Aktualności 3 maja 2024

Rewolucja w FC Porto. Andre Villas Boas za sterami klubu

FC Porto nie tak dawno rywalizowało w fazie pucharowej Ligi Mistrzów z Arsenalem, a rewanż w Londynie miał dramatyczny przebieg. Pytanie, czy każdy zdaje sobie sprawę, że tym klubem do niedawna rządził ponad osiemdziesięcioletni nestor portugalskiej piłki? Tak można bowiem określić Pinto da Costa, skoro nie oddał władzy przez ponad 40 lat. Ale w końcu nastąpiła zmiana warty. Rozmawiamy o tym z Anną Olchówką, która świetnie orientuje się w portugalskich realiach.

Bartłomiej Najtkowski, SportMarketing.pl: Dobiegła końca hegemonia Pinto da Costy w FC Porto. Rządził 15 kadencji. Jak do tego doszło? Czym przekonał osoby wybierające prezesa w klubie? To przecież ponad 40 lat. Dlaczego teraz przegrał z kretesem?

Anna Olchówka: – Jorge Nuno Pinto da Costa zaczynał jako kibic FC Porto – w wieku ośmiu lat poszedł na swój pierwszy mecz Smoków i można powiedzieć, że „tak już zostało”. Co ciekawe, piłka nożna nie była jedyną dyscypliną, którą się interesował: FC Porto to nie tylko futbol, a kilkanaście prężnie działających sekcji sportowych. I tak Pinto da Costa w drodze na klubowy szczyt przeszedł drogę od sócio poprzez członka komisji administracyjnej sekcji hokeju na wrotkach, jej kierownika, kierownika sekcji boksu, aż w 1969 znalazł się na listach wyborczych Afonsa Pinto de Magalhãesa jako kandydat na kierownika sekcji amatorskich. Pinto de Magalhães wygrał, a Pinto da Costa po raz pierwszy znalazł się na oficjalnym stanowisku w klubie. Był to prolog do całej późniejszej kariery, która dopiero miała się rozwinąć.

I rzeczywiście się rozwinęła…

– W 1976, po kilku latach przerwy od pracy na rzecz FC Porto, Pinto da Costa wrócił do ukochanego klubu jako dyrektor sportowy sekcji piłkarskiej. Przyczyną miały być rozmowy ze znajomymi z Boavisty, lokalnego przeciwnika Smoków, którzy wytykali fatalną sytuację futbolowego FC Porto (prawie 20 lat bez tytułu mistrza kraju), jak i fakt, że piłkarz Albertino, będący już po słowie z klubem, w ostatniej chwili podpisał jednak kontrakt z… Boavistą.

Co wtedy wymyślił przyszły prezes?

– Pinto da Costa zgłosił się do ówczesnego prezesa Biało-Niebieskich, Américo de Sá, z gotowością startu z jego listy oraz z kandydatem na nowego trenera, José Marią Pedroto, który był wtedy szkoleniowcem Boavisty… W sezonie 1977/78  FC Porto wróciło – na chwilę – na piłkarski szczyt. W 1981 grupa sócios namówiła Pinto da Costę, który wówczas po raz kolejny nie pracował dla klubu, do samodzielnego startu w wyborach i kolejnego ratowania FC Porto. I tak też się stało: w 1982 Pinto da Costa został trzydziestym pierwszym prezesem klubu, a reszta to przysłowiowa historia. Przez 42 lata rządów (15 kolejnych mandatów!) FC Porto we wszystkich prowadzonych sekcjach na różnych poziomach, indywidualnie i drużynowo zdobyło ponad 1300 tytułów, co czyni z Portugalczyka najbardziej utytułowanego prezesa sportowego w historii.

Na czym polegał jego fenomen?

