Krzysztof Ufland: chciałbym wygrać coś z Widzewem i komunikacyjnie „skonsumować” ten sukces [WYWIAD]
Po przejęciu Widzewa Łódź przez Roberta Dobrzyckiego, jednym z najgłośniejszych pozaboiskowych ruchów klubu było zatrudnienie Krzysztofa Uflanda na stanowisko Dyrektora Działu Komunikacji i PR. Specjalista związany przez wiele lat z Pogonią Szczecin zdecydował się zmienić barwy klubowe i sprawdzić się w nowym środowisku. – Chciałbym wygrać coś z Widzewem. Wtedy, już zawodowo, mieć okazję w pełni rozwinąć skrzydła i ten sukces sportowy komunikacyjnie „skonsumować”. To jest taki priorytet, moment spełnienia – mówi w rozmowie z naszym portalem.
Marcin Długosz, Sportmarketing.pl: – W Widzewie pojawiły się bardzo duże pieniądze. Klub zaczął robić ciekawe, bogate ruchy i właśnie w tym momencie zwrócił się do ciebie. Odbierasz to jako ogromne docenienie?
Krzysztof Ufland, Dyrektor Działu Komunikacji i PR Widzewa Łódź: – Oczywiście mógłbym tak to odbierać. Nie chciałbym zabrzmieć nieskromnie, jednak od wielu lat pracowałem w Pogoni Szczecin i myślę, że swoje zadania wykonywałem całkiem nieźle. Z pewnością więc schlebia mi fakt, że zostałem dostrzeżony przez tak duży klub. Nawet niezależnie od sytuacji, o której powiedziałeś, że Widzew staje się teraz bardzo mocny, to ogólnie zawsze był wielkim klubem z olbrzymią historią. Zaczęto budować ciekawy projekt i mi także przedstawiono bardzo ciekawe perspektywy dla mojej pracy tutaj. Tak, zdecydowanie mogę powiedzieć więc, że czuję się doceniony.
– Dużo czasu zajęło ci zaakceptowanie oferty Widzewa? Decyzja przecież mogłaby się wiązać ze zmianami nie tylko dla ciebie, ale i dla twojej rodziny. Przez wzgląd na twój wieloletni związek z Pogonią Szczecin to też zawodowo była zmiana o 180 stopni.
– Naturalnie, że takiej decyzji nie podejmuje się w jeden dzień. Z prezesem Michałem Rydzem odbyliśmy wiele spotkań i myślę, że rozmawialiśmy naprawdę detalicznie o tym jak chciałbym, żeby komunikacja Widzewa Łódź wyglądała. I od strony merytorycznej, i od strony typowo technicznej, czyli jaki chciałbym zespół, jakich potrzebuję narzędzi, gdzie chciałbym wzmocnień, gdzie powinniśmy rozbudować kadrę. Rozmawialiśmy o tym szczegółowo i w tym wszystkim dość szybko zaczęła rodzić się olbrzymia ciekawość.
Było to już po tym jak podjąłem decyzję, że rezygnuję z pracy w Pogoni Szczecin. Ogłosiłem to po finale Pucharu Polski w maju. Wtedy zaczęły pojawiać się różne oferty, bo Widzew nie był jedynym klubem z Ekstraklasy, który widziałby mnie w swoich szeregach. To bardzo nobilitujące, że po ogłoszeniu pożegnania z Pogonią pojawiły się inne opcje z ekstraklasowych klubów i to z czołówki.
Dość szybko byłem jednak przekonany do tego, że właśnie w Widzewie będę kontynuował swoją pracę.
– Zgadzasz się, że w pionie komunikacyjnym wśród klubów Ekstraklasy coraz częściej dochodzi do „transferów” pracowników z klubu do klubu? Działa to podobnie jak z piłkarzami. Mam wrażenie, że parę lat temu było jeszcze inaczej i dominowała kariera od najniższego szczebla w klubie, którego jest się kibicem, po wyższe funkcje.
– Ująłbym to inaczej. Mianowicie, że ten rynek się profesjonalizuje. Powiedziałbym też, że to również wąska specjalizacja. Na rynku nie ma wielu specjalistów od komunikacji stricte piłkarskiej czy zarządzania piłkarskiego. Oczywiście jest mnóstwo specjalistów spoza branży piłkarskiej i to nie przekreśla ich szans na rozpoczęcie takiej pracy, natomiast rynek wewnętrzny w ostatnich latach się sprofesjonalizował.
