10.09.2025 06:26

Adam Delimat: tłumaczenie wypowiedzi Fernando Santosa było bardzo nietypową historią [WYWIAD]

Adam Delimat od kilku lat realizuje materiały, które można oglądać na kanale PZPN Łączy Nas Piłka. Towarzyszy więc reprezentacji Polski podczas kolejnych zgrupowań, a w rozmowie ze SportMarketing.pl odsłania kulisy. Wspomina także z sentymentem Viaplay, platformę streamingową, w której miał okazję komentować mecze Premier League, wykonując kolejny krok do przodu na ścieżce zawodowej.

Adam Delimat: tłumaczenie wypowiedzi Fernando Santosa było bardzo nietypową
historią [WYWIAD]
Autor zdjęcia: Adam Delimat i Łączy Nas Piłka

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Praca na największych turniejach daje ci najwięcej satysfakcji?

Adam Delimat, autor materiałów na kanale Łączy Nas Piłka: – Zdecydowanie. Chociaż pracuję przy reprezentacji stosunkowo krótko, bo od września 2022 roku, miałem okazję już uczestniczyć w dwóch turniejach najwyższej rangi, najpierw był to mundial w Katarze, a później EURO w Niemczech. Myślę, że z kilku powodów to jest najciekawszy, ale też najbardziej intensywny okres. Po pierwsze, wtedy reprezentanci są ze sobą przez dłuższy czas.

W Katarze być może to wyglądało trochę inaczej z tego względu, że mundial był rozgrywany w terminie jesienno-zimowym, ale już podczas EURO w Niemczech mieliśmy więcej czasu, a to też dla nas jest fantastyczna okazja do zbudowania pewnych historii i wzbudzenia większego niż zwykle zainteresowania reprezentacją. Nie ma co ukrywać, że zawsze gdy jest turniej, automatycznie przekłada się to na większy hype na reprezentację Polski, chęć codziennego bycia możliwie blisko tej reprezentacji. 

Oznacza to też dla ciebie wzmożoną aktywność?

– Owszem. Patrząc na nasz kanał, siłą rzeczy wtedy jesteśmy szczególnie aktywni i narzucamy sobie wysokie tempo, ale to widać na całym YouTubie, w całej telewizji. Jestem podekscytowany tym, że mogę być blisko czegoś, o czym marzyłem przez całe swoje życie gdy oglądałem w dzieciństwie te turnieje, pasjonowałem się futbolem, kibicowałem reprezentacji Polski, a teraz tak naprawdę jestem jej częścią.

Coraz częściej mówi się, że szczególnie młodzi ludzie mają problem z zachowaniem koncentracji. Realizując materiały, macie to na uwadze, by ich długość była przystępna dla widzów?

– Miałem z tym pewien problem, bo rzeczywiście nie chciałbym wyrzucać czegoś fajnego tylko po to, żeby wbić się w algorytm YouTube’a i żeby ten film miał odpowiednią długość. Niemniej w przypadku vlogów nie narzucamy sobie konkretnego czasu  ich trwania. Są takie dni, gdy po prostu dzieje się na tyle dużo, że wychodzi nam ponad 20 minut. Innym razem zastanawiamy, czy opublikować vloga z jednego konkretnego dnia, który będzie krótszy, czy na przykład poczekać do następnego dnia, dołożyć wtedy treść i zrobić większą formę.

Kibice reprezentacji, widzowie naszego kanału doceniają możliwość regularnego aktualizowania tego, co się dzieje w drużynie narodowej. A zatem często warto wrzucać te vlogi częściej zamiast martwić się, czy one są za krótkie, czy za długie. Staramy się, by to było syntetyczne, nie wrzucając tam nieciekawej treści. Wybieramy interesujące rzeczy, które rzeczywiście mogą przyciągnąć widza: rozmowy czy interakcje między piłkarzami, a także inne scenki, by niekoniecznie na siłę coś rozciągać w czasie tylko po to, żeby zgadzał się na YouTubie Watch Time i żeby czas tego materiału odpowiadał algorytmowi.

Co w ostatnich latach wzbudziło największe zainteresowanie pod względem wyświetleń?

– W Polsce najwięcej odsłon generują prestiżowe turnieje, przed startem zmagań można wyczuć wówczas rosnące napięcie. Tak jak w przededniu EURO 2024, gdy kadra rozgrywała mecze towarzyskie, później był wyjazd do Niemiec. Pamiętam, że równie ogromne było zainteresowanie vlogami ze zgrupowania przed mundialem w Katarze. Szybowaliśmy wtedy jeśli chodzi o wyniki oglądalności, które były rekordowe. W trakcie samego  mundialu dwa albo trzy vlogi przekroczyły milion wyświetleń. Myślę, że ludzi interesowała jednak egzotyka, nietypowość tego turnieju plus w porównaniu z innymi turniejami fakt, że to nie była impreza w czerwcu, lipcu, gdy każdy chce spędzić czas poza domem i nie każdemu  uśmiecha się siedzieć przed telewizorem, komputerem czy z telefonem. Tylko są inne, ciekawsze zajęcia. A to był taki okres listopadowo-grudniowy, ten termin przełożył się na zainteresowanie tym turniejem.