– Oczywiście, fenomen Pinto da Costy to nie tylko tytuły. Jak słusznie zauważa w swojej nowej książce Bring Me That Horizon Miguel Lourenço Pereira, dziennikarz sportowy i historyk futbolu, Pinto da Costa wprowadził Porto do gry z największymi – klubami ze stolicy – nie tylko na poziomie sportowym. Zwycięstwa i tytuły wzięły się zarówno ze zmiany mentalności piłkarzy, za co odpowiadał trener José Maria Pedroto, ale i podsycanie antagonizmu Porto-Lizbona, podkreślanie niesprawiedliwej centralizacji krajowego futbolu, nierzadko zastraszanie… Pozaboiskowe gierki psychologiczne. Do tego doszło budowanie klubowej tożsamości, wykorzystanie symbolu Smoka, systematyczne powiększanie starego stadionu Antas, potem budowa nowego Stadionu – a jakże – Smoka, pierwsze w kraju kontrakty sponsorskie na koszulkach… FC Porto stało się marką nie tylko piłkarską, ale również lokalną, nie tylko miasta, ale i całego regionu Norte. I ogromna w tym zasługa Pinto da Costy. Tak miażdżąca przewaga André Villas-Boasa jest więc naprawdę końcem pewnej epoki w portugalskim futbolu.

Czy istnieje coś takiego jak dziedzictwo Pinto da Costy? W XXI wieku, w czasach, które większość czytelników pewnie pamięta, można mówić o epoce Jose Mourinho i sensacyjnym triumfie w Lidze Mistrzów, ale też dobrej polityce transferowej. Wielu piłkarzy tam się rozwijało, a później ich sprzedawano: Otavio za 60 mln, Eder Militao za 60, Luis Diaz za 47, niedawno błyszczący przeciwko Barcelonie Vitinha za 41, dawniej Radamel Falcao za 40 plus 7 mln, Hulk także za 40. Wieloletni prezes firmował swoim nazwiskiem także kilkadziesiąt trofeów…

– Rok temu jeden z dziennikarzy podczas analizy w A Bola TV, wyliczając tytuły zdobyte przez piłkarzy klubów Wielkiej Trójki – Smoki zdobyły ich w ciągu minionych czterdziestu lat więcej niż Sporting i Benfica razem wzięte – posunął się do wydumanego porównania, że „Pinto da Costa to zjawisko, które wywołało w Lizbonie najwięcej rozpaczy od czasu trzęsienia ziemi w 1755”.

Niemniej było to pasmo sukcesów?

– Przez ponad czterdzieści lat rządów Pinto da Costy piłkarskie FC Porto dwadzieścia trzy razy zdobywało tytuł mistrza Portugalii. W 1987 prowadzona przez Artura Jorge drużyna zdobyła Puchar i Superpuchar Europy oraz Puchar Interkontynentalny.  W 1999 klub świętował pentacampeonato, tj. piąte z rzędu zwycięstwo w krajowych rozgrywkach – sukces, którego nikt wcześniej nie osiągnął, nikt też nie zdołał tego do tej pory powtórzyć. W sezonach 2002/03 i 2010/11 klub zdobywał kontynentalne tryplety, tj. mistrzostwo kraju, puchar kraju i europejskie tytuły, a nie można też zapomnieć o triumfie w Lidze Mistrzów w 2004.

Pod jego kuratelą pracowali znani trenerzy.

– To prawda. Do tytułów dochodzą oczywiście wspomniane transfery i to nie tylko zawodników. W Portugalii przejścia José Mourinho i nowego prezesa André Villas-Boasa do Chelsea, kolejno w 2004 i 2011 odbywały się w podobnej atmosferze wyjątkowości: wielkich nazwisk i wielkich pieniędzy.

Teraz można omówić pewien paradoks…

– To może zaskakiwać, ale właśnie polityka transferowa była jednym z czynników, które wpłynęły na porażkę Pinto da Costy. Lata kupowania młodych, obiecujących zawodników w Ameryce Południowej i sprzedawania ich za grube miliony klubom w Europie nie znajdują odzwierciedlenia w finansach FC Porto, które w ciągu ostatniej dekady odnotowało ponad 200 mln euro strat, jednocześnie regularnie zaciągając ogromne długi na pokrycie bieżących kosztów działania. W ostatnich latach klub pozwalał zawodnikom na wygaśnięcie kontraktów i tracił ich bez żadnej rekompensaty – miało to miejsce w przypadku Brahimiego czy Taremiego. Klub naruszył też przepisy UEFA dotyczące finansowego fair play, co poskutkowało zakazami transferowymi i wysokimi karami, w wyniku czego sprzedano ważnych dla drużyny zawodników, np. Otávio, Luisa Díaza. W tym samym czasie członkowie zarządu przyznawali sobie hojne premie, agentom wypłacano ogromne prowizje…

A co z wątkiem… korupcyjnym, on także rezonował w przestrzeni publicznej?

