Kamil Kania: komentując finał klubowego mundialu, osiągnąłem swój dziennikarski szczyt [WYWIAD]
Kamil Kania, który w ostatnich latach współpracował z Viaplay, gdzie komentował mecze piłkarskie, niedawno zbierał same pochwały podczas klubowego mundialu transmitowanego przez DAZN. Swego czasu realizował się też w radiu sportowym (Weszło FM), tam zyskał doświadczenie przydatne w komentowaniu tradycyjnym i w szczególności audiodeskrypcyjnym.
Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Czy możliwość skomentowania finału Klubowych Mistrzostw Świata postrzega pan jako swoje największe osiągniecie w karierze dziennikarskiej?
Kamil Kania, komentator piłkarski: – Tak, to chyba taki mój największy zawodowy sukces i
szczyt jeśli chodzi o tę, nazwijmy to, komentatorską karierę. Wie pan, komentowałem wcześniej wiele finałów w radiach internetowych, w audiodeskrypcji choćby finały Ligi Mistrzów czy EURO 2024, a na platformie Viaplay finał kobiecego mundialu, ale mam przeświadczenie, że to było coś innego, coś naprawdę wyjątkowego.
Turniej, wbrew temu co początkowo o nim pisano, choćby na portalu X, że nikt nie będzie tego oglądał, że przesyt piłki, był licznie oglądany (darmowe transmisje w DAZN były sporym udogodnieniem – przyp. red.), zainteresowanie finałem było spore, więc nominację do skomentowania takiego meczu poczytuję sobie jako spory sukces. Mam też poczucie, że brałem udział w czymś historycznym. To były pierwsze KMŚ w tej nowej formule i myślę, że będziemy do nich często wracać przy kolejnych edycjach.
Myślę, że warto teraz wrócić do kobiecego mundialu sprzed dwóch lat, który komentował pan w Viaplay. Niedawno byliśmy świadkami żeńskiego EURO, natomiast tamten turniej był chyba punktem zwrotnym w pokazywaniu futbolu w wydaniu pań w sposób niezwykle
profesjonalny, merytoryczny i jednocześnie przystępny dla widzów poznających ten rodzaj piłki nożnej.
– Tak, to był bez wątpienia przełom na polskim rynku medialnym. Nikt wcześniej w ten sposób nie pokazywał kobiecego turnieju piłkarskiego. Viaplay przygotowało dedykowane studia do konkretnych meczów. Warto mieć na uwadze, że choć była to płatna platforma, to wówczas w celu popularyzacji tych zmagań część spotkań udostępniła za darmo. Oczywiście niedawne EURO, transmitowane w TVP, najprawdopodobniej miało znacznie wyższą oglądalność, co jest naturalne chociażby z uwagi na występy polskich piłkarek, po drugie mówimy o zupełnie otwartych antenach Telewizji Publicznej, natomiast bez wątpienia mundial w Australii i Nowej Zelandii to był ważny krok.
Viaplay nie skupiało się wyłącznie na rozgrywkach reprezentacyjnych.
– To prawda, sam miałem okazję komentować pierwsze w historii polskiej telewizji El Clasico, czyli starcie Barcelony z Realem Madryt z polskim komentarzem. To duża zasługa Viaplay, że tak mocno postawiło na kobiecą piłkę. Przez kilka lat można było regularnie oglądać na żywo mecze Frauen- Bundesligi czy Women’s Super League (odpowiednik męskiej Premier League – przyp. red.).
A jeśli chodzi o rywalizację mężczyzn, Premier League była wizytówką Viaplay. Proszę więc wymienić skomentowany przez siebie mecz, który szczególnie zapadł panu w pamięć.
– Choć nie pracowałem przy tej lidze tak często, jakbym chciał, dużą przyjemność sprawiło mi skomentowanie meczu Liverpool-Bournemouth, który przeszedł do historii angielskiej piłki z racji rozmiarów zwycięstwa The Reds. To był pierwszy sezon transmisji Premier League w Viaplay i Liverpool wtedy rozbił swoich rywali 9:0. Totalna miazga.