Generalnie my poza zgrupowaniami reprezentacji staramy się wypełnić ramówkę na kanale Łączy Nas Piłka w inny sposób – wyjazdami do piłkarzy reprezentacji, odwiedzinami w ich klubach, rozmowami z nimi, ale też materiałami luzniej związanymi z kadrą. Przeważnie jako federacja jesteśmy też przychylniej traktowani przez zagraniczne kluby, więc staramy się z tego korzystać i pokazywać nieco więcej niż klasyczne media. Przewagą kanału Łączy nas Piłka jest to, że jesteśmy gdzieś pierwsi i jesteśmy bezpośrednio w tym centrum wydarzeń. Zawsze w trakcie zgrupowań mamy wysoką cytowalność naszych vlogów, tego, co ktoś gdzieś powiedział, z kim na jaki temat porozmawiał. Gdy scrolluję Twittera i widzę fragmenty z vlogów w pozytywnym kontekście, daje mi satysfakcję.

Zawsze możliwość bycia poniekąd częścią reprezentacji to jest coś, co daje nam taką przewagę i sprawia, że właśnie to najbardziej kibiców interesuje, bo nasza perspektywa jest taka, by pokazać kibicowi tę kadrę w taki sposób, by on mógł poczuć się jej częścią. To oczywiście nie jest łatwe, wymaga zbudowania relacji z piłkarzami. Jednak wydaje mi się, że po pewnym czasie można takie relacje zbudować.

A propos tego dostępu do reprezentacji, możesz odsłonić kulisy wywiadu z Janem Urbanem? Wiadomo, że przed tym wyborem nowego selekcjonera było dość duże zamieszanie w mediach i fala spekulacji, ale chyba dosyć, dosyć szybko udało się ten wywiad przeprowadzić.

– Mamy określony schemat działania jeśli chodzi o tę historię z zatrudnianiem selekcjonerów. Gdy on podpisuje umowę i ma do załatwienia kwestie wizerunkowe, jak chociażby sesję zdjęciową, przymiarki garnituru i inne formalności, my wbijamy się w jego grafik, by przeprowadzić rozmowę dla Łączy Nas Piłka. Myślę, że to byłoby dziwne, gdyby pierwszy taki wywiad ukazał się gdzie indziej niż na oficjalnym kanale reprezentacji. W zasadzie tak jest już od kilkunastu lat.

Kiedy zatrudniany był trener Nawałka, Łukasz Wiśniowski pojechał do Zabrza i nagrał rozmowę. Różnica polegała na tym, że selekcjoner został ogłoszony już wcześniej, a prezentacja była dopiero po kilku tygodniach, kiedy zakończył się sezon. Później zatrudniiony był trener Brzęczek, wtedy nie pracowałem jeszcze w PZPN-ie, natomiast gdy pracę zaczynał Paulo Sousa już pierwszego dnia nagraliśmy z nim krótką rozmowę i połączyliśmy to z newsem na temat pierwszych kroków Portugalczyka w Polsce.

Jeśli chodzi o trenera Michniewicza, w dniu jego prezentacji na PGE Narodowym od samego rana nagrywaliśmy tam ujęcia do klipu prezentującego selekcjonera, a pierwszą rozmowe nagraliśmy w szatni.

Z Fernando Santosem spotkaliśmy się w siedzibie PZPN wieczór przed oficjalną prezentacją, natomiast wtedy największym wyzwaniem było możliwie szybkie przetłumaczenie rozmowy na język polski i wmontowanie napisów do filmu. Rozmawialiśmy zresztą w tym samym miejscu, gdzie teraz z trenerem Urbanem, czyli w naszym studio w biurze Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Z trenerem Probierzem spotkaliśmy się w hotelu, gdzie kilka godzin później była prezentacja i oficjalna konferencja prasowa. Jeśli chodzi o trenera Urbana, wiedząc już, że ten temat jest dopięty, zaplanowaliśmy godzinną rozmowę w ramach serii podcastów. Nie mam pojęcia, czy trener miał informacje, że to będzie godzina. Może spodziewał się krótszej rozmowy… W każdym razie czuł się na tyle komfortowo, a interesujących tematów było na tyle dużo, że nie było sensu przerywać tak ciekawemu rozmówcy.

