Artykuły 1 stycznia 2023

Najwięksi wygrani i przegrani 2022 roku

autor: Mateusz Mazur
Rok 2022 dobiegł końca. Jedni z nas wspominać go będą lepiej, inni gorzej. Nie inaczej ma się to także w świecie sportu. Dla jednych minione 12 miesięcy były wyjątkowo łaskawe, dla innych niezwykle trudne. Kto w ostatnim czasie zyskał najwięcej, a czyje notowania najbardziej spadły? Zapraszamy do zapoznania się z naszym zestawieniem.

O tym jak dużo może zmienić się w ciągu dwunastu przekonywało się już wiele osób związanych z polskim sportem. Spora część przekonała się o tym także w 2022 roku. Niektórzy na własnej skórze boleśnie odczuli, jak wiele mogą znaczyć i zmieniać słowa. Inni, dzięki swoim wynikom na arenie sportowej rywalizacji oraz postawie poza nią, mogli cieszyć się uznaniem i sympatią ze strony kibiców. Dziś przyjrzymy się temu, kto w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy najwięcej zyskał, a kto najwięcej stracił.

Przegrani 2022 roku

Czesław Michniewicz ma za sobą bardzo trudny rok. Były selekcjoner reprezentacji Polski jeszcze w styczniu 2022 roku mógł cieszyć się zaufaniem Cezarego Kuleszy, który powierzył mu misję “Katar 2022”. Dziennikarze i kibice podchodzili co prawda do tej nominacji z odpowiednim dystansem, jednak wydaje się, że byli gotowi dać nowemu sternikowi szansę. Kredytu zaufania udzielonego mu przez część środowiska, Czesław Michniewicz nie był jednak w stanie nigdy spłacić. W 2023 rok 51-latek wchodzi jako osoba, od której odwrócili się niemal wszyscy. Jest to o tyle uderzające, że mówimy tutaj o szkoleniowcu, pod wodzą którego reprezentacja Polski, po raz pierwszy od 36 lat, awansowała do fazy pucharowej mistrzostw świata. Dobitnie pokazuje to, jak wiele złych rzeczy wydarzyło się już poza boiskiem.

Dziś widać już jak na dłoni, że nominacja Czesława Michniewicza na tak eksponowane stanowisko jak selekcjoner reprezentacji Polski, była błędem. Na to wyzwanie Michniewicz był mniej lub bardziej gotowy pod względem trenerskiego zaplecza, jednak na pewno nie był przygotowany jako człowiek, który objąć ma jedno z najważniejszych publicznych stanowisk w naszym kraju. Nerwy, utarczki z dziennikarzami, obracanie każdego mniejszego czy większego sukcesu reprezentacji w prywatny triumf nad krytykami. To wszystko było zaledwie preludium. Paradoksalnie bowiem, największą krzywdę wizerunkowi Michniewicza, wyrządziły mistrzostwa świata, na których odnotował historyczny sukces. “Afera premiowa”, całkowita utrata autorytetu w oczach piłkarzy oraz resztek jakiegokolwiek zaufania ze strony dziennikarzy i opinii publicznej stanowią smutne zwieńczenie przygody Czesława Michniewicza na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski.

Cezary Kulesza ma za sobą pierwszy pełny rok pracy na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wydaje się, że jest to odpowiedni moment, by dokonać pierwszej oceny poczynań następcy Zbigniewa Bońka. Wszak Kulesza miał już nawet możliwość zatrudnić selekcjonera reprezentacji Polski oraz się z nim rozstać. Chrzest bojowy nowego prezesa PZPN okazał się jednak spektakularną klęską. Porażka wizerunkowa Czesława Michniewicza jest bowiem również porażką wizerunkową Cezarego Kuleszy, który po, jak się wydaje, wnikliwej i długotrwałej analizie, zdecydował się wybrać 51-letniego szkoleniowca na stołek selekcjonera reprezentacji Polski. Niezbyt trafna nominacja na stanowisko sternika biało-czerwonej kadry to jednak nie jedyny grzech Cezarego Kuleszy.

