Wywiady 1 lipca 2021

“Wbiliśmy do głowy kod – złoty medal Igrzysk Olimpijskich w Tokio i nic innego nas nie interesuje”

Polska koszykówka wraca na Igrzyska Olimpijskie po 41 latach przerwy! Mowa o drużynie 3x3, która w drugiej połowie maja w Grazu wywalczyła bilety do Tokio. Polacy w składzie Szymon Rduch, Przemysław Zamojski, Michael Hicks i Paweł Pawłowski w Austrii nie tylko jednak wywalczyli kwalifikację na IO, ale skradli serca wielu polskich kibiców. Determinacja, wola walki i przede wszystkim ogromne umiejętności pokazują, że nasi rodacy pojadą Tokio walczyć o medale. Paweł Pawłowski w rozmowie z nami nie tylko to potwierdza, ale mówi wprost, że lecą do Japonii po złoty medal. Zapraszamy do lektury kolejnego wywiadu z cyklu LOT do TOkio, którego partnerem jest Totalizator Sportowy. 

Bartosz Burzyński (Sport Marketing): Czy jeszcze jakiś czas temu spodziewałeś się, że będziesz miał na koncie brązowy medal Mistrzostw Świata, a także perspektywę wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie do Tokio?

Paweł Pawłowski (koszykarz): Zdecydowanie tak, wierzyliśmy w nasz sukces zarówno na Mistrzostwach Świata, jak i w walce o bilet do Tokio. Nie jest tak, że zerwaliśmy się z choinki w ostatnim czasie, ponieważ od dłuższego czasu byliśmy w światowej czołówce, co potwierdziły zarówno MŚ, jak i turniej w Austrii.

Koszykówka 3×3 zadebiutuje na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Pamiętasz może dzień, w którym zostało to oficjalne ogłoszone?

Konkretnego dnia nie pamiętam, ale sporo było przesłanek wcześniej, że to się wydarzy. Byliśmy na to przygotowani i nie było to żadnym zaskoczeniem. Ten proces trwał przez długi czas, dlatego pewnie tego konkretnego dnia nie pamiętam.

Turniej w Austrii i wywalczenie kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie, to dla ciebie najpiękniejsze sportowe przeżycie?

Do tej pory zdecydowanie tak, ponieważ pojechanie na Igrzyska Olimpijskie jest celem większości sportowców. Jeśli chodzi o mnie to spełnienie planów i ambicji. Uważam, że po to trenowałem i poświęciłem całe życie koszykówce, by właśnie na takim turnieju zagrać. Cieszę się niezmiernie, że będą reprezentował nasz kraj na Igrzyskach Olimpijskich.

Sam turniej w Austrii nie zaczął się dla was najlepiej, ponieważ już w drugim meczu polegliście w starciu z Mongolią, która później nie dotarła nawet do ćwierćfinału. Czy wdarło się wówczas u was jakieś zwątpienie, czy jednak wiedzieliście, że zmęczenie tutaj miało wpływ na taki przebieg, gdyż oni zaczynali turniej, a wy byliście kilkadziesiąt minut po wyczerpującym starciu z Czechami?

Plan był taki, żeby wyjść z grupy z pierwszego miejsca, a co za tym idzie wygrać wszystkie spotkania. Zależało nam na tym, by mieć jak najlepszą drabinkę, ale niestety nie poszło to do końca po naszej myśli.

Wydaje mi się jednak, że zimny prysznic z Mongolią spowodował, że z większą motywacją podeszliśmy do kolejnych meczów. Z perspektywy czasu to mogło być kluczowe w końcowym sukcesie.

Poza tym warto dodać, że Mongolia jest naprawdę solidną drużyną, jeśli chodzi o koszykówkę 3×3, ponieważ w tym kraju praktycznie nie ma odmiany 5×5. Oni jako kraj wszystko postawili na 3×3 i są wyżej w rankingu światowym, niż my. Braliśmy więc pod uwagę, że to będzie ciężki mecz. Nie zaskoczyli nas szczególnie swoim poziomem, ale my zagraliśmy trochę poniżej naszego. Tak jak jednak mówiłem ten mecz – pomimo faktu, że przegrany – bardzo nam pomógł, gdyż przeanalizowaliśmy go sobie dobrze i wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski, co zaprocentowało w kolejnych spotkaniach.