Z Fernando Santosem nagrywaliśmy rozmowę również dzień przed oficjalną prezentacją, w tym samym miejscu, gdzie teraz z trenerem Urbanem, czyli w naszym studiu w biurze Polskiego Związku Piłki Nożnej. Z trenerem Probierzem spotkaliśmy się w hotelu, gdzie kilka godzin później była prezentacja i oficjalna konferencja prasowa. Jeśli chodzi o trenera Urbana, wiedząc już, że ten temat jest dopięty, zaplanowaliśmy godzinną rozmowę. Nie mam pojęcia, czy trener miał informacje, że to będzie godzina. Może spodziewał się krótszej rozmowy… W każdym razie czuł się na tyle komfortowo, a interesujących tematów było na tyle dużo, że nie było sensu przerywać tak ciekawemu rozmówcy.

Jeszcze co do selekcjonerów, zaciekawiło mnie to, jak wyglądała twoja współpraca z Fernando Santosem w roli tłumacza. Czy z racji tego, że on jest już w słusznym wieku,  posługiwał się językiem trudniejszym do zrozumienia dla osoby, która nie jest z jego kraju? 

– To była dość nietypowa historia, bo nigdy nie spodziewałbym się, że będę coś takiego robić, nie widziałem się wcześniej w roli tłumacza. Początkowo oczywiście plany były takie, że my robimy kanał Łączy Nas Piłka, kręcimy vlogi, natomiast nie do końca przychylny temu był trener Santos. On wiedział, że ja mówię po portugalsku, bo tę pierwszą rozmowę w biurze nagrywaliśmy właśnie po portugalsku, ale nie było początkowo tematu, żebym miał w ten sposób mu się jakoś przydać.

Dopiero na koniec pierwszego, marcowego zgrupowania, gdy graliśmy z Albanią, pojawiła się negatywna energia między trenerem Santosem a  tłumaczką, która tłumaczyła z portugalskiego na polski. Trener Santos był zdenerwowany, bo  ta osoba zupełnie nie rozumiała języka piłkarskiego, dopytywała o różne rzeczy. Tłumaczyła to potem w taki sposób, że nie do końca oddała to, co trener chciał przekazać.

Dość zaskakująco dla mnie po marcowym meczu z Albanią chciałem nagrać jedną czy drugą rozmowę pomeczową, a nagle zrobiło się zamieszanie. Ówczesny rzecznik Kuba Kwiatkowski zawołał mnie, żebym szybko przyszedł koło szatni. Okazało się, że trener prosił, bym stanął obok niego i przetłumaczył rozmowę z Jackiem Kurowskim. To odbywało się na wariackich papierach, bo nie mogłem się przygotować językowo, ani mentalnie.

Chociaż paradoksalnie może to nawet lepiej, bo czasem jeśli człowiek nawet nie ma kiedy zacząć się czymś stresować, koniec końców wychodzi na tym dobrze. Tak czy inaczej po tym zgrupowaniu już było wiadomo, że trener będzie chciał, żebym w czerwcu tłumaczył te wywiady dla TVP. Przy okazji meczu z Niemcami czy Mołdawią tłumaczyłem przedmeczowe i pomeczowe rozmowy. W czerwcu pojawiło się zamieszanie tłumaczeniowe przy okazji konferencji prasowej. Stanęło na tym, że od kolejnego zgrupowania, czyli od września tłumaczyłem też konferencję prasową.

Koniec końców stanęło na dwóch konferencjach, tych wyjazdowych w Albanii, po których Fernando Santos pożegnał się z naszą kadrą, Nigdy nie czułem się tłumaczem, portugalskiego uczyłem się przez trzy lata na studiach. I to nie po to, by być właśnie tłumaczem czy by pracować bardzo mocno z tym językiem. Chciałem po prostu mieć dodatkowy atut w pracy dziennikarskiej, wiedząc, że Portugalczyków, Brazylijczyków na naszym rynku polskim jest naprawdę dużo. A ten język nie jest jeszcze na tyle powszechnie znany.

Regularnie prosiłem trenera Santosa o to, by był dla mnie wyrozumiały, nie używał skomplikowanego słownictwa czy idiomów, związków frazeologicznych, których ja prawdopodobnie nie znam. Ważne było to, żeby robił pauzy raz na jakiś czas, bym mógł się wbić z moim tłumaczeniem. Tak naprawdę to było coś pomiędzy tłumaczeniem konsekutywnym a symultanicznym, Starałem się przetłumaczyć na szybko co drugie zdanie. Opuściłem swoją strefę komfortu.

Czy wcześniej znajomość portugalskiego przydała ci się w kontaktach z Paulo Sousą?

