Kamil Jagodyński, nowy rzecznik Cracovii: „Każdego dnia przychodzę do pracy z uśmiechem”
W październiku nastąpiła roszada na stanowisku rzecznika prasowego Cracovii – Marzenę Młynarczyk-Warwas zastąpił Kamil Jagodyński, który już wcześniej pracował w klubie. – Sam jestem kibicem, choć już w nieco innej formie, przez co lepiej rozumiem, co mogą czuć fani i czego potrzebować – mówi w rozmowie z naszym portalem.
Marcin Długosz, Sportmarketing.pl: – Jak się obserwuje branżę w ostatnich latach to zaczyna się zarysowywać tendencja, że pracownicy marketingu czy biur prasowych też zmieniają kluby. Ty jesteś przedstawicielem tej, nazwijmy to, starej szkoły. Od małego w jednym klubie. Kolejne szczeble w Cracovii, aż w końcu zostałeś rzecznikiem klubu.
Kamil Jagodyński, rzecznik prasowy Cracovii: – Faktycznie. Mogę opowiedzieć to od początku. Na pierwszy mecz poszedłem mając dziewięć lat, bezbramkowy remis z Legią Warszawa. Próbowałem też jako zawodnik, ale tego talentu piłkarskiego trochę brakowało. Stwierdziłem, że skoro nie dam rady być zawodowym piłkarzem, to jakoś się zakręcę przy tym sporcie w trochę inny sposób.
Zaczynałem działać na różnych takich stronach, nazwijmy to, hobbystycznych. Wiadomo, że nie miałem z tego na początku żadnych benefitów finansowych. Potrafiłem iść i pracować przy rozładunku tirów, żeby potem pojechać sobie za to na mecze do Trójmiasta, gdzie Lech grał z Lechią, a Cracovia z Arką.
W pewnym momencie pojawiła się oferta pracy z Interii. Później ówczesny rzecznik prasowy Cracovii Przemysław Staniek zaoferował mi możliwość dołączenia do Biura Prasowego, a że ja też już chciałem coś zmienić, to wszystko ułożyło się idealnie.
Nie brakowało również zawirowań. Gdy przyszła choroba profesora Filipiaka i doszło w klubie do różnych komplikacji, to ja również dostałem wypowiedzenie po zaledwie dwóch miesiącach. Pierwsze, co zrobiłem po tym wypowiedzeniu, to poszedłem na mecz z Lechem Poznań. Wraz z przyjściem prezesem Dróżdża udało mi się jednak wrócić do pracy.
Dużo potem współpracowaliśmy z moją poprzedniczką, Marzeną Młynarczyk-Warwas. Z tego miejsca chciałem jej serdecznie podziękować, bo to była ogromna przyjemność z nią działać i wiele się przy niej nauczyłem.
I to wszystko doprowadziło do miejsca, w którym jestem aktualnie
– A co cię skłoniło akurat do Cracovii? Kraków jest takim miastem, że ma więcej niż jeden klub, więc te wybory nie są takie oczywiste. Było klasycznie, że z ojca na syna?
– Duży wpływ miał na to fakt o którym wspominałem, że brat wziął mnie na mecz Cracovii jak miałem osiem-dziewięć lat. Mam też rodzinę z Małopolski i wśród niej jest kilka osób kibicujących Wiśle. Żartowali, żebym przeszedł na ich stronę. Ale myślę, że decydujący wpływ miał ten pierwszy mecz, na którym w Cracovii zakochałem się w pełni. Plus fakt, że urodziłem się i wychowałem na Prokocimiu, osiedlu w Krakowie, gdzie Pasy mają przewagę.
– Wasz lokalny rywal, Wisła, obecnie nie gra w Ekstraklasie, ale zainteresowanie medialnie potęguje waszą rywalizację. Widziałem, że ty też wymieniałeś uszczypliwości na X z szefem Wisły, Jarosławem Królewskim. Jak ty się na to wszystko zapatrujesz? To jakaś trudność, czy w świecie Cracovii obecność Wisły to normalna sprawa?