Takie przykłady jak Darii Wollenberg, która obecnie jest w Górniku, a wcześniej była już w innych klubach, czy Michała Szprendałowicza z powodzeniem pracującego w Motorze Lublin, to pokazują. Podaję dwa przykłady, które przyszły mi do głowy w pierwszej kolejności, ale one udowadniają, że ten ruch pomiędzy organizacjami sportowymi zaczyna się nasilać. I myślę, że ten trend będzie rósł.
Jak się spojrzy na ligi zachodnie, to niczym dziwnym jest migracja pracowników pomiędzy klubami. Z tego właśnie względu, że rynek nie jest szeroki i panuje duże zapotrzebowanie na specjalistów. Myślę, że przez to, co powiedziałem przed chwilą, ten trend będzie się wzmagał także w Polsce.
– Reagują też na to inaczej chyba również kibice. Posłużmy się twoim przykładem – jak jest mecz Widzewa z Pogonią to raczej żaden fan Widzewa nie oczekuje, że wyrzekniesz się swojej przeszłości i nigdy masz już dobrze Pogoni nie życzyć. Każdy akceptuje historię, ale jednocześnie patrzy na to, co możesz dać w nowym klubie.
– Na szczęście sezon jest długi i Pogoń ma 32 kolejki, żeby bardzo dobrze punktować (śmiech). Wtedy, kiedy gra z Widzewem, ja oczywiście trzymam kciuki za swojego pracodawcę, za klub, w którym jestem obecnie. Bardzo podobnie wypowiadają się piłkarze, kiedy grają ze swoimi byłymi drużynami. To oczywiście mecz wyjątkowy, ale jeśli chcesz być profesjonalistą to musisz być po stronie klubu, w którym aktualnie pracujesz.
Miałem już tę okazję jesienią, kiedy w Łodzi Widzew rywalizował z Pogonią. Po meczu kilku kolegów z pracy podgryzało mnie, że przynajmniej ja jestem jednym z niewielu szczęśliwych pracowników Widzewa Łódź, bo Pogoń wygrała.
Mówię o tym zupełnie szczerze – to był dla mnie trudny wieczór. Nie dość, że przeżywałem porażkę Widzewa, to nie mogłem cieszyć się ze zwycięstwa Pogoni. Natomiast oczywiście, że trzymam kciuki za Pogoń we wszystkich pozostałych kolejkach Ekstraklasy i życzę jej punktów.
To, co powiedziałeś o kibicach, skwituję w ten sposób – na początku i na końcu jest profesjonalizm, twoje podejście do pracy i zaangażowanie. Ja absolutnie doceniam przywiązanie do barw i to, że też będąc w klubie wiele lat tworzysz jego tkankę, jesteś osobą będącą w stanie oddać serce. Tylko czasami nie powinien to być jedyny faktor decydujący o tym czy możesz gdzieś pracować.
Na samym wejściu, kiedy przechodziłem do Widzewa, powiedziałem, że nie będę się kreował na wielkiego Widzewiaka, którym przecież nie jestem. Natomiast na pewno oddam wszystko co mam najlepszego swojemu miejscu pracy – wiedzę, zaangażowanie, metody, żeby na polach, na które ja mam wpływ, Widzew szedł w górę i rósł.
– Twoja decyzja o opuszczeniu Pogoni Szczecin po wielu latach była ściśle związana ze zmianami właścicielskimi i faktem, że nie chciałeś być zaangażowany w nowy projekt tego klubu?
– Nie, tę decyzję podjąłem tak naprawdę wcześniej. Ona we mnie dojrzewała dość długo. Żegnając się z Pogonią umieściłem dość długi, emocjonalny wpis, w którym wyjaśniłem, jakie powody mną kierowały. Nie da się ukryć, że ostatni rok w Szczecinie był ekstremalnie trudny, wyczerpujący, bo działo się tam bardzo dużo. Miało to na mnie silny wpływ i spowodowało, że podjąłem taką decyzję.
Ona nie wiąże się z faktem, że zmieniły się władze w Pogoni. Zresztą z Alexem Haditaghim czy Tanem Keslerem do dziś mam bardzo dobry kontakt, zdarza nam się od czasu do czasu porozmawiać przez telefon. W Pogoni wciąż pracuje moja żona więc byłbym zupełnie nieuczciwy mówiąc, że to był powód mojej decyzji.
