Wywiady 9 lipca 2021

“Cele na Igrzyska Olimpijskie? Medal w sztafecie i rekord życiowy w biegu indywidualnym”

Natalia Kaczmarek jest świeżo upieczoną mistrzynią Polski w biegu na 400 metrów. I to nie byle jaką, ponieważ złoto zdobyła w najszybszym biegu finałowym na zawodach tej rangi. Poprawiła przy tym swój rekord życiowy aż o 0,31 sekundy. Nic więc dziwnego, że o 23-latce mówi się jak o pewniaku do składu sztafety 4x400 metrów na Igrzyska Olimpijskich w Tokio... O szansach medalowych w Tokio, świetnej formie, początkach kariery, treningu mentalnym, a także o tym jakie są Aniołki Matusińskiego rozmawiamy z Natalią w kolejnej odsłonie cyklu LOT do TOkio. 

Bartosz Burzyński (Sport Marketing): Pod koniec czerwca zostałaś mistrzynią Polki, a żeby tego było mało pobiłaś swój rekord życiowy o 0,31 sekundy. Jesteś tym zaskoczona, czy raczej się tego spodziewałaś?

Natalia Kaczmarek ( specjalizująca się w biegu na 400 metrów): Nie wiem czy się tego spodziewałam, ale na treningach było naprawdę świetnie. Przypuszczałam więc, że pobiegnę dobrze, ale na wygraną raczej się nie nastawiałam, ponieważ Justyna w swoim pierwszym starcie w Chorzowie pobiegła 51.04. Ostatecznie udało mi się jednak nie tylko wygrać, ale także pobić rekord życiowy, co mnie bardzo cieszy.

Wolałabyś pobiec jeszcze szybciej i zająć np. drugie miejsce? Pytam w kontekście, co jest dla ciebie obecnie ważniejsze – czas czy medale?

Nie ukrywam, że pokonywanie własnych barier i bicie rekordów jest dla mnie obecnie najbardziej istotne, ponieważ jestem młodą zawodniczką. Skłamałabym jednak gdybym powiedziała, że nie cieszy mnie złoto Mistrzostw Polski. Uprawia się sport po to by wygrywać.

Gdzie jest twój sufit w tym sezonie?

Trudno powiedzieć, ponieważ na treningach w ostatnim czasie jest naprawdę bardzo dobrze. Czuję, że mogę biegać szybko, a to niezwykle ważne. Obecnie przygotowuję się typowo pod Igrzyska Olimpijskie, by tam pobiec najszybciej w sezonie, ale trzeba pamiętać, iż tam będzie inny klimat, strefa czasowa, a także stres i prestiż zawodów.

Poza tym w Tokio czeka mnie bardzo dużo biegów, ponieważ występ indywidualny to jedno, ale są jeszcze sztafety.

Wspomniałaś po MP, że barierę 52 sekund złamałabyś już w poprzednim sezonie, ale rozpoczęła się pandemia. Jak sobie radziłaś w jej trakcie?

Faktycznie tak powiedziałam, ponieważ przed pandemią czułam się bardzo dobrze. Gdy już jednak wiadomo było, że zaraz sport stanie, trener (Marek Rożej – przyp.red) zdecydował wraz ze mną, iż nie ma sensu budować wielkiej formy. Byliśmy w treningu, żeby zachować rytm, ale nie ponad ten stan.

W trakcie pandemii radziłam sobie bardzo dobrze pod względem psychologicznym. Szczerze mówiąc nie byłam nawet załamana, że Igrzyska Olimpijskie zostały przełożone. Nadal jestem młodą zawodniczką i każdy kolejny rok treningu, zwiększa moje szanse, ponieważ nabieram umiejętności i doświadczenia.

W rozmowach z innymi sportowcami zauważyłem, że sporo w tym właśnie loterii, ponieważ dla jednych dobrze się stało, iż IO zostały przełożone, a dla drugich wręcz przeciwnie.

Jasne, wiele tutaj zależy od indywidualnej sytuacji każdego sportowca, ponieważ dla starszych sportowców każdy rok dalej często ich osłabia. Młodzi mają zupełnie inaczej. Poza tym są jeszcze kontuzje, które komuś mogły się przydarzyć akurat teraz.