– To jest wiadoma sprawa, że będąc w Krakowie to chcąc czy nie, Cracovia i Wisła będą się przenikały. To tak jak Batman i Joker – wielcy rywale, ale tak naprawdę nie mogą bez siebie żyć. Napędzają się do działania. I to ma swoje plusy i minusy.
Ja mam w swojej rodzinie czy wśród przyjaciół wielu kibiców Wisły, naprawdę. Nie mam żadnego problemu, żeby współpracować z Wisłą, tak samo jak nigdy nie miałem z nią żadnego problemu pracując jeszcze jako dziennikarz w Krakowie. Nie miałem problemu z działaniem z ludźmi z Wisły, a to, że czasem są jakieś przekomarzania i można wbić szpilkę sprawia, że pojawia się koloryt i nie jest aż tak nudno.
Ta nasza „wymiana uprzejmości”, do której pewnie nawiązujesz, wzięła się z tego, że moim zdaniem zostaliśmy zupełnie niesłusznie zaczepieni. Dla mnie nie ma żadnego tematu i widziałem, że prezes Królewski też pogratulował mi objęcia nowej funkcji, więc dla niego chyba też nie. Rozpamiętywanie takich rzeczy nie ma specjalnie sensu.
– Widziałem twoją wypowiedź po ogłoszeniu cię jako nowego rzecznika Cracovii, że jedną z najważniejszych rzeczy będzie przyszłoroczna organizacja obchodów 120-lecia klubu. Faktycznie ten aspekt jest na szczycie listy priorytetów?
– Oczywiście i myślimy o tym cały czas. Ale to też pokazuje, w jak ważnym historycznie miejscu jesteś. To wydarzenie, które ma po prostu absolutnie wyjątkowy wymiar. Jako Cracovia jesteśmy najstarszym klubem sportowym w Polsce więc jest to przywilej, którym możemy się chwalić, ale jednocześnie i odpowiedzialność. Chcemy to potraktować z właściwym szacunkiem.
Myślę, że będziemy do tego wszystkiego dobrze przygotowani, ale teraz nie chciałbym wychodzić przed szereg. To praca bardzo wielu osób i niezwykle ważny element działań klubu. Oczywiście skupiamy się też na działaniu codziennym, ale nadchodzący jubileusz każdy ma na uwadze.
– Fakt, że właśnie w Cracovii przechodziłeś kolejne szczeble swojej zawodowej kariery sprawia, że teraz masz łatwiej, czy sam fakt objęcia nowej funkcji powoduje, że musisz zrozumieć, z czym to się je?
– Wiesz co… Myślę, że dzięki temu mam zdecydowanie łatwiej. Po pierwsze, widziałem jak to działa już z drugiej strony. Wiem, czego spodziewać się po dziennikarzach, jakie mogą być ich oczekiwania i prośby. A dwa, że przychodząc do jakiegoś klubu z zewnątrz, musiałbym się tego klubu nauczyć. Nie chcę z siebie robić alfy i omegi, ale wydaje mi się, że o Cracovii wiem wiele. Większość życia spędziłem przy niej i stanowi moją największą pasję. Dzięki temu wszystko staje się łatwiejsze.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że samo sprawowanie funkcji rzecznika to dla mnie coś nowego. Tutaj jeszcze raz mogę podziękować Marzenie Młynarczyk-Warwas, bo dużo współpracowaliśmy i nasze role przenikały się ze sobą. Dzięki temu widziałem, jak ona pracuje na co dzień i to mi teraz na pewno pomaga.
– Z tego, co mówisz, układa się obraz, że nawet jeśli miejsc pracy w twoim życiu będzie jeszcze wiele, to teraz pracujesz w miejscu dla siebie absolutnie szczególnym.
– Oczywiście i tego nie ukrywam. Niekiedy narzeczona mi mówi, że przejmuję się wszystkim aż za bardzo i za dużo poświęcam czasu na pracę, a ja jej zawsze odpowiadam, że gdyby to było zwykłe miejsce pracy, to może miałbym inne podejście. Ale że to jest Cracovia, to stoi u mnie na zupełnie innym poziomie chęci działania i doprowadzenia do tego, żeby wszystko działo się we właściwy sposób.