– A jak patrzysz na pewne działania wokół Pogoni, jak choćby przy okazji niedawnego meczu z Cracovią, to w głębi duszy cieszysz się, że nie musisz za to wszystko odpowiadać pod względem komunikacyjnym?
– Byłoby mi bardzo niezręcznie odpowiadać na to pytanie. Ja skupiam się na tym, co dzieje się w Widzewie i w tym momencie mam tutaj swoje wyzwanie, kwestie do osiągnięcia i plany do zrealizowania.
– Powiedziałeś, że przed objęciem funkcji w Widzewie miałeś detaliczne spotkania z prezesem Rydzem. Możesz coś zdradzić więcej na ten temat? Na każdą rozmowę przychodziłeś z listą oczekiwań i badałeś grunt, czy klub będzie ją w stanie zrealizować? A może to klub nakreślał pomysły, a ty rozważałeś jak to wszystko przekuć w projekt?
– Kiedy spotykają się dwie strony to obie przedstawiają i oczekiwania, i możliwości. Ani nie było tak, że to ja przyszedłem z listą oczekiwań i wnioskami, że ma być tak, tak i tak. Ani nie było tak, że to klub powiedział, że żąda tego, tego i tego i tak ma być. Raczej rozmawialiśmy o tym jakie są możliwości, co chcielibyśmy zmienić i jakie są moje pomysły na rozwój.
Żeby była jasność – zanim przyszedłem do Widzewa to wykonywało się tu i dalej wykonuje kawał świetnej pracy. Zastałem tu dobry i zaangażowany zespół zdolny robić rzeczy wielkie. Mam do pomocy świetnego rzecznika prasowego, Kubę Dyktyńskiego, który wcześniej kierował tym działem i wykonuje ogrom fantastycznej pracy. Nie mówię tego tylko po to, żeby ktoś z mojego zespołu to przeczytał i czuł się zadowolony, tylko tak naprawdę jest.
Przychodząc tutaj chciałem i chcę dołożyć coś od siebie. Trochę doświadczenia i trochę pomysłów, których w poprzednim miejscu pracy nie mogłem zrealizować, a o których myślę, że są wartościowe i dobre. To wszystko układaliśmy w pewnego rodzaju wizję i strategię działania pionu komunikacji Widzewa Łódź.
Pracujemy w takich trzymiesięczny okresach. Za mną pierwszy taki period, w którym nakreślam pewne plany i przedstawiam je zespołowi, akceptuję z zarządem i wdrażamy to. Pozwala mi to mieć poczucie, że posiadamy mapę drogową i wiemy, w którym kierunku się poruszamy, co dodajemy.
Na LinkedIn dość detalicznie podsumowałem swoją pracę za ten okres. I znowu – dla mnie taka transparentność działania jest ważna. Z drugiej strony nie lubię pojedynczych strzałów. Nie jestem osobą, która będzie pokazywała na X-ie czy w innych mediach społecznościowych co chwilę, że to zrobiliśmy czy tamto. Mam świadomość, że to praca całego zespołu i często w poszczególny projekt jest zaangażowanych wiele osób. One powinny mieć możliwość pochwalenia się swoją pracą. Dlatego ja wolałem zebrać to w jednym miejscu i w jakiś sposób to podsumować dla osób zainteresowanych.
Wciąż uważam, że trzy miesiące to bardzo mało czasu. W szczególności, że klub to żywa organizacja, dzieje się tu bardzo dużo i nie każdego dnia ma się czas na działanie analityczne, planistyczne. Czasami jest tak, że cały zaplanowany dzień upada, bo trzeba się zaadaptować do dziejących się rzeczy na bieżąco. Jesteśmy w trakcie drugiego trzymiesięcznego okresu,, efekty pierwszych zmian już widać, ale wciąż potrzeba czasu i wiele pracy, żebym mógł powiedzieć, że doszliśmy do miejsca, w którym chcę, żebyśmy niebawem byli.
– Dużo rzeczy wygląda inaczej w porównaniu z twoimi wyobrażeniami z lipca, czy może wręcz odwrotnie i wszystko się zbiega?