Z angielskiego podwórka szczególnie wspominam natomiast pewien dwumecz. To był półfinał play-offów o awans do Championship z 2023 roku. Peterborough United rywalizowało z Sheffield Wednesday i wygrało na własnym stadionie 4:0. Wydawało się, że rewanż to będą typowe „dożynki”. Tymczasem Sheffield doprowadziło do dogrywki, trafiając na 4:0 w ósmej minucie doliczonego czasu gry, a następnie – w rzutach karnych – awansowało. Niesamowity powrót z dalekiej podróży (śmiech).
Co dała panu praca w radiu? Doświadczeni komentatorzy często powtarzają, jak wielu mu
zawdzięczają…
– Radio to jest znakomita szkoła dla komentatorów. Co prawda można być dobrym komentatorem, nie pracując wcześniej w radiu. Znam takie przypadki, natomiast uważam, że znacznie łatwiej być dobrym komentatorem, przechodząc przez szkołę radiową. Jeśli ktoś pokomentuje trochę w radiu, to mecz w telewizji nie będzie dla niego tak dużym wyzwaniem. W radiu nie ma czasu na pauzę, na zastanowienie, komentujemy praktycznie non stop przez 45 minut i trzeba w tym czasie artykułować myśli składnie i z sensem.
Tego nie zrobi byle kto. Do tego potrzeba chociażby odpowiednio rozbudowanego słownictwa. Szkoła radiowa ma też duży wpływ na to, jaki styl prezentuje dany komentator. Prawdę mówiąc, ja rozpoznaję, kto pracował w radiu, a kto nie. Wystarczy, że posłucham 10 czy 15 minut transmisji z udziałem takiego dziennikarza, bo wiem, na czym on się w transmisji skupia, jeśli pracował w radiu, a na co kładzie nacisk, jeśli nigdy nie miał z nim do czynienia.
Mnie radio nauczyło przede wszystkim utrzymywania koncentracji na wysokim poziomie przez 90 minut. Mam też poczucie, że dynamiczne prowadzenie akcji również zawdzięczam długim latom spędzonym w radiu.
W Polsce jedynym sportowym radiem, które swego czasu odniosło duży sukces, było Weszło FM. Czy to wynika z tego, że u nas w kraju nie aż takiej kultury piłkarskiej, potrzeby przeżywania widowiska w ten sposób jak np. w Hiszpanii?
– Myślę, że w Polsce jest kultura słuchania radia, choć może faktycznie nie tak duża jak na południu Europy, natomiast przeceniamy nasze zamiłowanie do piłki nożnej. Owszem, futbol jest w Polsce sportem narodowym, kiedy gra reprezentacja, przed telewizorami siadają miliony ludzi, ale przy rozgrywkach ligowych takiego zainteresowania nie ma. To nie Brazylia czy Argentyna, gdzie pani z warzywniaka jest na bieżąco z ligową tabelą i podyskutujemy z nią o decyzjach VAR-u w ostatnim spotkaniu miejscowej drużyny.
Jeśli ktoś mówi, że Polska jest krajem zakochanym w piłce, to się myli. Hiszpanie, o których pan wspomniał, faktycznie są zafascynowani futbolem i dlatego w momencie, gdy nie mają okazji do tego, by oglądać mecz, odpalają transmisję radiową. To samo dzieje się w Ameryce Południowej czy we Włoszech. Naprawdę, są miejsca na świecie, gdzie ta pasja do piłki jest dużo większa i nie zrzucałbym tego wyłącznie na kulturę słuchania radia. Chociaż na pewno w dobie rozwijającego się streamingu ludzie są w stanie odpalić sobie transmisję wideo z meczu z aplikacji w telefonie i ona wydaje im się atrakcyjniejsza. Kiedyś takich możliwości technologicznych nie było i ludzie byli w pewnym sensie „skazani” na radio.
Myślę, że w obecnych realiach nie wchodzi w grę, by jakakolwiek transmisja sportowa
zgromadziła przed telewizorami wielomilionową, wręcz kilkunastomilionową widownię, na
poziomie tej, która przed laty śledziła występy Adama Małysza. Dlaczego? Cóż, czasy się
zmieniły, stale przybywa wszelkich form rozrywki…
– Wydaje mi się, że gdyby Polacy dotarli do półfinału mundialu, to mecz w TVP jednak mógłby
osiągnąć poziom transmisji z czasów Małyszomanii. Tak czy inaczej to jest wąskie spektrum.