Nie chcę również mówić, że wiele na tym przełożeniu wygrałam, ponieważ możliwe, że kompletnie to w moim przypadku nie ma znaczenia. Tak jak mówiłam, rok temu z biegu na bieg się rozkręcałam, co mogło także przynieść dobre rezultaty już na IO. W tym roku faktycznie jednak czuję się zdecydowanie lepiej mentalnie – ten aspekt na pewno jest na plus.

Współpracujesz na stałe z psychologiem?

Współpracuję z profesorem Janem Blecharzem, który jest także psychologiem kadrowym. Sama również pracuję nad swoją psychiką, ponieważ stosuję medytacje. Taki trening mentalny robię właściwie codziennie, ponieważ uważam, że jest tak samo ważny, jak ten czysto sportowy.

Lubisz dzień zawodów, czy jednak odczuwasz wówczas wzmożony stres?

Zmieniło mi się to trochę w ostatnim czasie. Na mityngach na pewno się nie stresuję, ponieważ tam biegam typowo pod czasy. Jeśli chodzi o zawody rangi np. Mistrzostw Polski stres jest większy, gdyż chcę zdobyć medal. Myślę jednak, że w tych ostatnich MP nałożyło się więcej rzeczy, ponieważ chciałam potwierdzić swoją formę przed Tokio. Nie dopuszczałam myśli, że mogę skończyć ten bieg poza podium. Na szczęście wyszło to wszystko idealnie.

Przed biegiem masz jakieś rytuały?

Raczej nie mam żadnego, ale jestem wówczas bardzo wygadana. Lubię sobie porozmawiać, ponieważ nie myślę wtedy o samym biegu i się nie stresuję.

Wszyscy chcą rozmawiać?

Nic z tych rzeczy, ale podchodzę do wszystkich i po prostu sobie gadam. (śmiech).

Nie jest tajemnicą, że tworzysz parę z Konradem Bukowieckim, który także jest lekkoatletą. Rozmawiacie w domu o sporcie, treningach, czy kompletnie się od tego odcinacie?

Oczywiście rozmawiamy w domu o sporcie, ponieważ to większa część naszego życia. Nie da się uniknąć takich tematów przy śniadaniu, czy kolacji. Poza tym dyskutujemy również o diecie, czy odżywianiu. Sportowcem się jest cały czas, a nie tylko kilka godzin na treningu. A my to jeszcze czasami chodzimy razem na treningi, więc poza domem również rozmawiamy o sporcie. (śmiech).

Na obozy również jeździcie razem, ponieważ to by oznaczało, że spędzacie ze sobą całkiem dużo czasu?

Różnie z tym jest, ponieważ w tym roku mamy bardzo mało czasu dla siebie. W tym sezonie razem byliśmy tylko na zgrupowaniach na Teneryfie i Spale. Z kolei rok temu dość często jeździliśmy na te same zgrupowania.

Uważam jednak, że radzimy sobie z tym całkiem dobrze. Wydaje mi się również, że pary sportowców mają łatwiej, ponieważ oboje są przyzwyczajeni do takiego życia. U nas tym bardziej nie ma na co narzekać, gdyż czasami jak mówiłam jedziemy na dwa czy trzy tygodnie na ten sam obóz.

W twoim przypadku każde takie zgrupowanie jest na wagę złota, ponieważ czasu wolnego nie masz dużo, gdyż nadal kontynuujesz studia.

Dokładnie. Obecnie jestem na kierunku „Sport” na magisterce na AWF we Wrocławiu. Wcześniej robiłam licencjat z fizjoterapii na tej samej uczelni. Teraz jest mi łatwiej, ponieważ na licencjacie mieliśmy dużo zajęć praktycznych w szpitalach, a mnie nie było często w domu. Naprawdę bardzo ciężko było mi to odrabiać, ale zacisnęłam zęby i udało się zdobyć dyplom.

Co więcej ten rok już całkowicie był lżejszy, gdyż z powodu pandemii zajęcia mieliśmy zdalnie, co w moim przypadku było bardzo wygodne.