Czyli zmęczenie nie miało tutaj dużego wpływu?

Jakiś miało, ale nie chciałbym na to zrzucać tamtej porażki. Prawdą jednak jest, że mieliśmy krótszą przerwę między meczami i nie zdążyliśmy się zregenerować odpowiednio. Sam miałem problem z plecami, a nasz fizjoterapeuta nie miał nawet czasu, by mi pomóc. Musieliśmy działać doraźnie.

Co gorsze po pierwszym meczu nie mogliśmy zostać na boisku, gdyż zgodnie z obostrzeniami FIBA musieliśmy wrócić do hotelu na 10 minut, a co za tym idzie nie mogliśmy odpocząć w namiocie przy boisku. Zamiast tego maszerowaliśmy do hotelu przez 15 minut. No a potem droga powrotna to kolejny kwadrans spaceru. Z kolei przed turniejem nie mieliśmy możliwości trenowania, ponieważ padał deszcz, a kort treningowy nie był zadaszony. No nie były to sprzyjające warunki, ale już mniejsza z tym, bo naprawdę nie chcę na to zrzucać winy za porażkę. Po prostu Mongolia zagrała na dobrym poziomie i nas pokonała.

Z Brazylią wygraliście po zaciętej walce. Oglądałem cały turniej i ten mecz wydawał mi się dla was najtrudniejszy. Co o tym sądzisz?

Powiem szczerze, że wyszliśmy na ten mecz bardzo zmotywowani. Może nawet za mocno, ponieważ brakowało czasami luzu w tym meczu. Skuteczność z obwodu nie była taka jak powinna.

Byliśmy do tego meczu jednak świetnie przygotowani. Wiedzieliśmy, że oni nie będą groźni z dystansu, dlatego daliśmy im więcej miejsca do rzutów. Zamknęliśmy również ich penetrację, stąd niski wynik. Tak więc z punktu technicznego, zgadzam się z tobą w stu procentach. Rywal był trudny, a my pomimo tego realizowaliśmy swoje założenia taktyczne. Było to z całą pewnością jedno z lepszych spotkań w naszym wykonaniu na tym turnieju.

Mecz grupowy z Turcją był już bez większej historii, ponieważ zdominowaliście go od początku, dlatego od razu zapytam o wspomnienia i analizę meczu ćwierćfinałowego ze Słowenią?

Mecz z Turcją był fajny, ponieważ wreszcie złapaliśmy luz. Zaczęliśmy bawić się koszykówką, sporo nam wychodziło. Myślę, że dzięki temu dobrze zagraliśmy w ćwierćfinale ze Słowenią. Ułatwiło nam zadanie również to, że przed tym ćwierćfinałem mieliśmy czas i możliwości treningu.

Co prawda to spotkanie nie zaczęło się dla nas najlepiej, ale wraz z biegiem czasu graliśmy coraz lepiej i wydaje mi się, że mimo wszystko byliśmy od nich sporo lepsi w ofensywie.

Półfinał z Łotwą był bardzo morderczy, ale z twojej perspektywy bardzo udany. Zdobyłeś sześć punktów – w tym dwa kluczowe, gdy dobiłeś rzut Michaela Hicksa na 20:18. Śni ci się ta akcja do dziś, czy może nawet jej nie pamiętasz, bo widać było, że pod koniec byłeś bardzo zmęczony?

Wiesz co, miałem przed meczem myśli, że skończę ten mecz dwójką, ale ten plan muszę najwyraźniej odłożyć do finału Igrzysk Olimpijskich (śmiech). Punkt o którym mówisz pamiętam doskonale, ale jakoś mi się nie śni, ani specjalnie go nie wspominam. Serio wierzę, że niebawem zdobędę ważniejsze, które wspominał już będę do końca życia.

Przed meczem półfinałowym z Łotwą na rozgrzewce miałem jeszcze śmieszną sytuację. W trakcie wykonywania ćwiczeń gołąbek załatwił się na moją prawą rękę. Wówczas powiedziałem do chłopaków, że jak już są takie sygnały, musimy ten mecz wygrać.

Mieliście świadomość, że w Polsce przed półfinałowym meczem z Łotwą było spore zainteresowanie waszą drużyną?