Mówimy wyłącznie o meczach reprezentacji, a nie o spotkaniach Ligi Mistrzów czy hitach w ligach zagranicznych.
Wracając do radia, domyślam się, że umiejętności zdobyte w trakcie relacji radiowych
przydaj się, gdy zajmuje się pan audiodeskrypcją. Można dostrzec podobieństwa?
– Oczywiście, i tu, i tu malujemy słowem. W przypadku audiodeskrypcji mowa o osobach
niewidomych bądź słabo widzących, więc siłą rzeczy jest to bardzo podobne do radia, gdzie
słuchacz nie ma dostępu do obrazu. Jeśli chodzi o technikę, ona też jest bardzo zbliżona.
Z jednej strony należy się skupiać na najdrobniejszych szczegółach. Gdy przy linii bocznej mamy trenera warto opisać, jak ubrał się tego wieczoru. Czy to jest granatowa marynarka, jak tak, to czy jest ona jednorzędowa czy dwurzędowa, czy pod marynarką trener ma kamizelkę, czy też nie, jaki to jest odcień granatu itd. Z drugiej strony staramy się jak najmniej „uciekać” od boiska.
Audiodeskrypcja to nie miejsce na dygresje komentatora, przytaczanie przeszłości zawodnika, na to nie ma czasu. Dużo istotniejsze jest opisanie czy napastnik X uderzał zewnętrzną częścią stopy, czy strzał był lewą nogą, czy próbował z woleja, a może wcześniej przyjął tę piłkę w jakiś ekwilibrystyczny sposób. Mówiąc szczerze, bardzo lubię pracować przy audiodeskrypcji. Ona kojarzy mi się z radiem, a radio zawsze było moją wielką miłością.
Obserwując rynek medialny, również ma pan wrażenie, że adepci aspirujący do pracy w
telewizji mają trudniej niż ci, którzy chcą realizować się w pisaniu na portalach
internetowych?
– Na pewno jest spora konkurencja, ale to mnie nie dziwi, bo któż by nie chciał zarabiać na życie w ten sposób, a równocześnie tych miejsc pracy jest niewiele. Brakuje niestety obiektywnych kryteriów, czasem zależymy wyłącznie od gustu szefa danej stacji, a czasem decyduje też to, kto kogo zna i kto kogo poleci.
Możliwe, że DAZN, z którym pan niedawno współpracował, zbierając pozytywne recenzje, poszerzy jeszcze ofertę na polskim rynku. Słyszymy, że mogą dojść kolejne prawa, już na sto procent liga belgijska.
– W zasadzie nie mam wątpliwości, że streaming jest przyszłością transmisji sportowych, także w Polsce. Nawet jeśli Viaplay nie do końca się udało, to nie wykluczam, że w ciągu 2-3 lat pojawi się inna marka, inny kanał lub platforma, która spróbuje swoich sił w transmitowaniu sportu. Przecież kiedyś wydawało się, że Netflix nie będzie w stanie konkurować z telewizją, ale po kilku latach jesteśmy mądrzejsi. Moi znajomi praktycznie nie oglądają już tradycyjnej telewizji, preferują streaming.
Oczywiście trzeba będzie zadbać o minimalizowanie opóźnienia, bo w tradycyjnej telewizji linearnej ono jest zazwyczaj krótsze niż na platformach streamingowych. W każdym razie
w dobie rozwijających się światłowodów, przesyłania internetu z naprawdę zawrotną prędkością, myślę, że to jest kwestia czasu, gdy opóźnienie zostanie znacząco zminimalizowane. A co za tym idzie – nastąpi rozwój platform streamingowych, także jeśli chodzi o transmisje sportowe w Polsce.
Bartłomiej Najtkowski
Więcej Zawód: Dziennikarz Sportowy
Tomasz Tomaszewski: Wimbledon postrzegam jako nawiązanie do korzeni tenisa [WYWIAD]
Tomasz Tomaszewski jest doświadczonym komentatorem Polsatu Sport, który zafascynował się tenisem podobnie jak jego ojciec będący legendą dziennikarstwa sportowego w Polsce. Nasz rozmówca zwraca uwagę na dziedzictwo Bohdana Tomaszewskiego, zdradza tajniki komentatorskie i ocenia kondycję współczesnego tenisa.