Fizjoterapia przydaje ci się w życiu sportowca?

Na pewno bardziej poznałam swoje ciało. Na studiach miałam również fizjologię, która jest pomocna. Tym samym na treningach jestem w stanie szybciej zidentyfikować ból i zrozumieć, czy może to jakaś kontuzja, czy zwykły zakwas. Nie boję się trenować z lekkim bólem, gdyż wiem, że to nic groźnego. Moja świadomość jest więc większa, ale nie jest też tak, że sama się masuję. (śmiech).

Fizjoterapeuci muszą lubić z tobą pracować, ponieważ przychodzisz z gotową diagnozą. Połowa roboty zrobiona.

Nie do końca, ponieważ faktycznie przychodzę i mówię, że boli mnie konkretnie w jakimś miejscu. Potrafię to dobrze opisać i zlokalizować, ale bez przesady. Zawsze nasi kadrowi masażyści muszą to jeszcze sami sprawdzić.

Gdybyś nie biegała zawodowo, masowałabyś teraz ludzi?

Trudno powiedzieć, ponieważ to bardzo fajny zawód, ale na pewno musiałabym się jeszcze dużo nauczyć. Brakuje mi przede wszystkim praktyki, gdyż faktycznie często mnie nie było i nie mogła złapać rytmu w tym zawodzie.

Cofnijmy się na chwilę i przenieśmy do czasów, gdy byłaś dzieckiem. Skąd się wzięła w ogóle lekkoatletyka i dlaczego biegasz na 400 metrów, a nie na przykład na 100 albo 200 metrów, czy może nie uprawiasz jeszcze innej dyscypliny? 

Z tego co pamiętam w moim domu od zawsze był sport. Starsza siostra na niezłym poziomie biegała na 800 metrów, ale szybko skończyła. Mama skakała wzwyż, tata grał w siatkówkę, brat uprawiał trójskok, a młodsza siostra nadal trenuje i biega profesjonalnie na dystansie 400 metrów przez płotki.

Jeśli chodzi o mnie w gimnazjum chodziłam na przełaje i wygrywałam wszystkie zawody. Następnie poszłam do liceum do Gorzowa, wuefista zgłosił mnie na przełaje. Pytałam się czy mam jakieś szanse, żeby wygrać, ale wiele osób mówiło mi, że nie bardzo, ponieważ w tych zawodach brały już udział osoby, które wcześniej trenowały. Okazało się jednak, że wygrałam i wówczas od razu podbiegł do mnie trener Tomasz Saska, który mi pogratulował zwycięstwa i zaprosił na treningi. Propozycję przyjęłam i tak już zostało.

W trakcie gimnazjum, czy na początku liceum, gdy wygrywałaś przełaje, nie biegałaś nawet rekreacyjnie?

Robiłam mnóstwo rzeczy, ponieważ rodzice chcieli byśmy uprawiali jakiś sport. Tym samym grałam w tenisa, jeździłam na basen, czy grałam w siatkówkę. Wszystkiego po trochu, ale to nie były treningi. Dzięki temu chyba miałam kondycję, by wygrywać przełaje na tym poziomie.

Profesjonalne treningi zaczęłaś w wieku 16 lat. Dość późno?

Trochę tak, ale w lekkoatletyce nie trzeba szybko zaczynać treningów, jak na przykład w tenisie, czy gimnastyce. Oczywiście miałam kilka złych nawyków, co na początku sprawiało mi problemy, ale udało mi się nadrobić zaległości.

Zaczęłaś profesjonalne treningi w wieku 16 lat, gdy trafiłaś do liceum do większego miasta. Pokusy takie jak imprezy nie kusiły?

Szczerze mówiąc właśnie z tego powodu, że zaczęłam późno treningi, nie miałam taryfy ulgowej. Inni trenowali cztery razy w tygodniu, a ja sześć razy. Odbywałam zarówno zajęcia z siłowni, jak i biegania. Byłam mocno zmotywowana, ale nie ukrywam, że czasami zdarzyło mi się uciec z treningu. Inna sprawa, że ja wtedy bieganie traktowałam jak dobrą zabawę, a nie przyszły zawód.

