09.05.2025 11:41

Jakub Kręcidło: Montjuic to nie jest najgorszy stadion na świecie, ale nie ma piłkarskiego ducha [WYWIAD]

11 maja zostało rozegrane ostatnie El Clasico w tym sezonie. Na wzgórzu Montjuic doszło do rywalizacji Barcelony z Realem Madryt, która znowu elektryzuje cały piłkarski świat. Przed hitem ligi hiszpańskiej porozmawialiśmy z Jakubem Kręcidło o kulisach pracy przy meczach największych drużyn w LaLiga i Lidze Mistrzów.

Jakub Kręcidło: Montjuic to nie jest najgorszy stadion na świecie, ale nie ma piłkarskiego ducha [WYWIAD]
Autor zdjęcia: Canal+

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Jak wygląda praca reportera podczas meczów najwyższej rangi takich jak El Clasico czy spotkania Ligi Mistrzów z udziałem gigantów klubowego futbolu?

Jakub Kręcidło, dziennikarz Canal+Sport: – Dzień pracy jest długi, bo poza porannymi przygotowaniami na stadionie pojawiam się na kilka godzin przed meczem. Na liście obowiązków jest sporo pozycji – łączymy się z programem zapowiadającym kolejkę, nagrywamy wejścia z szatni, zapowiedzi studia, materiały do mediów społecznościowych czy masę innych rzeczy, które później możecie zobaczyć w transmisji.

To jednak nie same przyjemności?

– To dziennikarstwo w pigułce. Jeśli podsumujemy czas pracy netto, wyjdzie godzina. Ta praca uczy cierpliwości, wykorzystywania czasu, który poświęcasz na czekanie, bo poszczególne aktywności są od siebie oddalone. Ale to nie problem, bo spędzasz czas w centrum wydarzeń, masz na wyciągnięcie ręki i sportowców, i legendy, które są zapraszane przez różne telewizje. Przed meczem, w przerwie i po nim mogę być przy linii bocznej, podczas gry siedzę w jednym z pierwszych rzędów.

Jak wygląda dobór rozmówców do pomeczowych wywiadów?

– Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, oficerowie UEFA tworzą grupę na WhatsAppie, na której dziennikarze telewizji z całego świata do 80. minuty muszą napisać, z kim chcą przeprowadzić wywiad. Schemat jest prosty: klub, numer, nazwisko. Wybierasz trzech-czterech graczy, a po meczu, już w strefie mieszanej, od oficerów UEFA dowiadujesz się, z kim porozmawiasz – prośby zazwyczaj są respektowane. Te wywiady są króciutkie, po trzech-czterech pytaniach jesteś już stukany w łokieć z sugestią, by kończyć, więc zamiast wywiadów-rzek przeprowadza się dynamiczne, pomeczowe rozmowy, choć oficerowie UEFA często pozwalają porozmawiać chwilę dłużej zawodnikom z reporterami z ich krajów, jak np. nam z Piotrkiem Zielińskim czy Robertem Lewandowskim.

Największe kluby nie są najprzystępniejsze jeśli chodzi o te wywiady?

– Mniejsze kluby są mniej restrykcyjne, to na pewno. Na przykład po meczu Barcelony z Young Boys spotkałem się z Łukaszem Łakomym. Gdybyśmy rozmawiali przez piętnaście minut, nikt nie miałby pretensji. W większych klubach wszystko jest dużo bardziej usystematyzowane, jest mniej pola do negocjacji, chociaż dobre relacje z rzecznikami czy oficerami UEFA bez wątpienia pomagają.

A z kim najciekawiej się rozmawiało? Mam na myśli zagraniczne gwiazdy, bo to oczywiste, że wywiad z Robertem Lewandowskim był dla ciebie zawodowym sukcesem.

– Najbardziej lubię rozmawiać z weteranami. Miło wspominam rozmowy z Iñigo Martinezem, Ilkayem Gündoganem czy Joshuą Kimmichem.