Minione 12 miesięcy wykreowały bowiem wizerunek niepewnego, niezdecydowanego prezesa PZPN, który woli trzymać się tego, co dobrze zna. Wybór nowego selekcjonera w styczniu 2022 roku przeciągał się w nieskończoność. Słynne komunikaty dotyczące tego, że Polski Związek Piłki Nożnej nie ma nic nowego do powiedzenia budziły śmieszność. Niepewność co do zapisów w kontrakcie Czesława Michniewicza kazała natomiast kwestionować kompetencje osoby zarządzającej polską federacją, podobnie jak pogłoski, że następca Michniewicza powinien porozumiewać się w języku zrozumiałym dla władz PZPN. Krytyka wymierzona w Cezarego Kuleszę nie jest może tak powszechna jak w przypadku byłego selekcjonera. W zaledwie rok prezes polskiej federacji, z człowieka, który “puścił Sousę z torbami” i pogonił Portugalczyka na własnych warunkach, stał się osobą, której kwalifikacje do pełnienia tego stanowiska, zaczęły budzić wątpliwości.

Adam Małysz to z pewnością osoba, której nie można nazwać największym przegranym tego roku. Mowa bowiem o człowieku, który nieco ponad pół roku temu został nowym prezesem Polskiego Związku Narciarskiemu. Póki co wydaje się jednak, że ta nominacja może przynieść wizerunkowi Małysza znacznie więcej szkody niż pożytku. Gdy przeszło dekadę temu “Orzeł z Wisły” kończył karierę zawodowego skoczka, Polak znajdował się na ustach niemal całego kraju, a przy tym wszystkim darzony był przez wszystkich ogromną sympatią. Wydawało się, że nieskazitelna od tylu lat opinia na temat człowieka mianowanego przez Włodzimierza Szaranowicza “idolem kryzysowym”, nie ucierpi nigdy. W ostatnich latach były skoczek zaczął jednak stopniowo nadwyrężać zaufanie, którym darzy go niemal cały kraj.

Wszystko zaczęło się w momencie, w którym Adam Małysz zdecydował się na dobre wrócić do polskich skoków. Już wówczas do mediów zaczęły przebijać się pierwsze nie do końca przemyślane wypowiedzi. Już wtedy dało się także przewidzieć, że droga, na której znalazł się Małysz, wiedzie prosto na fotel prezesa PZN. Tym bardziej niepokojący był konflikt w polskiej kadrze skoków, który wybuchł w pierwszej połowie 2022 roku. “Orzeł z Wisły” boleśnie przekonał się, że nie jest już jedynym i niezaprzeczalnym autorytetem w polskich skokach. Dla młodszego pokolenia równie, a może nawet nieco bardziej istotne, są słowa skoczków, którzy swoje sukcesy odnosili w ostatnich latach. W takiej oto atmosferze wzajemnej wrogości Małysz objął najważniejsze stanowisko w polskim narciarstwie. Niestety mamy spore obawy o to, że w kolejnych miesiącach wizerunek byłego skoczka może cierpieć coraz bardziej. Nawet w ostatnich tygodniach Małysz budził bowiem kontrowersje zabierając głos na temat kobiecych skoków. Buńczuczne stwierdzenia, że “kończyć karierę może ten, kto ją miał”, z pewnością nie przysparzają nowemu prezesowi PZN sympatyków.

Mirosław Skrzypczyński to kolejny dowód na to, że miniony rok nie był najlepszym dla prezesów związków sportowych. O ile jednak w przypadku Małysza i Kuleszy chodzi o niezbyt fortunne wypowiedzi czy nietrafne decyzje, o tyle zarzuty wobec byłego już prezesa Polskiego Związku Tenisowego, są zdecydowanie bardziej poważne. Artykuł Janusza Schwertnera i Jacka Harłukowicza odbił się szerokim echem w całym kraju i stwierdzenie, że wzbudził ogromne kontrowersje byłoby sporym niedopowiedzeniem. Przypomnijmy bowiem, że chodzi o zarzuty stosowania przemocy psychicznej fizycznej i seksualnej wobec swoich podopiecznych. Sprawa wstrząsnęła całym środowiskiem tenisowym i zatrzęsła w posadach nie tylko wizerunkiem Skrzypczyńskiego, ale również całego związku.

