15.09.2025 07:55

Prezes mistrza o problemach polskiej piłki ręcznej. „Wszystko wraca do tematu pieniędzy” [WYWIAD]

Artur Stanowski od lutego 2023 roku pełni funkcję prezesa ORLEN Wisły Płock. W rozmowie dla "SportMarketing.pl" dzieli się spostrzeżeniami m.in. na temat stanu polskiej piłki ręcznej. Opowiada też o relacjach ze sponsorami i rekordowym budżecie krajowego hegemona. – Widzimy, że Europa też się wzmacnia. Nie jest tak, że tylko my złapaliśmy jakiś zastrzyk gotówki – mówił nam.

Udostępnij
Prezes mistrza o problemach polskiej piłki ręcznej. „Wszystko wraca do tematu pieniędzy” [WYWIAD]

Jakub Kłyszejko, redaktor naczelny portalu SportMarketing.pl: Prezesie, drugi rok z rzędu sięgnęliście po mistrzostwo Polski. Co jest dla was kolejnym krokiem w rozwoju klubu?

Artur Stanowski, prezes Orlen Wisły Płock: – Na pewno cały czas jesteśmy głodni sukcesów. Dwa mistrzostwa z rzędu nie zaspokoiły naszego apetytu. Chcemy zdominować polskie podwórko, ale to tylko sport. Z dużym szacunkiem patrzymy na naszych przeciwników. Zależy nam na jeszcze lepszym pokazaniu się w Lidze Mistrzów. Planem minimum jest ćwierćfinał, ale przy odrobinie szczęścia i dobrych dniach możemy spełniać kolejne marzenia.

Liga dwóch zespołów jest dla Wisły czymś dobrym, korzystnym?

– Dobrze, że jest ligą dwóch zespołów, a nie jednego, jak mamy w Hiszpanii. Tam Barcelona nie ma z kim grać.

Z drugiej strony w całym sezonie na krajowym podwórku macie dwa poważne mecze…

– Wszystkie traktujemy poważnie, natomiast ktoś może powiedzieć, że w pozostałych spotkaniach wynik jest z góry ustalony. Na pewno świetnie by było, aby polska liga miała 5-6 mocnych zespołów. Trochę na wzór Francji, gdzie są trzy duże marki, kolejna Tuluza próbuje dołączyć do tego grona. Większa konkurencja zwiększa szybszy rozwój całej ligi. Trzymam kciuki za moich kolegów prezesów, aby byli w stanie zgromadzić większe środki. Tu chodzi głównie o pieniądze. One są główną przeszkodą. Trzeba pamiętać, że klub to nie tylko pierwszy zespół, ale też szkolenie i grupy młodzieżowe. Dzisiaj w Płocku stawiamy na nogi akademię i chcemy powrócić do czasów, gdzie w pierwszej drużynie grali nasi wychowankowie. Wiem, że my to zrobimy. Mamy wszystko rozpisane na dziesięć lat. Jednak w krótszej perspektywie pozyskujemy najlepszych szczypiornistów z Europy. Wracając jeszcze do pytania, gdyby połowa zespołów była mocniejsza, to byłoby to z korzyścią dla całej ligi.

Istnieją jakiekolwiek szanse, aby w najbliższym czasie zmniejszyła się dysproporcja między wami, Industrią, a pozostałymi w lidze?

– Wszystko wraca do tematu pieniędzy. Potrzeba większego zaangażowania i zainteresowania prywatnego biznesu. W Polsce nie ma wcale zbyt wielu marek, które są mocno zaangażowane w drużynowy sport. Na rynku niemieckim wygląda to inaczej. Magdeburg ma blisko 600 sponsorów, Nantes chyba 420…

Od razu spytam, czy ligowy „monopol” ma duży wpływ na przykład na rozmowy z potencjalnymi sponsorami?