– Niezmiennie od lat krążą plotki o przekupywaniu sędziów, które towarzyszą zaciekłej rywalizacji Porto z Lizboną; zaangażowane w proceder miały być obie strony. Jeszcze w 2007 śledztwo prowadzone w sprawie korupcji w niższych ligach doprowadziło do oskarżenia Pinto da Costy w głośnej aferze Apito Dourado (Złoty Gwizdek). W toku dochodzenia odkryto system korupcyjny obejmujący wszystkie szczeble krajowych rozgrywek. W efekcie prezes Pinto da Costa został zawieszony na kilka lat, Smokom odjęto punkty w tabeli, klub musiał zapłacić karę finansową… FC Porto odwołało się od wyroku i wygrało, ale dla wielu ujawnione w trakcie dochodzenia nagrania były wystarczającym dowodem na to, że w swoich działaniach prezes Pinto da Costa świadomie łamał prawo i popierał to, a także miał to czynić później, chociażby w kwestii klubowej księgowości, o czym wcześniej wspomniałam. Villas-Boas w jednej z wypowiedzi posunął się nawet do stwierdzenia, że prezes Pinto da Costa jest „zakładnikiem” inwestorów pożyczających pieniądze klubowi, w tym João Rafaela Koehlera, biznesmena, który znalazł się na liście jako kandydat na wiceprezesa klubu…

Kto wybiera prezesa FC Porto? Jak wygląda cała ta procedura wyborcza?

– Wyboru prezesa i nowego zarządu dokonali płacący regularnie składki członkowskie sócios – klub należy do nich w 75%, to oni wskazują, kto ma podejmować decyzje dotyczące klubu w ich imieniu. Spodziewano się wysokiej frekwencji: sócios oddawali głosy w aż 44 komisjach na Est. do Dragão. I tak w trwającym jedenaście godzin głosowaniu 27 kwietnia udział wzięło 26 876 osób. To klubowy rekord i drugi wynik w historii kraju: tylko w wyborach nowego zarządu Benfiki w 2021 zagłosowało 40 085 sócios.

Przejdźmy do konkretów.

– 21 489 głosów (80,28% całości) padło na Listę B, czyli tę, której przewodził Villas-Boas. Na Pinto da Costę i Listę A zagłosowało 5224 sócios (19,52% wyborców), a na Listę C Nuno Lobo – 53 sócios (0,20%). Oddano 542 głosy puste i 69 nieważnych.

Proszę o podanie jakichś smaczków…

– W mediach społecznościowych nie brakowało informacji o tych, którzy przyjeżdżali z zagranicy, aby oddać głos na wybranego kandydata. Nie doszło do żadnego incydentu, a wszyscy trzej kandydaci i sócios zgodnie chwalili organizację wyborów; wielokrotnie padały słowa, że bez względu na wynik „zwyciężyło FC Porto”. Głosowanie obserwowało 150 dziennikarzy.

Czy w grze byli tylko dwaj kandydaci: dotychczasowy, “teflonowy” prezes i AVB? Nuno Lobo miał być “marionetką” Pindo da Costy. Ostatecznie wystartował, jeśli tak, jaki wynik uzyskał? Proszę przybliżyć jego sylwetkę.

– Biznesmen Nuno Lobo brał już udział w wyborach w 2020 roku. Zajął wtedy trzecie miejsce, zdobywając niecałe 5% (4,91%) głosów. Drugi był prawnik José Fernando Rio z wynikiem 26,44% głosów. Warto zwrócić uwagę na fakt, że te ostatnie wybory były pierwszymi od 1991 roku, w których Pinto da Costa miał jakiegokolwiek kontrkandydata. Przez prawie trzydzieści lat nie było nikogo, kto stawiłby czoła prezesowi, a na przestrzeni wszystkich piętnastu mandatów to dopiero czwarte wybory z dłuższą liczbą kandydatów.

Co postulował Lobo?