Czuliśmy, że pewnie trochę się dzieje w kraju, ale celowo chcieliśmy odłączyć się od mediów, żeby nie zaprzątać sobie tym głowy. Skupiliśmy się na taktyce przed każdym meczem, dlatego nie chcieliśmy się rozpraszać. Tym bardziej że przed meczem z Łotwą niczego jeszcze nie mogliśmy być pewni.

Odczuwałeś większą popularność po powrocie do kraju?

Na pewno jesteśmy zdecydowanie bardziej rozpoznawalni, co nie ukrywam, że bardzo nam pomaga w różnych kwestiach. Myślę jednak, że dobrze dla całej koszykówki w Polsce, iż jedziemy na Igrzyska i nasza dyscyplina w kraju stała się bardziej popularna.

Mam nadzieję, że nasz dobry występ w Tokio sprawi, że basket choć w jakimś procencie wróci do swoich lat świetności w Polsce, jakie miał w latach 90. Bardzo zależy nam na tym, by koszykówka 3×3 stała się popularna, ponieważ to świetny sport. Sami bardzo go kochamy i poświęciliśmy mu kawał życia, co było zresztą widać po meczu z Łotwą, gdy puściły emocje.

Pamiętam końcówkę lat 90., gdy jeszcze wtedy koszykówka 2×2 czy 3×3 była bardzo popularna na betonowych boiskach osiedlowych Młodzież grała w nią tak samo często, jak w piłkę nożną. W tamtym czasie złapałeś bakcyla do 3×3 czy jednak nieco później gdzieś na hali na profesjonalnym treningu?

Zdecydowanie wtedy na podwórku. Słynne „Hej, hej tu NBA”, era Michaela Jordana, nieprzespane noce, ponieważ musiałem obejrzeć finał Lakersów. Co tutaj dużo mówić… Nie raz w szkole przysypiałem na pierwszych lekcjach po zarwanych nockach. W Polsce także mieliśmy fajnych idoli, ponieważ byli Adam Wójcik, Maciej Zieliński. Wychodziło się po szkole na podwórko i człowiek chciał być jak ikony polskiego, czy amerykańskiego basketu.

Mimo wszystko nie wydaje mi się jednak, by wówczas więcej dzieciaków grało w kosza, niż piłkę nożną. Na pewno jednak grało mnóstwo, bo wszystkie boiska niemal zawsze były zajęte. Czasami czekaliśmy na boisku godzinę albo dwie, żeby pograć.

Wydaje mi się, że były miasta, gdzie jednak przeważała koszykówka. Włocławek z końcówki lat 90. kojarzy mi się głównie z dzieciakami grającymi głównie w koszykówkę.

A to na pewno było kilka takich miast, gdzie koszykówka wiodła prym w latach 90. I z całą pewnością Włocławek był jednym z tych wyjątkowych miast.

Wracając do turnieju eliminacyjnego do IO. Żałujesz, że te rozgrywki nie przewidywały finału, czy zmęczenie był tak duże, że nawet nie mieliście ochoty grać z Holandią?

Dla nas to było zrozumiałe, że nie było finału. Obie drużyny miały już bilety do Tokio i pewnie nikt nie byłby w pełni skoncentrowany na meczu. Przy tamtym zmęczeniu mogło to doprowadzić do kontuzji.

Graliśmy kiedyś taki mecz finałowy o nic na Łotwie w eliminacjach do Mistrzostw Europy i nie miało to najmniejszego sensu. Tutaj byłoby zapewne podobnie.

Jak graliście z Łotwą półfinał mieliście w głowie, że nawet jak przegracie, będzie druga szansa w spotkaniu o trzecie miejsce, które także dawało awans na IO?

Kompletnie o tym nie myśleliśmy. Nawet przyjeżdżając na ten turniej mieliśmy w głowie, że to nasza jedyna szansa na wywalczenie tego awansu na IO. Przyjechaliśmy tam z zamiarem wygrania wszystkich spotkań i wywalczenia kwalifikacji najszybciej jak to możliwe. Uważam, że takie nastawienie jest niesamowicie ważne. Teraz także wbijamy sobie kod – złoty medal IO i nic innego nas nie interesuje.

Zauważyłem, że coraz większa liczba polskich sportowców otwarcie mówi, że chce zdobyć medal, czy osiągnąć konkretny cel. Coraz mniej asekuranctwa.