W 2017 roku były prezes PZT określany był mianem człowieka, który miał obalić stary, zardzewiały system. Pięć lat później Mirosław Skrzypczyński opuszcza jednak swoje stanowisko jako persona non grata. Rząd zapowiedział bowiem wstrzymanie dotacji Polskiego Związku Tenisowego, dopóki na czele organizacji stoi Skrzypczyński. Działacz toczy cały czas walkę o swoje dobre imię, twierdząc między innymi, że wszelkie przedstawione przez dziennikarzy Onetu informacje są nieprawdziwe, przypominając przy tym o swoich zasługach dla polskiego tenisa. Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że Skrzypczyński stracił w 2022 roku niezwykle dużo i to nie tylko pod względem wizerunkowym.

Wygrani 2022 roku

Robert Karaś wdarł się w sierpniu tego roku do świadomości szerokiego grona kibiców. Polak pewnym krokiem zmierzał po triumf w Swiss Ultra Triathlon i znalazł się na ustach całego kraju. Skala zainteresowania wyczynem polskiego triathlonisty była ogromna. Jest to tym bardziej imponujące, że chyba nikt nie spodziewał się, iż polskim bohaterem lata stanie się przedstawiciel dyscypliny, której transmisji próżno szukać w ramówkach polskich stacji telewizyjnych. Tak gwałtowny wzrost popularności sportowca jest czymś bardzo nietypowym i z pewnością Robert Karaś jest jednym z większych wygranych ostatnich dwunastu miesięcy.

Dziś nazwisko Roberta Karasia jest już w naszym kraju dobrze znane, o co umiejętnie zadbał sam sportowiec. Mimo, że Polakowi nie udało się ukończyć całej trasy Swiss Ultra Triathlon, jego wyczyn wzbudził powszechne uznanie. —  To było jak uderzenie młotkiem w głowę. Ludzie po prostu nie potrafili sobie wyobrazić, że w ramach jednej rywalizacji można płynąć 38 km, potem jechać 1800 km rowerem, a potem jeszcze przebiec 10 maratonów. Te liczby powaliły ale i zafascynowały – oceniał w sierpniu na naszych łamach ekspert z zakresu marketingu i konsultingu sportowego, Grzegorz Kita.

Szymon Marciniak to przede wszystkim bohater kilku ostatnich tygodni, ale polski arbiter generalnie ma za sobą bardzo udany rok. Jeszcze niedawno 41-latek borykał się z poważnymi problemami zdrowotnymi i jego dobrze rozwijająca się kariera sędziowska stanęła na jakiś czas w miejscu. Marciniak się jednak nie poddał i po przebyciu rehabilitacji powrócił do sędziowania na najwyższym poziomie. Pod koniec kwietnia poprowadził półfinał Ligi Mistrzów, a w grudniu zwieńczył, niezwykle udany dla siebie rok, finałem mistrzostw świata. Desygnowanie polskiego arbitra do poprowadzenia tak istotnego spotkania jest z pewnością wielkim wyróżnieniem, jednak Marciniak nie zamierzał osiadać na laurach. W finałowym spotkaniu wzorowo wywiązał się ze swoich obowiązków, dzięki czemu znalazł się na ustach, nie tylko całej Polski, ale również sporej części piłkarskiego świata.

