Reprezentacje Kataru i Arabii Saudyjskiej zakwalifikowały się na mundial w kontrowersyjnych okolicznościach. FIFA nie jest sprawiedliwa?
FIFA w październiku nadzorowała specjalny turniej w Azji, a przez osiem dni reprezentacje z tego kontynentu toczyły boje o dwa ostatnie miejsca na mistrzostwach świata. Kontrowersje wiążą się z tym, że Arabia Saudyjska i Katar to drużyny, które zdaniem wielu były faworyzowane przez władze światowej piłki.
Wymowne było to, że Azjatycka Konfederacja Piłkarska (AFC) przyznała prawo organizacji tych zmagań Arabii Saudyjskiej i Katarowi, czyli na papierze najmocniejszym drużynom w całej stawce. Siłą rzeczy pojawiają się więc spekulacje, że ponieważ FIFA ma dobre relacje z oboma państwami, które są niezwykle zasobne i otrzymały już prawo do organizacji światowego czempionatu, to przypadku tu nie ma.
Z relacji światowych mediów wynika, że pozostali uczestnicy zawodów (Indonezja, Irak, Oman i Zjednoczone Emiraty Arabskie) zwrócili się do FIFA o rozegranie tego turnieju na neutralnym gruncie. Jednak ani azjatycka konfederacja, ani władze światowego futbolu nie zareagowały na tego typu apele.
Więcej czasu na odpoczynek?
Okazuje się, że również terminarz zawodów nie był sprawiedliwy. Arabia Saudyjska i Katar to zespoły, które miały aż sześć dni przerwy między meczami, natomiast ich przeciwnicy rozgrywali swoje spotkania w odstępie… 72 godzin. Na tę nierówność skarżył się w rozmowie z angielskimi mediami chociażby Carlos Queiroz, selekcjoner Omanu. I zastanawiał się, czy skoro Azja jest tak ogromnym kontynentem, naprawdę nie można było grać gdzie indziej, by nikogo nie faworyzować i nie krzywdzić…
Co z sędziami?
Kontrowersje wzbudził też wybór arbitrów na te mecze. Indonezja np. sprzeciwiała się temu, aby jej mecz prowadził sędzia z Kuwejtu. Chodzi tu o spotkanie z Arabią Saudyjską. W każdym razie, w atmosferze geopolitycznego skandalu, Saudyjczycy i Katarczycy uzyskali awans na mundial, dołączyli do takich drużyn z Azji jak Japonia, Iran, Korea Południowa, Australia, Uzbekistan i Jordania.