23.04.2025 09:31

Katarzyna Kawa: młodym sportsmenkom jest łatwiej pozyskiwać sponsorów [WYWIAD]

Katarzyna Kawa od kilkunastu lat jest zawodową tenisistką, reprezentuje Polskę w rozgrywkach Billie Jean King Cup i próbuje osiągnąć swój tenisowy Mount Everest – awansować do TOP 100 rankingu WTA. – To jest jedyna tenisowa rzecz, która siedzi mi w głowie, ale i motywuje do dalszej pracy – mówi w wywiadzie dla SportMarketing.pl tenisistka z Krynicy-Zdroju. W rozmowie poruszyliśmy też kwestie sponsoringu w kobiecym tenisie, zarobkach w mniejszych turniejach oraz aktywności w mediach społecznościowych.

Katarzyna Kawa z Dawidem Celtem podczas meczu tenisowej reprezentacji Polski

Marcin Michalewski, „SportMarketing.pl”: W jednym z niedawnych postów na Facebooku napisała pani: „krok do tyłu nie jest łatwy”, nawiązując tym samym do sytuacji, w której się pani znalazła. Kiedyś był to 112. miejsce w rankingu WTA, teraz kiedy rozmawiamy, są to okolice początku trzeciej setki. Co jest w tej sytuacji najtrudniejsze?

Katarzyna Kawa, polska tenisistka: – Takich rzeczy jest sporo, bo są to nie tylko kwestie organizacyjne i finansowe, ale chociażby sama świadomość tego, że gra się o małe punkty. Rywalizacja w mniejszych turniejach po prostu trzeba wygrać dużo spotkań, by faktycznie coś to dało. Przegrywając mecz w drugiej rundzie i otrzymując 400 dolarów, myślisz sobie: co ja tu robię i czy faktycznie jest coś, co chcę dalej robić?  Ja traktuję to jednak jako okres przejściowy, w którym trzeba wygrywać jak najwięcej meczów.

Znając smak gry w większych turniejach, z lepszą obsadą, frekwencją na trybunach, zainteresowaniem mediów i lepszymi zarobkami, zejście na niższy szczebel może trochę zdołować. Skąd pani czerpie motywację?

– Muszę przyznać, że na szczęście motywacji obecnie mi nie brakuje. Mam świadomość, że pod koniec ubiegłego roku zrobiłam wiele zmian i żeby to wszystko zaskoczyło, musi minąć trochę czasu. Jeśli sama widzę, że to idzie w dobrą stronę, robię postępy, to wiem, że to dobra droga. Nawet jeśli jeszcze nie widać tego po wynikach.

Czy ten etap kariery spina się finansowo? Czy wręcz przeciwnie, trzeba dokładać do tego interesu?

– Na tym etapie nie spina się to w żaden sposób (śmiech). Tak, jak wspomniałam, za drugą rundę jednego z turniejów otrzymałam 400 dolarów, więc czym jest ta kwota przy kosztach lotów czy noclegów? W tej sytuacji są plusy i minusy. Plusem jest to, że mam pewne zabezpieczenie finansowe dające komfort psychiczny. Nie muszę się martwić, że jak przegram w pierwszej czy drugiej rundzie, to nie polecę na kolejny turniej. Minusem jest z kolei świadomość tego, że byłam już w innym miejscu, wiem, jak to może wyglądać.

Zastanawia mnie, czy odczuła pani także jakąś różnicę w kwestiach pozyskiwania i współpracy ze sponsorami? Mam tu na myśli każdy rodzaj, chociażby kontrakty na rakiety czy stroje sportowe.

– Nie odczuwam żadnej różnicy, gdyż zarówno teraz, jak i wcześniej nie miałam żadnych sponsorów oprócz wsparcia Polskiego Związku Tenisowego i mojego klubu w Polsce. Generalnie w Polsce pozyskanie sponsora jest dosyć trudne. Jeśli chodzi o sprzęt czy odzież, to pewnie, że fajnie jest mieć takie wsparcie, ale w ogólnej skali nie można tego traktować jako znaczącą pomoc. Zakup ubrań i rakiet nie jest bowiem istotnym kosztem przy wielu innych wydatkach. Sama mam – z czego się bardzo cieszę – sponsora na odzież, ale jest to bardziej wsparcie niż realny sponsoring.

Pytam o te kwestie, gdyż interesują wielu fanów tenisa, a niekoniecznie dużo się o nich mówi…

– Mam wrażenie, że jeśli chodzi o kobiecy sport w Polsce i jego sponsoring, to najważniejszy nie jest poziom zawodniczki, lecz jej wiek. Młode sportsmenki mogą liczyć na wsparcie, ale te starsze muszą radzić sobie same. Chyba, że mówimy o wybitnych jednostkach, które są ikonami, ale to zupełnie inny poziom. Tę zależność widać chociażby na naszym przykładzie, czyli polskich tenisistek. Iga jest oczywiście wyjątkiem, ale to przecież wybitna zawodniczka.