– W swoim programie Lobo stawiał na „ciągłą ewolucję” – uważał, że klub nie potrzebuje rewolucji, a jedynie pewnych korekt wytyczonego przez legendarnego prezesa kierunku. Nie wskazał np. swoich kandydatów do tzw. Rady Najwyższej (Conselho Superior). Zarzucał Villas-Boasowi niekonsekwencję i hipokryzję: gdy już w 2020 było wiadomo, że klub ma spore problemy finansowe, były trener był jednym z pierwszych, którzy poparli kandydaturę Pinto da Costy w wyborach, a w przeszłości sam deklarował, że nigdy nie wystartuje przeciwko prezesowi. Ciekawe, że Lobo jeszcze przed tegorocznymi wyborami zadeklarował, że wystartuje w 2028 roku.

Przeciwnicy AVB zarzucali mu, że zadeklarował, iż nie wystartuje za cztery lata. O czym to świadczy?

– Dla przeciwników AVB to dowód na brak zaangażowania i zainteresowania klubem, brak gotowości poświęcenia się mu, czyli to wszystko, czego symbolem jest Pinto da Costa. Przeciwko Villas-Boasowi ma też świadczyć jego młody wiek – były trener ma 46 lat – jako dowód braku doświadczenia, niezbędnego do zarządzania tak dużym klubem jak FC Porto.

Ale przecież to zdolny człowiek, który już za młodu był pewny swoich racji.

– Zgoda. Te wszystkie zarzuty brzmią interesująco w kontekście znanej wszystkim historii o tym, jak w latach 90 nastoletni AVB zastukał do drzwi domu swojego sąsiada, sir Bobby’ego Robsona, ówczesnego trenera FC Porto, i wręczył mu samodzielnie przygotowaną analizę dotyczącą wyboru do składu jednego z napastników. Robson z zainteresowaniem przeczytał opracowanie i zaprosił Villas-Boasa na treningi drużyny. To zresztą ciekawy przypadek – tak naprawdę cała zawodowa kariera AVB, od spotkania z Robsonem, poprzez asystowanie Mourinho, później samodzielną pracę z pierwszą drużyną Smoków to lata rządów Pinto da Costy. Sukcesy w 2011 były sukcesami AVB i Pinto da Costy.

Jakie kwestie w kampanii najbardziej były eksponowane? Informowała pani o szkoleniu, klubowej akademii, ale też bezpieczeństwie na stadionie. Na Pinto da Costę spadły gromy?

– Kwestie związane z budową nowej akademii FC Porto były bardzo medialne, a to z prostego powodu: to niezrealizowana obietnica wyborcza Pinto da Costy z wyborów w 2020. Dosłownie na tydzień przed wyborami, w drugiej połowie kwietnia, na wybranym i finalnie kupionym przez klub terenie wbito pierwsze łopaty pod nową inwestycję, co nieco związuje ręce nowemu prezesowi. AVB miał swoją wizję centrum szkoleniowego w innym miejscu, nieco inaczej zorganizowanego, ale jeszcze przed wyborami zapowiedział, że w przypadku wygranej projekt poprzednika zostanie dokładnie przeanalizowany, także pod kątem finansowym, przed podjęciem jakichkolwiek dalszych decyzji.

A co z przyszłością obecnego trenera?

– W ostatnich dniach przed wyborami portugalskie media donosiły też o odnowieniu kontraktów trenera Conceição i jego syna Francisco, gwiazdy obecnego składu Smoków. Miała to być gwarancja ciągłości pracy drużyny, zwłaszcza, że w umowie trenera widnieć miał zapis, że w przypadku przegranej Pinto da Costy, szkoleniowiec może ją rozwiązać bez żadnych kar finansowych…

Czy odchodzący z Porto po sezonie trener Sergio Conceição “namieszał” w kampanii? Znany jest z gorącego temperamentu, były jakieś “akcje” z jego udziałem lub znaczące wypowiedzi, aluzje?

– Tego, czy trener Conceição odejdzie, nie wiemy. Szkoleniowiec jawnie popierał Pinto da Costę podczas kampanii wyborczej i jest postrzegany jako jego człowiek. Wybór Pinto da Costy gwarantował przedłużenie jego kontraktu, a więc stabilności w klubie, Villas-Boas miał oznaczać niepewną przyszłość. Conceição formalnie zapowiedział, że jest otwarty na rozmowy o swojej przyszłości z nowym prezesem, skoro jest to teraz jego pracodawca. Decyzja należy do Villas-Boasa i w oczach części kibiców będzie to pierwszy test niezależności.