– Jeśli chodzi o Paulo Sousę, dla mnie to był trochę inny etap pracy w PZPN, bo wtedy zajmowałem się głównie reprezentacjami młodzieżowymi, trochę piłką klubową, robiłem magazyny nt. pierwszej i drugiej ligi. Zajmowałem się reprezentacjami U-21, U-19 itd. Dostęp do Paulo Sousy był więc ograniczony. Nie chciałem też na siłę eksponować tego, że mówię po portugalsku, by nie powstało wrażenie, że tylko dlatego mam być bliżej reprezentacji. Z Paulo Sousą miałem do czynienia dwa razy. Za pierwszym razem wtedy właśnie, gdy pojawił się w Polsce, robiliśmy materiał z tych jego pierwszych dni,  krótką rozmowę z nim na temat początków pracy w naszym kraju i planów na kolejne dni, czyli kulisy jego przybycia do Warszawy.

Drugi raz w okienku letnim po EURO 2021 w zasadzie, a przed tymi jesiennymi meczami,  gdy Paulo Sousa ze swoim sztabem byli na zgrupowaniu Talent Pro, czyli zgrupowaniu dla młodzieżowych reprezentantów Polski z kategorii U-15, U-16, U-17, gdzie pojawiał się też selekcjoner. Czy to był Jerzy Brzęczek, czy właśnie Paulo Sousa, czy kolejni selekcjonerzy. Za każdym razem na tych zgrupowaniach spędzali tam jeden lub dwa dni, by też dać pozytywny sygnał tym młodym chłopakom, że, są dostrzegani  przez selekcjonera pierwszej reprezentacji. Wtedy zrobiliśmy materiał związany z kulisami tej wizyty Paulo Sousy w Opalenicy. Jednak zacząłem zajmować się reprezentacją na dobre w 2022 roku. Wcześniej te vlogi robili Adrian Duda i Filip Adamus.

Współpracowałeś z Viaplay. Czy to było wyzwanie, by na odpowiednim poziomie skomentować mecze Premier League, które zwykle nie były hitami?

– Tak. Komentowałem z reguły mniej eksponowane spotkania. To były świetne trzy lata, możliwość pracy przy tej lidze, którą jako dziecko zawsze się ekscytowałem i zawsze oglądałem te mecze. Od samego początku spodziewałem się raczej, że w Viaplay będę komentować raczej mecze, nazwijmy to, „drugiego wyboru”, czasem śmialiśmy się, że to taka „piwnica Premier League”.

Nie zawsze oczywiście to były okolice strefy spadkowej, ale jednak byłem wyznaczany do meczów mniej eksponowanych. Wyobrażam sobie, że w dużej mierze wynikało to z tego, że Viaplay miało swoich stałych pracowników, a ja, pracując na co dzień w PZPN, niekiedy łatałem dziury w redakcji. Czasami, jeśli trzeba było skomentować mecz Bundesligi, drugiej Bundesligi, Championship czy Ligi Konferencji, to takie rzeczy robiłem. Wiedziałem, jak mocne nazwiska były przy Premier League: Andrzej Twarowski czy Przemysław Pełka. Również młodsza ekipa z Piotrem Domagałą, Michałem Gutką, Michałem Zachodnym na czele. Dla mnie to była możliwość zbudowania swojego warsztatu, bo wcześniej komentowałem w Lączy Nas Piłka, lokalnych stacjach, np. w Radiu Kraków To był trochę inny styl komentowania mecze i inna ranga spotkań.

Często jednak te pozornie mniej ciekawe mecze oddawały swoim przebiegiem. Pamiętam na przykład mecz z sierpnia 2024 roku, Everton grał z Bournemouth, do 87. minuty było 2:0 dla Evertonu, a skończyło się na wyniku 2:3. Dodatkową motywacją była możliwość komentowania meczów z udziałem reprezentantów Polski czy generalnie Polaków, bo nie tylko Matty Cash czy Jan Bednarek, ale też chociażby w tym poprzednim sezonie Jakub Stolarczyk w Leicester. To też zawsze dla mnie był taki bonus, który później z kolei mogłem wykorzystać, pracując w Łączy Nas Piłka przy reprezentacji. Chcąc nie chcąc, komentując mecze danej drużyny, musisz się w nią nieco bardziej zagłębić i lepiej orientować, chociażby właśnie w przypadku Southampton czy Aston Villi, Choć nie komentowałem topowych meczów, raz zdarzyło mi się komentować Arsenal, kilka razy na pewno Tottenham. Było też sporo spotkań Newcastle czy Aston Villi, czyli drużyn, które stawały się w ostatnich latach topowe.

Udostępnij
Bartłomiej Najtkowski

Bartłomiej Najtkowski