W rankingu deblowym była pani notowana na 64 miejscu, w singlu nie udało się jeszcze przebić bariery TOP 100. Czy to jest coś, co siedzi w pani głowie? Jak ważna jest czołowa setka dla tenisistki?

– Bardzo ważna, ponieważ właśnie pierwsza setka gra w turniejach głównych Wielkiego Szlema, a pozostali muszą przebijać się przez eliminacje. Dlatego dla każdej zawodniczki i każdego zawodnika jest to tak ważnie. Nie ukrywam, że to jest jedyna tenisowa rzecz, która siedzi mi w głowie, ale i motywuje do dalszej pracy.

Ma pani duże tenisowe doświadczenie. Po tylu latach kariery traktuje pani bycie tenisistką jako przywilej czy bardziej jako wyzwanie?

– I jedno i drugie. Czuję się uprzywilejowana z bycia tenisistką, grania na takim poziomie i jednocześnie cieszę się, że po tylu latach mój organizm cały czas jest w formie i pozwala mi na kontynuowanie kariery. Doceniam to tym bardziej, że jest wiele zawodniczek, które muszą przedwcześnie kończyć z tenisem z powodu problemów zdrowotnych. Nie będę jednak ukrywać, że wyzwaniem jest radzenie sobie z różnymi sytuacjami, przegranymi turniejami, gdyż to po prostu potrafi odbijać się na psychice.

Pozostając w temacie wyzwań i trudów, chciałbym zapytać o sprawę szeroko rozumianego hejtu w mediach społecznościowych wobec zawodniczek czy zawodników. Mam tu na myśli głównie otrzymywanie wiadomości prywatnych i bezpośrednie atakowanie w nich adresatów. Jak duży jest to problem?

– Na szczęście dla mnie nie jest to jakiś duży problem. Oczywiście wiele zależy od rodzaju hejtu. Jeśli przybiera on formę stwierdzeń o tym, że jestem beznadziejna, to jeszcze jestem w stanie to zaakceptować. Zupełną inną sprawą są natomiast groźby karalne. W takich przypadkach nie ma miejsca na akceptację. Powinny istnieć narzędzia umożliwiające namierzanie autorów takich wiadomości, blokowanie ich i karanie. Inaczej cały czas będzie to trwało. I wydaje mi się, że najbardziej zagrożone mogą być młode, niedoświadczone zawodniczki, które muszą się z takimi atakami mierzyć.

Ma pani sposoby, by sobie z tym radzić?

– U mnie wygląda to w taki sposób, że kiedy po niektórych meczach moje samopoczucie nie jest najlepsze, to po prostu nie zaglądam do mediów społecznościowych. Kiedy mentalnie jest w porządku i zobaczę taką wiadomość, choć raczej ich nie otwieram, to mnie to nie rusza.

Od pewnego czasu pokazuje pani w mediach społecznościowych swoje codzienne życie podczas turniejów. To ciekawy content, bo użytkownicy mogą zobaczyć, jak od drugiej strony wygląda życie tenisistki czy jak zorganizowane są turnieje. Skąd pomysł na tworzenie takich treści?

– Zauważyłam, że tego typu treści jest niewiele, a one są dosyć interesujące dla wielu kibiców. W środowisku tenisowym mało kto chce się dzielić takimi rzeczami, więc pomyślałam, że to może być dobrym pomysłem.

Feedback ze strony użytkowników wydaje się być pozytywny.

– Zdecydowanie tak, co mnie bardzo cieszy. Otrzymałam pozytywne wiadomości, ale też zyskałam nowych followersów, co także pokazuje, że te treści trafiają do różnych użytkowników.

Wcześniej sporo mówiliśmy o problemach i wyzwaniach, więc na koniec zapytam o bardziej pozytywne kwestie. Co dla pani jest największym plusem z bycia zawodową tenisistką?

– Dla mnie dużą wartością jest nabywanie różnych kompetencji. Począwszy od tych związanych z umiejętnościami radzenia sobie z porażkami, mobilizowaniem się i podejściem do pracy, aż po te, które są związane m.in. z organizacją podróży, logistyką czy ogarnianiem kwestii systemów podatkowych. Generalnie sport daje nam bardzo dużo. Sano podróżowanie pozwala poznawać nowe kultury, nowe miejsca, zwiedzać świat. Jest to nierozerwalnie związane z tą pracą. O profitach z bycia sportsmenką dużo mówi Billie Jean King. Ona podkreśla wielką rolę sportu, dającego na późniejszym etapie możliwości i kompetencje do odnajdowania się kobiet w różnych branżach i na różnych stanowiskach.

Udostępnij
Marcin Michalewski

Marcin Michalewski