Masz rację, również to zauważyłem i uważam takie podejście za słuszne. Po to się trenuje, żeby wygrywać. Coraz bardziej widać u nas amerykańską mentalność. Uważam, że każdy powinien być Michaelem Jordanem w danym momencie, gdyż sportowiec musi mieć we krwi wiarę w zwycięstwo. Zresztą nawet jak nie jest się sportowcem trzeba wierzyć w siebie i to co się robi, ponieważ inaczej nie ma to sensu.

Kilka dni i ogromna liczba spotkań, jak wy sobie radzicie z regeneracją w trakcie takiego turnieju, bo w Tokio wcale nie będzie lżej? Co prawda zagra tam tylko osiem drużyn, ale w fazie grupowej zagracie z każdym.

Akurat w Graz terminarz ułożył się nam całkiem fajnie poza tym meczem z Mongolią, który musieliśmy zagrać zaraz po spotkaniu z Czechami. Dalej graliśmy zawsze dwa mecze i mieliśmy dzień przerwy. Był więc zwykle czas na regenerację, co było dla nas niezwykle korzystne.

Natomiast teraz będziemy przygotowywali się do tego, żeby na Igrzyskach grać na większej intensywności, ponieważ to będą dwa lub trzy mecze dziennie. Tym samym musimy być zdecydowanie lepiej przygotowani, by te obciążenia wytrzymać.

Jak wiadomo gramy siedem spotkań w grupie, z czego pierwszy i drugi zespół wchodzi bezpośrednio do półfinałów. Trzeci gra z szóstym, a czwarty z piątym dwa ćwierćfinały. Nie wyobrażam sobie, byśmy mieli nie rozegrać dziewięciu meczów w pięć dni, co jest naprawdę bardzo obciążające. Mogę jednak obiecać kibicom, że będziemy na tak częste granie przygotowani pod kątem fizycznym.

Z perspektywy kibica ten system jest świetny. Bardzo dobrze będzie się to oglądało, ponieważ mamy sporo meczów na bardzo wysokim poziomie.

W porównaniu z turniejami z serii World Tour, czy nawet Mistrzostwami Świata, mamy nową formułę. Tam występuje zawsze 12 drużyn i odbywają się wcześniej ewentualnie eliminacje. Na MŚ było z kolei 20 drużyn, a tutaj mamy tylko osiem. Tym samym ta formuła na IO przy tak małej liczbie drużyn jest przede wszystkim sprawiedliwa, ponieważ każdy zagra z każdym. Nie będzie żadnej przypadkowości, wygra najlepszy.

Kogo w Tokio obawiasz się najbardziej?

Na pewno nie będzie na tym turnieju słabych drużyn…

Japonia, Chiny?

Teoretycznie tak, ale trzeba pamiętać, że 3×3 jest bardzo nieprzewidywalną dyscypliną, dlatego nikogo bym nie skreślał. Na przykład można wygrać z Serbią, a przegrać z Japonią, gdzie tego doświadczyliśmy na Mistrzostwach Świata w Amsterdamie.

Brzmi banalnie, ale musimy być skoncentrowani na każdego przeciwnika. Jeśli jednak muszę wybrać najsilniejszych rywali na IO, stawiam na Serbię i Łotwę.

Pracujecie już nad treningiem taktycznym, analizą gry tych konkretnych rywali?

Tak naprawdę cały czas od wywalczenia biletów do Tokio pracujemy nad tym, ale szczegółowo nie robiliśmy jeszcze wideo analizy naszych rywali. Nie wiadomo jeszcze bowiem w jakim ustawieniu wystąpi np. Serbia. Na taką pracę przyjdzie jeszcze czas, ale mogę powiedzieć, że my ich wszystkich znamy, ponieważ często się spotykaliśmy w ostatnich latach na różnych turniejach.

Popraw mnie jeśli się mylę, ale prawdą jest, że koszykówka 3×3 jest zdecydowanie mniej taktyczna od 5×5? Na myśli mam tutaj, że nie ma z góry założonych zasad, nie trzeba schodzić na lewą, po prostu jest więcej luzu?

Można tak w pewnym sensie powiedzieć. Oficjalnie nie ma trenera, choć wiadomo, że z nim się przygotowujemy i ustalamy taktykę. W trakcie meczu szkoleniowiec nie może jednak interweniować, więc wtedy wszystko zależy od nas. Sami musimy naprawić błędy, czy dostosować taktykę do sytuacji, która akurat wyniknęła na boisku.