Conceição przypomina trochę Xaviego, nie panuje nad emocjami?

– Zaznaczmy, że prowadzi zespół od 2017 roku i ma na swoim koncie m. in. trzy mistrzostwa kraju i trzy Puchary Portugalii, ale słynie z wybuchowego charakteru, nie przebiera w słowach na konferencjach prasowych, ponad dwadzieścia razy w karierze był wyrzucany z boiska za obrażanie sędziów, niestosowanie się do ich poleceń. Niektórzy kibice źle patrzą na takie zachowanie połączone z przekonaniem o nieomylności. Nie pomagają też ligowe wyniki z tego sezonu – klub nie zagra w przyszłym roku w Lidze Mistrzów.

A czy piłkarze mniej lub bardziej otwarcie opowiadali się po stronie jednego z kandydatów?

– Głosowali nie tylko piłkarze, ale ogólnie sportowcy klubu i sztabów szkoleniowych będący sócios. Pinto da Costa jawnie interesował się innymi dyscyplinami w swoim klubie, pojawiał się np. na meczach siatkarskich czy hokejowych, aby dopingować, gratulował sukcesów. Aktywni sportowcy popierający jego kandydaturę nie angażowali się w kampanię wyborczą, zdecydowanie bardziej widoczni byli ci, którzy sportową karierę już zakończyli, np. Vítor Baía, współpracujący już wcześniej z prezesem.

Co zadecydowało o wyborze AVB? To powiew świeżości, znaczenie tego, że trenował w renomowanych klubach i zna futbol od podszewki i konfrontacja ze skostniałym już porządkiem? Pinto da Costa ma przecież 86 lat.

– Chociaż zaawansowany wiek Pinto da Costy był kilkukrotnie wspominany w mediach, sam zainteresowany zbywał ten temat. Villas Boas przyznał, że prezes nie powinien rządzić przez kolejne cztery, ponieważ otoczenie wykorzystuje jego słabość. Pinto da Costa zrewanżował się wypowiedzią, że może być czasami nieco „mentalnie zagubiony”, ale gorsze od tego jest „bycie imbecylem” …

Jakie były priorytety zwycięzcy wyborów?

– Villas-Boas przygotował szczegółowy program, w którym położył nacisk na restrukturyzację finansów klubu, budowę nowej akademii oraz stworzenie drużyny futsalowej oraz kobiecej. To może wydawać się zaskakujące, ale klub nie posiada swoich przedstawicieli w tak popularnych w kraju dyscyplinach. Ale zadecydowała potrzeba zmiany, solidnego „przewietrzenia klubu”, tym bardziej że mówiono o tym już dekadę temu. Pinto da Costa zawsze podkreślał, że jest gotowy do dalszej pracy na rzecz klubu, nic sobie nie robiąc z głosów krytyki.

Do awantury doszło na walnym zgromadzeniu socios. Oni mogli tam przebywać i zabrać głos, ale zaprzyjaźnieni z dotychczasowym prezesem ultrasi nie chcieli się zgodzić na krytyczne wobec da Costy wypowiedzi? To był gamechanger?

– Na 13 listopada 2023 roku zwołano nadzwyczajne walne zgromadzenie, w trakcie którego omawiane i przegłosowywane miały być kwestie ważne dla funkcjonowania klubu, m. in. związane z organizacją wyborów. Na zgromadzeniu zjawiło się aż kilka tysięcy sócios, wielu z nich niezadowolonych z sytuacji, w jakiej znajduje się FC Porto. Części przybyłych nie wpuszczono do sali, a tych, którzy chcieli wypowiedzieć się krytycznie na temat obecnego zarządu i prezesa, zaczęto zakrzykiwać, obrażać, doszło do przepychanek i szarpaniny. Okazało się, że odpowiedzialni za to byli przedstawiciele Super Dragões, grupy ultrasów popierających prezesa Pinto da Costę. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Super Dragões zawsze dbali o swoje korzystne relacje z władzami klubu i czerpali z nich korzyści, także finansowe, związane z dystrybucją biletów. Czyli kolejny kamyczek do ogródka Pinto da Costy.