– Myślę, że obie odpowiedzi są prawidłowe. Z jednej strony zastałem tutaj bardzo dużo rzeczy czy obszarów w taki sposób, w jaki się spodziewałem, a z drugiej strony są oczywiście kwestie, które mógłbym sobie wyobrażać zupełnie inaczej. Z doświadczenia wiem natomiast, że gdybyśmy cofnęli się do początku naszej rozmowy – a sam zacząłeś od tego, że w Widzewie pojawiły się duże zmiany i aspiracje – to zawsze za tymi wielkimi zmianami idzie dużo mniejszych czy pobocznych, które powodują pewnego rodzaju okoliczności.
Nigdy nie jest tak, że możesz przeprowadzić duże zmiany do A do Z według swoich pomysłów. Zawsze pojawią się okoliczności poboczne i czynniki zewnętrzne, ale ważne, żeby efekt końcowy zbiegał się z oczekiwaniami. Droga też jest oczywiście istotna, ale sam efekt – najważniejszy. Wierzę, że w Widzewie ten długofalowy efekt będzie taki, jak wszyscy tego oczekują. Mówiąc wprost – że Widzew wróci na salony.
Siłą rzeczy natomiast widzę, że organizacja jest aktualnie w fazie bardzo szybkiego wzrostu. Nie mówię tutaj z perspektywy swojego działu, tylko całej organizacji. Po prostu widzę, jak ona rośnie. Jest to oczywiście związane z wieloma zmianami organizacyjnymi, personalnymi. W tej sytuacji pewnego rodzaju procesy mają też różne skutki uboczne, niektóre bywają przez krótki czas zaburzone.
– Widzew w ostatnim czasie notuje słabsze wyniki sportowe. W takiej sytuacji na pewno pracuje się dużo ciężej…
– Gdy wyniki nie są satysfakcjonujące, wszystkim pracuje się trudniej – to oczywiste. Efekty naszych działań spotykają się ze słabszym odbiorem, często też spada na nas więcej krytyki. Choćby komentarze w stylu „skupcie się na graniu, a nie wydziwiacie”. Mamy jednak swoją pracę do wykonania i – niezależnie od tego, że zespołowi idzie chwilowo gorzej – będziemy wykonywać ją jak najlepiej potrafimy.
Podam przykład: nie zaprzestaniemy prac nad nową stroną internetową, nie przestaniemy informować kibiców o postępach budowy ośrodka treningowego w Bukowcu, działaniach Fundacji Widzewa, akcjach organizowanych przez klub jak chociażby Jarmark Świąteczny, bądź nie zrezygnujemy z określonych aktywności medialnych pierwszej drużyny z powodu słabszych wyników. Oczywistym jest to, że gdy nie ma oczekiwanych rezultatów to pracuje się trudniej, ale w żaden sposób nie mogłoby to być wymówką do wykonywania swojej pracy w gorszy sposób.
To właśnie idealny moment do tego, by udowadniać, że jest się wartością dla klubu.
– Porównując jeszcze nieco twoje doświadczenie z Pogoni i Widzewa, jak bardzo różni się praca w klubie walczącym o zapełnienie trybun a takim, który pełną frekwencję ma właściwie gwarantowaną i działania musi ukierunkować zapewne nieco inaczej?
– Nie odważyłbym się powiedzieć, że w Widzewie nie trzeba walczyć o kibiców. Pierwszy dzień, w którym podejmujesz konkluzję, że nie musisz walczyć o kibica, bo masz go zapewnionego, z mojej perspektywy jest też pierwszym, w którym tę walkę o kibica przegrywasz. Zawsze musisz walczyć o swojego kibica i chcieć go zainteresować klubem.
W przypadku Widzewa oczywiście są inne wyzwania. Na stadionie możesz mieć mniej kibiców, bo stadion jest zdecydowanie za mały co do potrzeb fanów. Ale trzeba dbać o całą tę grupę, która nie ma możliwości regularnego uczestniczenia w meczach. O inne kanały dotarcia, żeby one były udrożnione. Pracujemy tu nad różnymi rozwiązaniami, jak chociażby nowa strona internetowa, nowe formaty w telewizji klubowej, czy wzmocnienie komunikacji krótkich form wideo w mediach społecznościowych.
Natomiast konkludując – tak, dbamy o tych, którzy są na stadionie, natomiast wyzwaniem jest też zbliżanie Widzewa tym pojawiającym się na meczach nieregularnie.