Wiadomo, że jest to bardzo dynamiczna koszykówka, ponieważ mamy tylko 12 sekund na akcję. Często brakuje tego czasu i trzeba podejmować szybkie decyzje. Wpływa to z całą pewnością na to, że ta koszykówka jest dużo szybsza, a tym samym bardziej efektowna.

Poza tym nie ma martwej piłki, odpoczywania w obronie i ataku. Tak jak mówiłeś o moim zmęczeniu w meczu z Łotwą, to często wynika z tego, że ja stawiam dużo zasłon. Czasami przebiegam dużo większy dystans na boisku i gram intensywnie, co powoduje u mnie większe zmęczenie, niż u kolegów. Wiadomo, pod koszem też bronię na największego i najsilniejszego zawodnika, co także wpływa na zmęczenie.

Chyba jest też tak, że czasami ktoś zagra trzy intensywne akcje pod rząd, a koledzy wtedy mają niewiele pracy?

Dokładnie, dlatego zmiany często wynikają z tego, że ktoś jest zdecydowanie bardziej zmęczony, niż pozostała dwójka. Nie jest tak, że musi przejść cała rotacja, żeby ktoś wszedł na boisko.

Jako jeden z nielicznych zarzutów w stosunku do was wymienia się fakt, że macie zbyt przyjacielskie relacje z trenerem, a to może źle wpływać na waszą postawę sportową. Patrząc na ostatnie afery w 5×5, kibice mają się czego obawiać?

Myślę, że wyniki przemawiają same za siebie. Nasza rodzinna atmosfera sprawia, że jesteśmy silniejsi. W tej drużynie każdy pójdzie za drugim w ogień.

Znamy się naprawdę bardzo długo i dzięki temu wiemy czego możemy od siebie oczekiwać, jak sobie pomóc w trudniejszym momencie. Graliśmy już razem jak nie było z tego dużych profitów, nie mieliśmy na przykład pieniędzy na wylot do Chin, czy inne wyjazdy na turnieje. Teraz jest inaczej, ponieważ mamy duże wsparcie ze strony związku, ale tamte gorsze czasy każdy pamięta. Scaliły nas mocno, dlatego o jakichkolwiek kłótniach nie ma mowy. Klimatu jakiego mamy w szatni może pozazdrościć nam wiele drużyn.

Jesteście do siebie podobni z charakteru, czy jednak ogień i woda?

Zdecydowanie jesteśmy mieszanką charakterów. Mike najbardziej z nas wszystkich pokazuje swoją emocjonalność na boisku. Nie wpływało to zawsze dobrze na drużynę, ale już się zmienił, ponieważ rozumie, że musimy pracować na zespół.

Mike przeżywa również każdą akcję na boisku, co widać zresztą w transmisjach. Po prostu kocha ten sport i to okazuje. Z kolei ja i Szymon jesteśmy osobami, które są spokojniejsze na boisku. Nie mówię tutaj oczywiście o agresji boiskowej, tylko generalnie charakterach. Jeśli chodzi o Przemka, to również jest dość emocjonalną osobą. Wydaje mi się jednak, że nasze charaktery doskonale się łączą, ponieważ w ekipie jesteśmy jak rodzina.

Nie brakuje w naszej drużynie śmiechu, humoru, dokuczamy sobie nawzajem, ale każdy ma dystans do tego typu żartów. Oczywiście są granice, których nie wolno przekroczyć i każdy o tym doskonale wie.

Można powiedzieć, że się przyjaźnicie?

Oczywiście, poza boiskiem spędzamy ze sobą więcej czasu, niż na nim. Wszystkie podróże, czas wolny między meczami. Ostatnie dwa miesiące więcej jesteśmy ze sobą, niż z rodzinami. Gdybyśmy nie darzyli się sympatią, to byłaby męka, a my to uwielbiamy.

Wspomniałeś, że jeszcze kilka lat temu trudno było zorganizować pieniądze nawet na bilety lotnicze na turniej, a jak jest dzisiaj? Twoim zdaniem da się wyżyć z koszykówki 3×3, jeśli nie jest się w reprezentacji olimpijskiej?

W tym momencie to niemożliwe, ponieważ nie ma ligi zawodowej. Tak naprawdę trzeba by wskoczyć do rankingu TOP 20 na świecie jako drużyna, żeby dostawać zaproszenia na najwyżej skalsyfikowane turnieje typu Challenger, a następnie walczyć o wyjazdy na World Tour. Wówczas można zarobić naprawdę niezłe pieniądze, ale tutaj mówimy o co najmniej dwóch latach sukcesów, żeby wejść do tego rankingu.