Dochodzi do tego pewne przywiązanie emocjonalne. Będą zewnątrz klubu zawsze chciałem, żeby z Cracovią było jak najlepiej. A teraz, już wewnątrz, to pół żartem, pół serio mogę powiedzieć, to działa to jeszcze jak na sterydach.
– Wracając do pierwszego pytania i obserwacji, że coraz więcej osób zmienia kluby i działa w różnych miejscach, wyobrażasz sobie scenariusz, że jak pozmienia się sytuacja – bo przecież w życiu zawsze bywa różnie – to Kamil Jagodyński może być pracownikiem innego klubu Ekstraklasy?
– Szczerze mówiąc, trochę sobie tego nie wyobrażam. Z tego powodu, że gdybym z tym nowym klubem pojechał na mecz z Cracovią, to trudno byłoby mi się cieszyć z gola strzelonego Cracovii. Bardzo ciężko jest mi sobie coś takiego wyobrazić.
Jak już idziemy w takie marzenie, to ewentualnie wyobrażam sobie pracę w moim drugim ulubionym po Cracovii klubie, czyli Manchesterze City. Jakby stamtąd kiedyś pojawiła się jakaś oferta pracy, to na pewno byłbym ją w stanie rozważyć. Ale inny klub Ekstraklasy… Nie, tego sobie za bardzo nie wyobrażam.
– Dobra komunikacja klubu może być sprzymierzeńcem drużyny na boisku?
– Koniec końców tę atmosferę zawsze budują wyniki zespołu, ale oczywiście komunikacja wokół klubu może mieć na nie wpływ. Chyba każdy pracownik biura prasowego czy marketingu klubu Ekstraklasy, czy ogólnie na świecie potwierdzi, że kiedy drużyna wygrywa, to to jest najłatwiejsza i najlepsza praca na świecie. Gorzej w momentach, kiedy nie idzie.
Wracając do pytania – uważam, że tak. Piłkarze mogą mówić, że nie czytają artykułów, komentarzy, ale to taka przykrywka. Czytają. W mediach może być pokazany ich prawdziwy obraz, z którym ludzie się potem utożsamiają.
Bardziej praca piłkarzy ma wpływ na naszą niż odwrotnie, ale w drugą stronę też panuje pewna zależność.
– A jak zmienia się praca, kiedy tej drużynie faktycznie idzie? Bo tak jak powiedziałeś, wtedy jest fajnie, ale gdy zespół potencjalnie ma szansę rywalizować o jakiś duży cel, to też wymaga pewnej zmiany działań z waszej strony?
– Wtedy zastanawiamy się na przykład, jak nie wylać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Czyli jak we właściwy sposób utrzymać tę wajchę i zachować entuzjazm, ale bez przesadnego pompowania atmosfery z naszej strony. To jest wyzwanie, ale życzę każdemu, żeby się z nim zmierzył, bo to oznacza, że drużynie idzie dobrze i osiąga coraz lepsze wyniki.
– A wyobrażasz sobie scenariusz, w którym Cracovia tuż przed swoim 120-leciem w czerwcu w przyszłym roku świętuje mistrzostwo Polski?
– To byłaby najlepsza i największa impreza urodzinowa, jaką ten kraj widział!
– Teraz Cracovia odnosi dobre wyniki, ale jak już wspomniałeś, gorzej jest zawsze w momentach, gdy nie idzie. Ludzie od komunikacji w klubie mają jakąś swoją strategię na wypadek, gdyby wyniki zaczęły być gorsze, czy wszystko dostosowuje się na bieżąco?
– Mogę odpowiedzieć na przykładzie z poprzedniego sezonu, kiedy rozegraliśmy bardzo dobrą rundę jesienną, a potem, na wiosnę, przyszły gorsze wyniki. Musieliśmy sobie z tą sytuacją poradzić i mimo wszystko wydaje mi się, że nam się to udało. Wtedy zwyczajnie kibice stają się dużo bardziej wyczuleni na każdą pomyłkę, bo po prostu są w złych humorach.