Kiedy poczułaś, że to może być coś więcej niż zabawa?

Wydaje mi się, że dopiero jak poszłam na studia. Jasne, w liceum traktowałam to dość poważnie, ale jak mówię nie wiązałam z tym przyszłości. Na studiach zmieniłam jednak trenera na Marka Rożeja i poszłam do starszej i bardziej profesjonalnej grupy. Zobaczyłam tam, że sobie radzę i zrozumiałam, iż to już nie tylko dobra zabawa, ale po prostu praca.

Wracamy do teraźniejszości. Jak przebiegną twoje ostatnie przygotowania do IO?

Mam zaplanowany obóz w Karpaczu. Z tego obozu dwa razy będę zjeżdżała na starty. Pierwszy raz 6 lipca na mityng na Węgry, a następnie na Diamentową Ligę w Gateshead.

Rozmowa była przeprowadzona 1 lipca. Natalia Kaczmarek 6 lipca na mityngu rangi Continental Tour Gold w Szekesfehervar zajęła piąte miejsce z czasem 51.48 sekundy.

Kiedy wylatujesz do Tokio?

Prawdopodobnie 17 lipca.

Ważniejszy jest dla ciebie start indywidualny, czy w sztafetach, ponieważ jesteś w obu kadrach – mieszanej i kobiecej? I czy to w ogóle możliwe, żebyś biegała w trzech konkurencjach?

Jeśli trenerzy zdecydują, że mam pobiec w obu sztafetach, tak się stanie. Oczywiście wolałabym ominąć eliminacje w sztafetach, ale to nie zależy ode mnie. Tak samo jeszcze nie jest mówione, że trener postawi na mnie w obu sztafetach. Być może będą ode mnie dwie mocniejsze dziewczyny i wówczas one wystąpią.

Sama chcę jednak być przygotowana na maksimum możliwości, żeby trenerzy mogli na mnie polegać. W biegu indywidualnym chce wywalczyć jak najlepsze miejsce, ale najbardziej zależy mi oczywiście na pobiciu rekordu życiowego, bo to będzie oznaczało, że dobrze wykonałam pracę. Nie jest jednak tajemnicą, że to w sztafecie mamy największe szanse na medal, dlatego w Tokio to bez wątpienia jest moim głównym celem.

Pomijając cele i Tokio. Wolisz biegać sama, czy w sztafecie?

Na pewno w sztafecie biega się fajnie, ponieważ są duże emocje. Sztafeta dużo bardziej mnie jedna stresuje, niż biegi indywidualne, ponieważ nie wykonuję pracy tylko na swoje konto. Wolę jak wszystko zależy typowo ode mnie.

Wiesz już na jakiej zmianie pobiegniesz, macie już z trenerem Aleksandrem Matusińskim ustaloną taktykę na IO?

Nie tylko my nie wiemy, ale wydaje mi się, że sam trener może jeszcze nie wiedzieć. Ba, może trener nie wie jeszcze kto pobiegnie w sztafecie, ponieważ do startu mamy jeszcze miesiąc. Iga przykładowo zaczęła późno trenować i może się okazać zaraz, że dojdzie do świetnej formy i będzie z nas najlepsza. Obecnie jesteśmy na takim etapie przygotowań, że wiele może się jeszcze wydarzyć.

A jakie wy jesteście, bardziej ogień i woda, czy z charakteru jesteście podobne do siebie?

Wszystkie jesteśmy inne, ponieważ Justyna jest bardzo spokojna. Gosia nas rozśmiesza i robi atmosferę. Kornelia z kolei jeszcze młoda, ale świetnie dostosowuje się do grupy. Zawsze potrafi mnie rozbawić. Jesteśmy inne, ale naprawdę świetnie się dogadujemy. Każda wnosi coś innego.

A co wnosi Natalia Kaczmarek?

Gadulstwo przed startami i na treningach. (śmiech).

Podsumujmy. Cele na Igrzyska Olimpijskie w Tokio?

Pobicie rekordu życiowego w biegu indywidualnym i medal w sztafecie.