05.07.2012 22:05

MMA na dobre wkroczyło do mainstream-u

Popularność MMA w Polsce rośnie. Gale KSW oglądają tłumy, a Mamed Khalidov właśnie wziął udział w reklamie Tigera. Może być jeszcze głośniej?

Khalidov podpisał kontrakt z firmą produkującą napoje energetyczne Tiger. Czy to przełom, który oznacza, że zawodnicy z KSW będą mogli zarabiać nie tylko na walkach, ale także reklamach w mediach?
Marcin Kawulski: – Zawodnicy KSW zarabiają na kontraktach sponsorskich już od dawna. Mamed po prostu, jako lider i największa gwiazda naszej federacji, pierwszy podnosi poprzeczkę i udowadnia, że zawodnik MMA może być wyceniany tak samo, jak wielki piłkarz czy aktor. Kontrakt z producentem napojów Tiger jest sygnałem na to, że MMA na dobre wkroczyło do mainstream-u. Przestaje być chwilową modą, a zaczyna być trwałą fascynacją milionów fanów.

Czy pana zdaniem, są inni fighterzy, którzy wkrótce mogą pójść śladem Khalidova i też zacząć zarabiać tak, jak on?
– Jest już wielu, którzy od dawna idą nie tylko po jego śladach, są krok za nim samym. To melodia niedalekiej przyszłości, którą z uśmiechem niebawem zanucą z pewnością Jan Błachowicz i Michał Materla, a zaraz po nich wszystkie nazwiska z głównych kart KSW.

Chce pan przez to powiedzieć, że Błachowicz i Materla też wkrótce otrzymają kontrakty od znanych producentów z segmentu spożywczego?
– Nie wiem, czy akurat spożywka to dziedzina, w której odnajdą się ci zawodnicy. Ale jestem więcej niż pewien, że już niebawem każdy z nich znajdzie silnych komercyjnych sponsorów.

Przejdźmy do samej federacji KSW. Czy trudno jest wam namówić sponsorów do wsparcia waszej idei? Czy przełamywany jest stereotyp, że KSW to bijatyka, a nie sport jak każdy inny?
– Ja mam duży dystans do tego typu określeń. Często cytuję w takich sytuacjach Adama Asnyka, który sugerował zbadać taką okoliczność: „Tacy poeci, jaka jest ich publiczność”. Jeśli 6 milionów ludzi wzrusza się i płacze na bijatykach, a jeszcze inni żyją emocjami związanymi z czymś, czego nie nazywa się sportem, to ja pozdrawiam wszystkie zacne dyscypliny, które niestety nie znalazły widza.

Dotychczas marketingowo KSW „pociągnął” Mariusz Pudzianowski. To on jest główną twarzą KSW. Nie obawiacie się, że kiedyś się on znudzi publice?
– Powyższe zdanie to pańska subiektywna ocena, więc jej nie skomentuję. Było inaczej i teraz jest inaczej. KSW to 10 lat emocji i wzruszeń, to ponad 200 zakontraktowanych pojedynków, to kilkuset zawodników, którzy na ringu pozostawili często o wiele więcej, niż tylko zdrowie. Każdy z tych elementów to wielki krok w rozwoju KSW i całego MMA. Mariusz Pudzianowski był jednym z tych kluczowych.

Jak KSW zdobywa pieniądze na działalność?
– Działamy w tradycyjny sposób, podobnie jak inne federacje, czy agencje sportowe. Pieniądze zdobywam od sponsorów, z biletów, a także licencji i handlu samym Brandem.

Na czym opiera się Wasz handel Brandem?
– Od odzieży przez cały official merchandise, jak również kilka dziedzin usługowych, takich jak obozy treningowe czy KSW security.

Czy zamierzacie wprowadzać kolejnych nowych zawodników? Wyłapaniu takich służą zapewne amatorskie zawody, które organizujecie…
– Od lat jest to w zakresie naszych zainteresowań. Nasz plan rozwoju KSW jest bardziej długofalowy, niż 10 lat.

Więc jak będzie wyglądać federacja powiedzmy za 3-4 lata? Wciąż będziecie zdobywać nowych widzów i fanów z podobną dynamiką?
– Naprawdę dużym sukcesem będzie, jak ich utrzymamy. Wzrost nie może trwać bez końca, a my na ilość fanów nie możemy narzekać.

Udostępnij
Redakcja Sport Marketing

Redakcja Sport Marketing