Wydaje mi się, że ten obszar działa na zasadzie wyczuwania danego środowiska. To też jest jedna z rzeczy, które mi pomagają – potrafię wyczuć nastroje wokół klubu. Sam jestem kibicem, choć już w nieco innej formie, przez co lepiej rozumiem, co mogą czuć fani i czego potrzebować.
Czasami trudno jest wszystko dobrze przewidzieć. Sądzę jednak, że to wyczuwanie nastrojów w danym środowisku i działanie na bieżąco jest najważniejsze. Bo czasami ciężko jest wyprzedzić reakcję kibiców na daną rzecz.
– Jak mijają twoje pierwsze dni w roli rzecznika prasowego Cracovii? Skoro już pracowałeś w klubie, to pewnie znasz wszystkich swoich współpracowników, więc spotykasz się z nimi i nakreślasz działania, czy kontynuujesz proces, a z czasem będziesz wdrażał swoje rzeczy?
– Dzięki temu, że współpracowałem ze swoją poprzedniczką, to moje wejście jest dużo łatwiejsze. Wiedziałem, jakimi tematami się zajmuje i teraz staramy się je kontynuować. Ważną kwestią jest też, by dobrze zastanowić się, co mogę dać od siebie ekstra.
Działamy całym zespołem, pomagamy sobie nawzajem. I o to właśnie w Cracovii chodzi. Współpracujemy i wszystkie wyzwania stają się dzięki temu łatwiejsze. Mam też na uwadze to, żeby przekazać komuś tematy, którymi ja zajmowałem się wcześniej i żeby one też miały swoją kontynuację.

– Współpracujesz ze wszystkim działami klubu – sportowym, akademią, marketingiem?
– Jak najbardziej, to są naczynia połączone. Wcześniej pracowałem też medialnie przy Akademii Cracovii i mam z nią dobrą współpracę, tak samo z działem sportowym czy marketingu, z którego tak naprawdę się wywodzę. Przejmując funkcję rzecznika nie zostawiam samych sobie rzeczy, które robiłem wcześniej.
Siłą Cracovii są właśnie ludzie. Każdego dnia przychodzę do pracy z uśmiechem. Oczywiście dni potrafią być bardziej męczące lub mniej, ale dzięki temu, że jest tak super ekipa, łatwiej temu wszystkiemu podołać.
– To na koniec jeszcze jedno pytanie. Na pewno jest w Polsce wielu kibiców różnych klubów, którzy marzą, żeby w przyszłości związać się z ukochaną drużyną zawodowo. Co byś powiedział samemu sobie lata temu?
– Żebym był trochę bardziej odważny w tym, co chcę robić, bo mi tego brakowało. Żeby nie bać się do kogoś pójść, odezwać, zagadać. Miałem wrażenie, że może pojawić się pewien dystans, ale kompletnie tak nie było.
A poza tym – determinacja, chęć i konsekwencja. Może teraz zabrzmię jak jakiś coach mentalny (śmiech). Ale ja też miałem momenty, kiedy byłem daleko od pracy przy klubie, sporcie czy ogólnie w mediach. Nawet jednak jak już trafiłem do – nazwijmy to, żeby nie zabrzmiało źle – „normalnej pracy”, to i tak chociaż małą chwilę starałem się poświęcać na jakieś działanie, żeby koło tego się kręcić i coś tutaj robić. Więc bardzo skracając, to po prostu cały czas trzeba się starać przy tym być, pracować i wierzyć, że coś z tego będzie. A przy tym nabrać trochę odwagi i się nie bać, móc się pokazać i dać się zauważyć.
Marcin Długosz
Więcej Rzecznicy Prasowi
Ola Sępek: postanowiłam zmienić swoje życie i zaryzykować [WYWIAD]
Sport w moim życiu był od dziecka i kiedy ktoś pytał mnie „co chcesz robić w przyszłości” zawsze odpowiadałam „pracować w sporcie”. Jednak zanim to się stało, pracowałam na etacie 8/12 godzin dziennie. Któregoś dnia postanowiłam zmienić swoje życie i zaryzykować. Tak trafiłam do Stali Mielec, gdzie początkowo zajmowałam się…