Paula Duda żegna się z PZPN po 11 latach
Paula Duda zdecydowała się zakończyć pracę w Polskim Związku Piłki Nożnej po jedenastu latach. Jak sama przyznaje, okoliczności i przyczyn jest wiele, ale na razie nie chce zdradzać szczegółów.
Do PZPN trafiła w 2014 roku, zaraz po mundialu w Brazylii, na który pojechała sama w pogoni za marzeniem. Miała iść do wojska, ale los chciał inaczej. Sprawowała głównie opiekę nad kobiecą piłką nożną. Uczyła się, jak obrandować stadion na mecz reprezentacji, przygotowywać plakat czy zorganizować transmisję. Za aprobatą przełożonych zaczęła robić zdjęcia, pisać, prowadzić social media.
Przygoda z futbolem
„Kiedy w 2016 roku selekcjonerem reprezentacji został trener Miłosz Stępiński, oficjalnie zostałam rzecznikiem prasowym kadry. Na zgrupowaniach zawsze było coś do zrobienia. Pracowało się 24 godziny na dobę. Zarywało się nocki. Ale satysfakcja z bycia pionierem w tej dziedzinie, wdzięczność piłkarek oraz znakomita atmosfera i wsparcie sztabu szkoleniowego rekompensowały wszelkie niedogodności i napędzały do dalszego działania. Bardzo się wtedy rozwinęłam zarówno jako marketingowiec, dziennikarz, fotoreporter, jak i człowiek. Do dzisiaj żartuję, że piłka kobieca sprawia, że musisz umieć robić wszystko.
I tak to się toczyło przez wiele lat, od zgrupowania do zgrupowania. A pomiędzy nimi oczywiście mnóstwo innych spraw – Puchary Polski, rozgrywki ligowe, pierwsze transmisje z Ekstraligi kobiet, coraz więcej wymagający sponsorzy. To było coś więcej niż praca. Pasja? To wyświechtane słowo. Misja? Tego wyrazu nie lubię. Zajawka? Może.
W tym miejscu muszę sprostować jedną rzecz. Do dziś często spotykam się ze zdziwieniem, kiedy opowiadam, czym się zajmowałam i o tym, że normalnie pracowałam od poniedziałku do piątku w biurze. Dziś zdaję sobie sprawę z siły mediów społecznościowych – ludzie widzą to, co im pokazujesz. A ja głównie publikowałam wykonane przeze mnie fotografie. Można było więc odnieść mylne wrażenie, że zajmowałam się tylko tym. A tu szok – robiłam to totalnie dodatkowo, bo kochałam i nadal kocham to robić. I chyba sprawia mi to największą frajdę w tym wszystkim.
Liczba zadań plus mój charakter, działający na zasadzie „najpierw robota, potem przyjemności”, spowodowały, że brakowało czasu na regularne publikacje na prywatnych profilach. Dziś ludzie opisują każdy swój najmniejszy projekt ze szczegółami. Czy dużo przez to straciłam? Pewnie tak. Czy żałuję? Nie. Bo wierzę, że praca się zawsze wybroni, a kto ma docenić, doceni” – napisała w mediach społecznościowych.