– Często powraca takie zdanie, że w lidze mało się dzieje. Rozmawiam z kibicami i wiem, że na meczach ze słabszymi kibicami jest ich mniej. Każdy wie, że wynik będzie wysoki. Tu pojawia się kwestia przełożenia akcentu i pytania, dlaczego jestem na Wiśle Płock? Jestem tu dla mojej drużyny, znajomych, którzy są zawsze obok czy dla rywala? Powody przyjścia są przeróżne. Może to zabrzmi idealnie, ale chciałbym, żeby ludzie przychodzili tu dla Wisły. Bez względu na to, z kim gra i o jakiej porze. Mam przyjść zobaczyć mecz, swoich zawodników i spotkać się ze znajomymi. Motywy „bycia” z klubem u sponsorów są przeróżne. Dla jednych ważny jest ekwiwalent reklamowy. Inni chcą budować rynek poza naszymi granicami. W niektórych krajach piłka ręczna jest naprawdę mocna i na to sponsorzy też patrzą. Gramy na Bałkanach, w Niemczech, Skandynawii, Francji i tam można pokazać przez sport swój biznes. Część partnerów jest z nami, ponieważ coś ich łączy z klubem. Byli kiedyś zawodnikami, kochają akurat piłkę ręczną, są z Płocka. Nasz sport, nasza hala mają być również platformą biznesową. Mecz bazuje na emocjach i mamy wiele przypadków, gdzie sponsorzy mówią potem, że ciężko było im się „złapać” na mieście, a zrobili to dopiero w naszej hali. Tam wymienili się kontaktami i budowali relacje. Poziom ligi nie ma wpływu na to, czy ktoś będzie z nami. Nasz budżet jest stabilny, oczywiście cały czas chcemy więcej. Puławy miały problemy, Tarnów, Górnik Zabrze… W żeńskiej lidze też nie jest kolorowo. Dyscyplina potrzebuje zastrzyku finansowego. Rozumiem jednak, że takie są prawa rynku. Jesteś popularny, są sukcesy kadry i jest na ciebie popyt.

Po wicemistrzowskich latach teraz widzicie znacznie większe zainteresowanie? Jeszcze więcej lokalnych firm chce być przy Wiśle?

– Tak, zdecydowanie tak. Kiedy zdobywasz tytuł, to częściej ktoś chce stanąć u twojego boku. Tak działa sport, że chcemy być ze zwycięzcami.

Płock to przede wszystkim ORLEN, wasz główny sponsor. Jak układa się wasze wieloletnie partnerstwo?

– Bardzo dobrze. W poprzednim roku podpisaliśmy nową umowę, renegocjowaliśmy jeszcze warunki na znacznie korzystniejsze dla nas.

Finansowa stabilizacja mocno ułatwia codzienne funkcjonowanie?

– Zdecydowanie tak. Wsparcie ze strony sponsorów jest arcyważne. ORLEN mocno inwestuje, ale nie tylko w pierwszą drużynę, lecz też akademię i rozwój młodych talentów. Nie jesteśmy jedyną drużyną w Płocku. Mamy piłkarzy w Ekstraklasie, siatkarze zrobili awans, jest koszykówka, wioślarstwo.

Z piłką nożną bardziej współpracujecie czy rywalizujecie?

– Na pewno walczymy ze sobą o kibica, ale w Płocku część fanów mocniej ma w sercu futbol, inni bardziej kochają piłkę ręczną. Ogólnie gramy z nimi fair. Ja im życzę jak najlepiej, oni również nam. Mnie cieszą ich sukcesy, nigdy nie karmiłem się czyimś niepowodzeniem. Cieszę się, że Płock może pochwalić się czołowymi zespołami w piłce nożnej i ręcznej. To świetnie promuje całe miasto.

Budżet klubu na sezon 25/26 będzie rekordowy?

