14.11.2025 09:03

Kontrowersje zbite śmiechem. Nowa twarz Roberta Lewandowskiego

W poniedziałek, 10 listopada rozpoczęło się zgrupowanie reprezentacji Polski. W Warszawie tego dnia stawili się wszyscy zawodnicy powołani przez Jana Urbana z wyjątkiem Roberta Lewandowskiego. Kapitan kadry udał się do Stanów Zjednoczonych, by tam uświetnić obchody Dnia Niepodległości, czym najpierw wzbudził kontrowersje, a potem… zaprezentował duży luz na konferencji prasowej.

Udostępnij
Kontrowersje zbite śmiechem. Nowa twarz Roberta Lewandowskiego

Niespodziewana absencja

„Lewy” jako najlepszy polski piłkarz od dawna ma niepisane prawo do zarządzania swoją sytuacją w nieco inny sposób niż pozostali zawodnicy. Głośno o tym było choćby w czerwcu, kiedy zrezygnował z powołania na wyjazdowy mecz z Finlandią tłumacząc się ciężkim sezonem w Barcelonie i koniecznością odpoczynku.

Nie wytrzymał Michał Probierz, który oficjalnie odebrał napastnikowi opaskę kapitana i rozpętał jedną z największych burz wokół kadry w ostatnich latach. Sprawa szybko przycichła, przede wszystkim za sprawą słabego występu drużyny, a w konsekwencji zmiany na stanowisku selekcjonera.

Po przejęciu kadry przez Jana Urbana wokół zespołu powiało świeże powietrze ukoronowane dobrymi wynikami – między innymi remisem z Holandią i wygraną w rewanżu z Finami. Listopadowe zgrupowanie zaczęło się jednak ponownie dość sensacyjnie.

W „Kanale Sportowym” pojawiła się wiadomość, że Lewandowskiego zabraknie na poniedziałkowym treningu, a sztab kadry zamierza to ukryć zamykając trening dla mediów.

Lewandowscy w Ameryce

Cała sprawa wyszła na jaw chwilę później. Żona „Lewego”, Anna, która wraz z nim udała się do Stanów Zjednoczonych, publikowała materiały zza oceanu dając do zrozumienia, gdzie aktualnie para się znajduje. Szybko wyjaśniło się, że piłkarz ma zostać niejako „mistrzem ceremonii” w podświetleniu Empire State Building na biało-czerwono z okazji 107. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

Sam zawodnik nie krył dumy z faktu, że otrzymał zaproszenie, by w takim charakterze świętować wraz z amerykańską Polonią niepodległość kraju. – Jestem dumny, że mogę tu być. Wiem, że to wyróżnienie dla wszystkich Polaków. Dla mnie osobiście to wielkie przeżycie – podkreślał „Lewy” w rozmowie z mediami zgromadzonymi w Nowym Jorku.

Decyzja piłkarza o przyjęciu zaproszenia i opuszczenia poniedziałkowego treningu kadry wzbudziła liczne komentarze. Niektórzy poddawali w wątpliwość przełożenie tego eventu ponad sprawy sportowe, inni z kolei docenili skalę wydarzenia i nie mieli wątpliwości, że piłkarz postąpił właściwie.

Śmiech i luz

Sam Lewandowski już we wtorek, właśnie w Dzień Niepodległości, pojawił się na konferencji prasowej w towarzystwie selekcjonera Urbana. I pokazał duży luz – nie wyglądał na człowieka, który w jakikolwiek sposób jest zbity z tropu ostatnim wydarzeniami wokół siebie. Ani nie prezentował swojej zwyczajowej, zdystansowanej twarzy.

Rozmowa kapitana reprezentacji Polski z dziennikarzami w żaden sposób nie przypominała osaczenia piłkarza przez przedstawicieli mediów. Wręcz przeciwnie – to gracz Barcelony miał kontrolę nad sytuacją. Pokazywał to nawet w tak prozaicznych sytuacjach jak pytanie o to, czego brakowało kadrze do zwycięstwa w ostatnich meczach z Holandią.

Nie dał się zestresować nawet niewygodnymi pytaniami o opublikowaną w ostatnich dniach biografię autorstwa Sebastiana Staszewskiego – „Lewandowski. Prawdziwy”.

– Moja kariera powoli dobiega końca, ale dopóki gram w piłkę, chcę wyciągnąć maksimum, także pod względem emocjonalnym – przyznał piłkarz, na którym w piątkowy wieczór w dużej mierze spocznie odpowiedzialność za poprowadzenie Polski do wytęsknionego zwycięstwa w dużym meczu z wielkim rywalem.

Przemianę „Lewego” dostrzegają także koledzy z kadry. Bartosz Slisz w rozmowie z Przemysławem Langierem przyznał: – Teraz na pewno Robert jest bardziej otwarty na grupę. Więcej rozmawia.

Sama postawa Lewandowskiego na konferencji prasowej pokazała, że możemy mieć już do czynienia z nieco innym człowiekiem – takim, który mimo napięcia i różnych kontrowersyjnych historii, których przecież przez lata przy jego nazwisku w kadrze też nie mogło zabraknąć, zwyczajnie czuje luz.

Ale który „Lewy” jest prawdziwy? No właśnie – to zawsze będzie można ocenić wyłącznie na dłuższą metę. I niewykluczone, że na finiszu historii „Lewandowski w reprezentacji Polski” będzie nam dane ujrzeć jeszcze całkiem nowe wydanie rekordzisty biało-czerwonej kadry.

Udostępnij
Marcin Długosz

Marcin Długosz