41-letni sędzia zyskał w tym roku, a zwłaszcza w ostatnich jego miesiącach, naprawdę wiele. Dziś nikt nie może już kwestionować jego klasy, a respekt może budzić również sposób zarządzania przez Szymona Marciniaka najważniejszymi meczami. Polski arbiter powszechnie postrzegany jest już jako niezwykle pewny swoich decyzji i zdecydowany sędzia. O tym, jak ważnym wydarzeniem był finał mistrzostw świata sędziowany przez Polaka świadczy także liczba dziennikarzy, która oczekiwała na powrót Marciniaka do kraju. 41-latek został przez nich wręcz oblężony, ale udowodnił wówczas, że także poza murawą jest człowiekiem pewnym siebie, który nie ugina się pod presją.

Wojciech Szczęsny przeżywał w trakcie swojej reprezentacyjnej kariery wzloty i upadki. Polski golkiper ma na koncie niezwykle udane spotkania, w których przeciwnicy nie potrafili znaleźć na niego sposobu. Szczęsny to jednak także największy pechowiec, jeśli chodzi o wielkie imprezy. Czerwone kartki, błędy i kontuzje. Mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy polski bramkarz rzadko kończył w dobrym nastroju. W dobrych nastrojach nie byli najczęściej również kibice, którzy niejednokrotnie wytykali Szczęsnemu, że w kluczowych momentach zawodzi. Wszystko zmieniły jednak mistrzostwa świata w Katarze.

Szczęsny wydaje się być jedynym polskim piłkarzem, którego występy oceniane były jednoznacznie pozytywnie. Polak miał swoje wielkie momenty, jak chociażby rzut karny obroniony w meczu z Arabią Saudyjską czy obrona jedenastki wykonywanej przez Leo Messiego. Polski golkiper wybijał się nie tylko na tle piłkarzy reprezentacji Polski, ale również pośród wszystkich bramkarzy na turnieju. Dziś w klasę Wojciecha Szczęsnego oraz to, ile 32-latek dawał i wciąż daje reprezentacji Polski, nikt już nie wątpi. Jeśli w obliczu wydarzeń sprzed kilku tygodni można powiedzieć, że nasza kadra miała w kadrze swojego bohatera, to bez wątpienia był nim Szczęsny.

Mateusz Ponitka we wrześniu tego roku poprowadził koszykarską reprezentacją Polski do historycznego sukcesu – czwartego miejsca na mistrzostwach Europy. Na uznanie zasługują oczywiście wszyscy zawodnicy, którzy przyczynili się do tego sensacyjnego wyczynu, jednak w większości spotkań to właśnie Ponitka grał pierwsze skrzypce. 29-latek zdołał sprawić, że przez kilka wrześniowych dni serce polskich kibiców ponownie skradła koszykówka. O naszej koszykarskiej kadrze, Mateuszu Ponitce i przyszłości basketu w Polsce mówiło się bardzo długo. Jest to tym bardziej imponujące, że koszykówka stała się w ostatnich latach w naszym kraju sportem drugiej kategorii.

Wyczyny Ponitki na wrześniowych mistrzostwach Europy nie umknęły także uwadze silnych europejskich klubów. Pojawiły się nawet doniesienia sugerujące, że Polak miałby szansę na angaż do NBA. Ostatecznie skończyło się na greckim Panathinaikosie, co i tak jest ogromnym sportowym awansem dla Mateusza Ponitki. Sukces ten znaczy o tyle dużo, że zyskali na nim nie tylko nasi koszykarze, ale także cała dyscyplina.

***

To były bardzo emocjonujące miesiące dla polskiego sportu. Bohaterów kreowały między innymi mistrzostwa świata w piłce nożnej czy mistrzostwa Europy w koszykówce. Niestety na oczekiwaniach i zainteresowaniu jakim cieszyły się duże imprezy nie każdy wyszedł dobrze. 2023 rok co prawda nie przyniesie nam żadnego wielkiego turnieju w piłce nożnej, a na koszykarskich mistrzostwach świata zabraknie biało-czerwonych. Przykład Roberta Karasia każe nam jednak sądzić, że najbliższe 12 miesięcy również wykreuje swoich bohaterów. Zapewne nie zabraknie przy tym również związanych ze sportem osób, którzy 2023 roku nie będą wspominać najlepiej.