornych, że on musi cały czas tam być.

Teraz jesteśmy świadkami głośnej sprawy w Mediolanie…

W rzeczy samej. Temat San Siro jest bardzo ważny, ludzie żyją tą sprawą. Jestem osobą, która spogląda w przyszłość. San Siro należało do Mediolanu, historii włoskiej piłki, ale trzeba wykonać kroki do przodu. Zbudować obiekt, który jest nowoczesny i może dać możliwości rozwoju różnym firmom pracującym na stadionie. Mam sentyment do San Siro, mimo że byłem tam kilka razy, ale świat się zmienia i stadiony też muszą się zmienić. Jednak szanuję ludzi, którzy chcieliby, żeby ten stadion wciąż tam funkcjonował.

Udostępnij
Bartłomiej Najtkowski

Bartłomiej Najtkowski