Dlaczego akurat oni byli znakomitymi rozmówcami, wiadomo, że lepiej czytają grę niż inni, to główny powód?

– Doświadczeni piłkarze nie boją się mówić. Młodsi gracze wolą powiedzieć o jedno słowo za mało, niż za dużo, czego efektem są np. rozmówki z Pablo Torre czy Yarkiem Gąsiorowskim, gdy pytania trwają znacznie dłużej niż odpowiedzi… Weterani rzadziej gryzą się w język. Są bardziej doświadczeni medialnie, często mają analityczne spojrzenie, jak np. Toni Kroos czy Frenkie de Jong, z którymi rozmowy bardzo dobrze wspominam.

Symptomatyczne, że wymienieni piłkarze, jak teraz Iñigo Martinez czy dawniej Ilkay Gündogan, są lub byli liderami formacji na boisku. Pamiętam, jak kibice swego czasu przedstawiali kontrast: Niemiec potrafił merytorycznie skrytykować drużynę po nieudanym występie, natomiast młodszy od niego Ronald Araujo tego nie tolerował, był wręcz obrażony, nie potrafił myśleć krytycznie i zdobyć się na refleksję.

– W rzeczy samej – chodzi o argumentowanie swojego zdania i brak strachu przed merytorycznym rozmawianiem o trudnych tematach. W większości przypadków charakteryzuje to weteranów, ale i Frenkie, będąc stosunkowo młodym piłkarzem, wypowiadał się bardzo dojrzale. Dobrze wspominam też rozmowę np. z wyluzowanym Rodrigo de Paulem, a absolutnym topem był Jorge Valdano.

Jeśli chodzi o organizację El Clasico i meczów Ligi Mistrzów, więcej jest podobieństw czy różnic? Wiadomo, że organizatorem hiszpańskiego klasyku jest LaLiga, natomiast w przypadku spotkań Champions League – UEFA.

– Klasyki są dwa, meczów Ligi Mistrzów znacznie więcej, więc zakładam, że pracę przy meczach Realu z Barceloną da się porównać do najważniejszych spotkań fazy pucharowej Champions League. Byłem na Bernabéu przy okazji starć z Borussią Dortmund i z Barçą i czuć było różnicę w atmosferze, w podejściu kibiców. Co klasyk, to klasyk.

Pod kątem organizacji, w Lidze Mistrzów wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W LaLiga bywa z tym różnie, ale to też tworzy specyficzny klimat. Przy okazji klasyków w Barcelonie pracuje się mniej więcej tak jak przy okazji meczów Champions League.

A na Santiago Bernabéu nie jest tak komfortowo?

– W stolicy są schody… Real jest skonfliktowany z LaLiga, co komplikuje życie telewizjom – przed- i pomeczowe studia trzeba robić z parkingu pod Bernabéu, natomiast wywiady z zawodnikami– dosłownie – robi się na kolanach. To uwłaczające, jednak to po prostu część pracy, która jest najlepsza na świecie. Na stadionie możesz czuć się jak dziecko w sklepie z zabawkami – od pracy na murawie, gdy widzisz wokół siebie kilkadziesiąt tysięcy osób, przez bliskość piłkarzy aż po masę legend, która przyjeżdża na te najważniejsze mecze na świecie.

Czy w Barcelonie widać rzeszę kibiców z Polski? Byłeś na klasykach, zanim Barcę wzmocnił Robert Lewandowski, więc masz skalę porównawczą. A teraz mamy dwóch rodaków w ekipie z Katalonii (mowa o męskiej drużynie)…

– Jasne, że tak. Wzrost był zauważalny natychmiast po transferze Roberta. Język polski jest jednym z najpopularniejszych w Barcelonie, która zawsze była popularnym kierunkiem dla naszych turystów, ale nigdy w takiej skali.

A bywało gorzej?