Zarabia się na turniejach?

Głownie tak, ponieważ na tych najlepszych nagrody są przyznawane zwykle dla pięciu najlepszych drużyn. Na zakończenie sezonu jest jeszcze kasa za ranking dla zawodników, czy drużyn TOP 10. Poza tym dochodzą kontrakty sponsorskie.

Jeśli jednak mówimy o poruszaniu się tylko po Polsce, nie ma szans, żeby żyć tylko z koszykówki. Gdyby była liga zawodowa, pewnie byłoby inaczej.

Może liga powstanie po waszym sukcesie w Tokio?

Mam nadzieję, że tak będzie. Chciałbym, żeby koszykówka 3×3 rozwijała się w Polsce jak siatkówka plażowa, która także wskoczyła do Igrzyska Olimpijskich jako nowa dyscyplina.

Może wam pomóc fakt, że koszykówka 3×3 jest bardzo widowiskowym sportem?

Na pewno złoty medal w Tokio wiele by zmienił, ponieważ ludzie zobaczyliby jak ta dyscyplina jest fantastyczna. Dla widza naprawdę jest fajna, ponieważ cały czas się coś dzieje, nie ma nudy. Być może nie jestem obiektywny, ale basket 3×3 jest moim zdaniem dużo bardziej widowiskowy od 5×5.

W koszykówce 3×3 możemy tak naprawdę zagrać wszędzie, ponieważ boisko można postawić w galerii handlowej, cyrku, teatrze, czy na parkingu. Tak naprawdę rozgrywaliśmy turnieje już w wielu tego typu miejscach. I to także sprawia, że ten sport jest oryginalny i ma swój niepowtarzalny klimat.

Jak oceniasz szansę reprezentacji 5×5 w turnieju eliminacyjnym do IO na Litwie?

Całkiem możliwe, że będziemy oglądali zmagania chłopaków na żywo, ponieważ zostaliśmy zaproszeni na turniej na Litwie, który nie będzie typowo federacyjny, a bardziej nazwałbym go taką klubową Ligą Mistrzów. Nie wiem jednak jeszcze, jak pokryje się to z terminarzami.

Oczywiście będę chłopakom kibicował z cały sił, ponieważ to byłoby fantastyczne dla polskiej koszykówki, gdyby pojechali na Igrzyska. Wydaje mi się jednak, że mają trudniejsze zadanie od nas, jeśli chodzi o awans. Tak jak mówiłem koszykówka 5×5 jest bardziej przewidywalna, dlatego jak patrzę na siły zespołów, z którymi będą grali, wiem że będzie bardzo trudno. Nie są faworytami, ale mocno wierzę w niespodziankę. Byłoby pięknie, gdyby się im udało.

Wywiad został przeprowadzony 23 czerwca. Polska kadra koszykówki 5×5 jak na razie pokonała Angolę (83:64 – 29 czerwca) w pierwszym meczu turnieju eliminacyjnego do IO rozgrywanego na Litwie. Kolejny mecz Polacy zagrają w czwartek 1 lipca o 15:30 ze Słowenią.

Kiedy wyjeżdżacie do Tokio?

Jeszcze dokładnie nie znam daty, ale prawdopodobnie 13 lub 17 lipca.

Cel znam – złoty medal na IO. Czego ci jeszcze w takim razie życzyć?

Przede wszystkim zdrowia dla mnie i chłopaków. Jeśli ono będzie, spełnimy marzenia nasze i kibiców. Naprawdę w to wierzę!

Po Igrzyskach Olimpijskich masz jakieś plany co do dalszej kariery?

Chciałbym jeszcze pograć przez kilka lat, jeśli zdrowie i ciało pozwoli. Na razie jest naprawdę dobrze, więc niczego nie wykluczam. Po odwieszeniu butów na kołek zostanę przy koszykówce 3×3, ponieważ kocham ten sport. Być może będę trenerem, gdyż ostatnio zrobiłem papiery. Choć to nie jedyna droga, ponieważ powstaje teraz dużo projektów, więc myślę, że będzie co robić. Na razie skupiam się jednak na graniu i dobrym występie na Igrzyska Olimpijskich.