– Jak definiujesz sukces na swoim stanowisku?
– Bardzo ciekawe pytanie… Ja przede wszystkim zawsze podkreślam, że trudno mi jest definiować sukces personalnie. Muszę o tym mówić z perspektywy całego zespołu komunikacji i nie jest to rozmywanie odpowiedzialności. Jeżeli będzie krytyka, jeżeli będą błędy, proszę wtedy uderzać we mnie. Natomiast w przypadku pochwał odbieramy je jako cały zespół komunikacji. Nie wierzę, że w tym obszarze jednoosobowo da się osiągnąć sukces.
Tym sukcesem będzie to, jeżeli będziemy w stanie regularnie dawać okazję kibicom Widzewa być dumnymi ze swojego klubu w obszarach, które bezpośrednio nie wiążą się z wynikiem sportowym. Za to odpowiadają nasi koledzy biegający po boisku. Oczywistym jest to, że kiedy drużyna osiąga lepsze wyniki sportowe, to wszystkim w klubie żyje się łatwiej i przyjemniej. Natomiast naszą rolą jest, żeby w sytuacji, w której tych rezultatów może brakować, to i tak dostarczać kibicom dużo powodów do dumy z faktu, że są Widzewiakami i z tym klubem.
– Ostatnie pytanie – widzisz się w Widzewie długofalowo, czy jednak w tej pracy trzeba patrzeć z sezonu na sezon?
– O to mógłbyś zapytać moich przełożonych, czy oni długofalowo by na mnie postawili. Powiem tak – nie byłoby dobrze patrzeć gdziekolwiek w swojej pracy krótkofalowo. Z tego względu, że to ograniczające. Ja oczywiście nie znam przyszłości i nie wiem, co się wydarzy za jakiś czas krótszy, dłuższy, bo okoliczności zawsze są różne, natomiast na dzisiaj patrzę oczywiście na siebie w Widzewie jak na projekt. Na zasadzie dążenia do pewnego celu.
Mówiłem o tym na samym początku – chciałbym w tym klubie doczekać się trofeum, chciałbym wygrać coś z Widzewem. Wtedy, już zawodowo, mieć okazję w pełni rozwinąć skrzydła i ten sukces sportowy komunikacyjnie „skonsumować”. To jest taki priorytet, moment spełnienia. Jeżeli w takim momencie spełnienia doszedłbym do wniosku, że moja misja tu się wyczerpuje, to na pewno przyszedłbym z tym w pierwszej kolejności do zarządu i przekazał taką informację.
Natomiast oczywiście ja nie biegam po boisku i nie mam bezpośredniego wpływu na to, czy drużyna odnosi sukces sportowy. Myślę jednak, że już pośrednio jako cały dział komunikacji ten wpływ mamy. Jesteśmy od tego, żeby w określonych obszarach zespołowi pomagać. Moje doświadczenie też ma pomóc w tym, żeby zespół w kwestiach komunikacji miał jak najlepsze warunki do pracy i dzięki temu w pewnym sensie stawał się też silniejszy. A to z kolei ma prowadzić do zdobycia trofeum.
W Pogoni Szczecin w pewnym momencie było to moją niemalże obsesją. Chciałem być częścią ekipy, która da Pogoni pierwsze trofeum w historii. Było blisko, niestety to się nie udało, dlatego dzisiaj chciałbym, żeby udało się to w Widzewie. I myślę, że każdy pracownik klubu – niezależnie od tego, czym się zajmuje – powinien przychodzić do pracy z takim nastawieniem. Taki cel powinien mu przyświecać – by chcieć zwyciężać i mieć poczucie współodpowiedzialności oraz świadomość, że swoją pracą wpływa na wynik sportowy drużyny na boisku.
Marcin Długosz
Więcej Wywiady
Ekstraklasa jest jak świetny serial. Co sezon emocje, barwni bohaterowie i zaskakujące zwroty akcji
Ekstraklasa rośnie szybciej niż kiedykolwiek, a wraz z nią zmienia się sposób, w jaki kibice w Polsce i za granicą konsumują piłkę. Lepsze wyniki w Europie, większa frekwencja i rosnąca popularność treści tworzonych przez fanów sprawiają, że liga zyskuje nową widownię. O tym, jak wygląda ta zmiana i jak Ekstraklasa…