– W poprzednim sezonie, gdy już przyzwyczailiśmy się do tego, że Robert gra w Barcelonie, zniknął efekt wow i Lewy był w gorszej formie, to Polaków było mniej. To nie mogło dziwić, tym bardziej, że zniknęła też magia Camp Nou. Szał opadł, przynajmniej do czasu transferu Wojtka Szczęsnego, dzięki czemu ekscytacja wróciła, czego dowodem jest fenomenalna oglądalność październikowego klasyku.

Gdy Barcelona musiała opuścić Camp Nou, warunki do oglądania jej meczów już nie są tak komfortowe jak dawniej?

Montjuic to nie jest najgorszy stadion na świecie, ale nie ma piłkarskiego ducha. Czuć tymczasowość. Magia Camp Nou była czymś wyjątkowym. Zakładam, że gdy Barcelona wróci na swój stadion, będziemy świadkami ponownej fali zainteresowania polskich kibiców, tym bardziej, gdyby Barçy udało się wrócić jeszcze w tym sezonie – dwóch Polaków w barwach Blaugrany nie zdarzy się już pewnie nigdy.

W której roli najlepiej się czujesz, pracując jako reporter, ekspert, prowadzący studio w programach youtubowych Canal+Sport czy lektor w programach poświęconych lidze hiszpańskiej?

– Ciągle uczę się każdej z ról, bo muszę sprawdzać się w każdej. Dziś musisz być i content kreatorem, i reporterem, i montażystą, i komentatorem. Nie możesz pozwolić sobie na jednowymiarowość. Jasne – chcę specjalizować się w pracy komentatora czy reportera, kocham prowadzić programy, więc rozwijam się przede wszystkim w tym kierunku, ale musisz umieć złapać kilka srok za ogon i być wszechstronnym. Ja kocham pracę na żywo i wiążącą się z nią adrenalinę, zarówno przy okazji komentowania meczów czy prowadzenia studia, gdy muszę zarządzać dyskusją. Uwielbiam być zależnym od siebie i ta praca mi na to pozwala.

Byłeś już ekspertem na hitach Champions League: Real Madryt-BVB i Barcelona-Bayern. To pewnie budujące doświadczenie?

– I to jak! Uważam to za dowód zaufania, którym darzą mnie moi szefowie, którzy widzą progres, jaki wykonałem na przestrzeni ostatnich lat. Wiem, że mam jeszcze duże pole do rozwoju i że widza nieszczególnie to interesuje, bo on ocenia mnie tu i teraz, ale ja czuję, że się rozwinąłem. Nie ma mowy o spoczywaniu na laurach – raz że konkurencja jest duża, dwa że w tym zawodzie ambicja nie pozwala ci odpuścić, bo skoro raz poczułeś smak klasyku, hitów Ligi Mistrzów czy innych wielkich meczów, to będziesz chciał „robić” takich meczów więcej i więcej.

W Polsce chyba nie wchodzi w grę, by dziennikarstwo sportowe wyglądało tak jak w Hiszpanii, gdzie można zaobserwować subiektywizm, który czasami sprowadza się do absurdu? Skrajny madridista Tomas Roncero tworzy przeróżne teorie spiskowe np.

– Hiszpańskie media są specyficzne. Dziennikarze ze starszego pokolenia bywają krzykaczami, którzy opierają się na emocjach zamiast na merytoryce. I mają swoją publikę, bo agresywne tejki, polaryzacja są dziś pożądane nie tylko w Hiszpanii, ale też na innych wielkich rynkach, jak w USA. Kibicom często zależy na gorącej atmosferze, mediom na shotach, które mogą wykorzystywać w socialach, a dziennikarze próbują się w tym odnaleźć. Wspomniany Roncero jest postacią specyficzną, kontrowersyjną, ale od niego oczekuje się kibicowania po szalu, on ma być głosem kibica Realu, ale nie może być uosobieniem całego hiszpańskiego dziennikarstwa, w którym da się znaleźć fenomenalne, merytoryczne treści, tylko trzeba ich poszukać. I to można powiedzieć o mediach na całym świecie, bo w każdym języku da się znaleźć coś dla siebie.

Udostępnij
Bartłomiej Najtkowski

Bartłomiej Najtkowski