– Tak, to nasz rekordowy budżet, ale widzimy, że Europa też się wzmacnia. Nie jest tak, że tylko my złapaliśmy jakiś zastrzyk gotówki. Na Zachodzie sporą częścią budżetu jest wkład kibiców. Dzień meczowy, sprzedaż gadżetów, karnetów itp. Od dwóch lat staramy się oferować kibicom coraz więcej asortymentu. Czasami trzeba poczekać na produkt chwilę dłużej, ale nigdzie nie jest z tym idealnie. Kładziemy ogromny nacisk na to, aby cegiełka od kibiców się zwiększała. Moim marzeniem jest to, aby 20 procent budżetu pochodziło z wkładu kibiców. Oni są najmniejszymi, ale bardzo ważnymi sponsorami. Montpellier i Nantes mają około 40 procent. W Niemczech zależy od klubu, ale średnio jest to 30 procent. Na to muszą pracować wszyscy ludzi w klubie, ale też związek. Musimy wspólnie działać nad popularyzacją piłki ręcznej wśród najmłodszych. Chciałbym, aby piłka ręczna była realizowana w programie nauczania WF-u w najmłodszych klasach szkół podstawowych: chwyt, rzut, podanie, wprowadzenie najprostszych rozwiązań. Piłka nożna jest wszędzie i wiem, że z nią nigdy nie wygramy. Większość rodziców i tak zaprowadzi swoje pociechy na piłkarski trening. My po prostu chcemy, aby jak największa liczba najmłodszych chociażby w małym stopniu zaczęła interesować się naszym sportem.

Poprzez transfer Melvyna Richardsona chcieliście wysłać sygnał Europie, że zamierzacie włączyć się do walki o czołowe lokaty w Lidze Mistrzów?

– Wzmocniliśmy drużynę na kilku pozycjach. Myślę, że cały trzon zespołu „wysyła sygnał”, że mamy naprawdę ciekawy skład i chcemy zaznaczyć swoją obecność w Europie. Zależy nam na detronizacji niemieckich ekip w Final Four. Jesteśmy pierwszą polską drużyną w historii, która ściąga do siebie podstawowego zawodnika Barcelony. To się wcześniej nigdy nie zdarzyło. Życzę sobie, aby kiedyś to zdarzyło się też w piłce nożnej. Pozyskaliśmy kapitalnego zawodnika i tak, to jest mocny sygnał dla wszystkich, że Wisła jest stabilna i ma na siebie pomysł.

Dlaczego dla światowych gwiazd Płock ma być atrakcyjnym miejscem do gry w piłkę ręczną? Podobno część zawodników wam odmówiła, ponieważ nie chciała grać w Polsce.

– Wymówki są zawsze różne, ale nigdy nie mówiono wprost, że ktoś nie chce mieszkać w Płocku. Częściej słyszymy, że dany gracz nie chce opuszczać kraju, ponieważ żona ma świetną pracę, a dzieci swoją ukochaną szkołę. Skandynawowie cenią sobie też obecność najbliższych. Dlaczego Płock? Jest bardzo urokliwym miastem. Nazywam nasz region takimi „mazowieckimi Mazurami”. Jest dużo zieleni, natury, jezior. Samo miasto jest bardzo bezpieczne, a to też ma znaczenie dla zagranicznych zawodników. Niektórzy mówią wprost, że niezwykle pozytywnie zaskoczyli się Polską. Jak spojrzymy na piłkę ręczną, to z wyjątkiem Barcelony, PSG czy Berlina, większość to są małe ośrodki. Zauważyłem, że Płock ma wiele do zaoferowania, szczególnie dla zawodników, którzy już mają swoje rodziny. Jest spokój, cisza, a zarazem praktycznie wszystko dla najmłodszych: szkoły, przedszkola językowe, parki. Dla sportowców ważne jest to, aby ich dzieci kontynuowały naukę w języku angielskim.

Brak Final Four Ligi Mistrzów w tym sezonie będzie dla was dużym rozczarowaniem?

– Nie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale wiem, że 16 drużyn chce walczyć o te cztery miejsca. Konkurencja jest bardzo mocna. Byłby niedosyt, jeżeli staniemy przed dużą szansą i na własne życzenie ją zaprzepaścimy. Wtedy będę mocno żałować. Jak damy z siebie wszystko, to w końcu na pewno zrealizujemy nasze marzenie. Jak nie w tym roku, to w kolejnym.

Udostępnij
Jakub Kłyszejko

Jakub Kłyszejko