Portugalia tym żyła?

– Sprawa odbiła się szerokim echem w portugalskich mediach i to nie tylko sportowych, pisano o „skandalu” i „czarnym dniu w historii FC Porto”. Rozczarowani z tego i wielu innych powodów kibice zaczęli gromadzić się właśnie wokół Villas-Boasa, tym bardziej że już od jakiegoś czasu pojawiały się plotki o jego starcie w wyborach. Były trener Smoków ostatecznie potwierdził swoją kandydaturę w styczniu tego roku i w trakcie trwania kampanii nieustannie podkreślał, jak duże jest niezadowolenie kibiców i brak zgody na obecną sytuację.

W jakim stopniu wykorzystywano media społecznościowe w artykułowaniu postulatów, wizji na przyszłość klubu? Czy to był istotny element? Wydaje się, że w dzisiejszych czasach to konieczność.

– Były prezes podporządkował główne tematy swojego programu pod zagadnienia poruszane przez AVB, aby niejako na bieżąco odpowiadać na jego propozycje. O ile jednak zarówno ABV, jak i Nuno Lobo umieścili szczegółowe programy swoich kandydatur w internecie, żaden podobny dokument nie znalazł się na stronie Pinto da Costy.

A jeśli chodzi o języczek u wagi…

– O wiele ważniejsze od postów w mediach społecznościowych były spotkania kandydatów z sócios w tzw. casas do FC Porto, domach FC Porto, możemy powiedzieć, że klubach kibica rozsianych po całej Portugalii i nie tylko, ponieważ Villas-Boas jako pierwszy w historii odwiedził „casas” poza Portugalią, w Luksemburgu i Szwajcarii, gdzie mieszka i pracuje spora mniejszość portugalska. Wszyscy trzej kandydaci odwiedzili po kilkanaście takich miejsc, w których prezentowali swoje programy, wysłuchiwali opinii kibiców, odpowiadali na ich pytania. Bezpośredni kontakt z sócios-wyborcami miał w tej kampanii naprawdę spore znaczenie.

Mimo że AVS uwypuklił trudną sytuację finansową i sugerował odpowiedzialność za to, co oczywiste, swojego poprzednika, zwracał się do niego z szacunkiem? Natomiast PdC deprecjonował na różne sposoby swojego rywala?

– Pinto da Costa był o wiele bardziej dosadny w swoich komentarzach na temat młodszego konkurenta. Zwracał uwagę, że AVB przez całą swoją kampanię próbował dzielić członków klubowej rodziny, a nawet wpływać na sędziów, którzy wraz z ogłoszeniem przez byłego trenera decyzji o kandydowaniu zaczęli… sędziować na niekorzyść Smoków. Doszukiwał się wśród otaczających AVB „wrogów FC Porto” i przedstawicieli lizbońskich mediów. Były trener FC Porto na każdym kroku przypominał, że nie podważa dorobku prezesa, a system układów i nadużyć wokół niego, „dysfunkcyjną strukturę”, której efektem są opłakane finanse klubu. Chwilę po wygranej Villas-Boas dziękował poprzednikowi i zadeklarował, że FC Porto zawsze będzie domem dla Pinto da Costy.

Jaka była reakcja Pinto da Costy na porażkę?

– W nocy z soboty na niedzielę Pinto da Costa nie rozmawiał z prasą, w mediach społecznościowych jego kandydatury pojawiły się krótkie podziękowania dla kibiców oraz życzenia powodzenia dla „nowej ekipy”. Chociaż Pinto da Costa deklarował, że nie ma numeru telefonu do Villas-Boasa, ten odebrał od niego telefon z gratulacjami i zaproszeniem do wspólnego obejrzenia w loży prezydenckiej spotkania ze Sportingiem. AVB podziękował i odmówił – chciał po raz ostatni zasiąść na swoim stałym miejscu na trybunie wśród innych kibiców.

* * *

Anna Olchówka – filolog hiszpański i portugalski, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego i Universidade Aberta w Lizbonie. Pasjonatka kina, sportu i historii współczesnej. W lutym na Uniwersytecie Wrocławskim obroniła pracę doktorską poświęconą obrazowi piłki nożnej w kinie czasów frankizmu i salazaryzmu.

Bartłomiej Najtkowski